Kameralnie, bez zadęcia, za to z ogromną pasją. Autorska Galeria Ity Haręzy w Reszlu to raczej dom gościnny pełen sztuki, niż komercyjna przestrzeń. Ita Haręza przyciąga artystyczną śmietankę, jak i miejscowych. 

MADE IN: Senne po sezonie letnim warmińskie miasteczko to dobre miejsce na galerię sztuki?

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Ita Haręza: Myślę, że każde miejsce jest dobre, o ile tworzy się je z przekonaniem. Mój rodzinny dom w mazurskiej wsi Talki, od kiedy pamiętam, funkcjonował jako galeria. Stąd wiem, że powodzenie takich miejsc to sprawa intencji – energii, którą wysyłamy w świat. I która do nas wraca w różnych formach. Galeria jest jednocześnie moim domem i pracownią. Są dni, kiedy nie mam gości, wtedy rysuję albo piszę.

Autentyczność broni się na rynku?

Lubię to miejsce, co na pewno przekłada się na jego odbiór. Nie działam według żadnego programu, ale zgodnie z tym, co dyktuje mi serce. Pomieszczeniom charakter nadają oryginalne meble wykonane przez mojego tatę – rzeźbiarza Andrzeja Haręzę. Mam tu także tomik jego wierszy i kilka innych niszowych wydawnictw. Prezentuję w galerii własne prace i kilkorga serdecznych przyjaciół artystów, których wyjątkowo cenię zawodowo i prywatnie. Wystawiam malarstwo Jana Wołka, biżuterię Joanny Tofiło, pejzaże Agnieszki Mitury, rysunki Marka Andały, grafiki Joanny Wiszniewskiej-Domańskiej, fotografie Wojtka Plewińskiego. Z każdą z tych osób wiele mnie łączy. Z Agnieszką, Jankiem i Markiem bywam na plenerach malarskich, których jestem uczestnikiem lub organizatorem. Wojtek od lat przyjaźni się z naszą rodziną, Joanna Domańska była promotorem mojej pracy doktorskiej, a Joasia Tofiło to przyjaciółka naszej sąsiadki, znakomitej artystki Agnieszki Kruk, która zaprojektowała moje wizytówki i galeryjny katalog.

Trafiają tu świadomi koneserzy sztuki?

Często tak. Goście przyjeżdżają z odległych stron, znajdują galerię w social media, albo dowiadują się o niej drogą pantoflową. Pojawiają się by zobaczyć samo miejsce, kupić prace konkretnego artysty. Zależy mi by artyści otrzymywali przynajmniej równą wartość autorskich cen i nie narzucam wysokich marż jak w typowych komercyjnych galeriach. Bywa, że nabywcy przelewają pieniądze za zakupioną pracę bezpośrednio autorowi. My – artyści, działamy we wspólnej sprawie, powinniśmy więc o siebie dbać. To wzajemne przyjacielskie wsparcie i wymiana, a nie chłodna kalkulacja. Biznes jest dodatkową wartością tego miejsca.

Reszel często określany jest Kazimierzem Północy.

Odkąd mam u siebie prace związanego z Kazimierzem Dolnym Jana Wołka, często słyszę to powiedzenie. Problem w tym, że do Reszla – prawdziwej perełki Warmii, nie można dojechać ani autobusem, ani pociągiem. Ale kiedy ktoś już tu dotrze, jest pod wrażeniem atmosfery i bajecznej urody miasteczka. To – tak jak Kazimierz – świetne miejsce do zajmowania się twórczością o bogatej artystycznej tradycji.

 

Jak obecność galerii w małych społecznościach uwrażliwia je, uświadamia na temat sztuki?

Takie zmiany dzieją się powolutku, ale są dostrzegalne. Mój gospodarz Andrzej Kozubowski, z którym pracowałam w Galerii Zamek w Reszlu i od którego wynajmuję przestrzeń, bardzo mnie wspiera. Mam wrażenie, że szczerze ceni obecność galerii pod własnym dachem. Sąsiad, tak po prostu, przyniósł mi zbiór zdjęć Reszla z lat 50. Odwiedzają mnie miejscowi, zarówno dzieci, jak i dorośli, żeby porozmawiać o sztuce i często o własnych artystycznych ambicjach. Czasem przyjmuję ucznia na lekcje rysunku. Obserwuję jak moja galeria wrasta w pejzaż miasteczka. Szkoła kupiła grafikę na prezent dla zagranicznego partnera. Największą radość okazują ci, którzy w Reszlu się urodzili, a teraz żyją w dużych miastach. Traktują galerię jako dowód na to, że warto tu wracać.

Rozmawiała: Beata Waś

Fotografia: Jarek Poliwko