Kazał czekać swoim fanom 15 lat. Aby złapać inspirację potrzebował wyjazdu do miejsca, które zmieniło historię rock and rolla. Tytuł płyty „Muzyka i słowa Stanisław Soyka” mówi w zasadzie wszystko. Ale dodamy, że jest na niej kawałek Warmii.

MADE IN: Żeby siebie odnaleźć, trzeba ciszy” – śpiewasz na nowej płycie. Gdzie ją znalazłeś?

Stanisław Soyka: To piosenka w pewnym sensie o sumieniu, które słychać właśnie w ciszy. Musi to być miejsce daleko od szosy, na przykład warmińska wieś, albo Puszcza Białowieska. Płyta jednak zaczęła powstawać podczas pobytu w USA, w górach stanu Nowy Jork. Spędzałem tam urlop u przyjaciela, który wybudował dom w niezwykłym krajobrazie. I wabi do niego okolicznych muzyków na jam session. Nigdy nie nagrałem się tak wielu utworów Rolling Stonesów czy Boba Dylana, który również w tamtych okolicach niegdyś pomieszkiwał. Na farmie w nieodległym Bethel, odbył się w latach 60. Woodstock Festival. Napisałem w tych inspirujących okolicznościach dwa pierwsze teksty na autorską płytę, zacząłem kilka innych. Po tym albumie wybieram się z powrotem w jakąś strefę ciszy tworzyć na „drugą nóżkę”.

Nazbierało się refleksji po 15 latach przerwy w pisaniu?

Przez te lata komponowałem głównie muzykę do wierszy poetów, więc nie próżnowałem. Ale jakieś pięć lat temu ludzie zaczęli dopytywać, kiedy wreszcie sam coś napiszę, bo chcieliby wiedzieć co myślę na temat dzisiejszości. Czułem się onieśmielony, nie wiedziałem od czego zacząć. Nie chciałem aby zabrzmiało to ekshibicjonistycznie jak spowiedź stetryczałego mądrali. Inaczej się myśli o świecie jak się ma 20 lat, a inaczej i z nieco większą pokorą cztery dekady później. Więc jak przyszedł odpowiedni moment, zaczęło powstawać skromne, nie narzucające się i chyba uniwersalne wyznanie 60-latka, pokazujące piękno mojego świata.

W tym również Warmii – utwór „W Piotrowym mateczniku” dedykujesz gospodarstwu we wsi Godki i jego właścicielowi.

Utwór powstał rok temu właśnie w Godkach, gdzie bywam od lat 80. ubiegłego wieku. Chciałem oddać w nim niezwykły klimat tego uroczego zakątka, który jest mi szczególnie bliski. Dorastały tam moje dzieci pod okiem Piotra Romanowskiego, wieloletniego przyjaciela, niezwykłego człowieka z klasą, znanego z ogromnego zaangażowania na rzecz ochrony przyrody. To jedna z osób, z którą mogę godzinami prowadzić rzadkie w obecnych czasach nieśpieszne, stoickie rozmowy. W utworze oddałem szacunek temu wojownikowi Greenpeace, lokalnej przyrodzie i podziękowałem opatrzności za to, że moi synowie mieli wzór głębokiego człowieczeństwa obok siebie.

W piosence „Czas na zmiany” opowiadasz, że dzieci poszły z domu. Częściej spotykasz się z nimi na senie niż prywatnie?

Na płycie towarzyszą mi dwaj starsi synowie: Kuba zagrał na bębnach, Antek na keybordach. Obaj wybitnie zdolni, ale z Antkiem, reżyserem dźwięku, moje muzyczne drogi się rozchodzą. Nagrał swoją płytę, okazał się świetnym kompozytorem i producentem. Zawsze byłem przygotowany, że panowie pójdą swoją drogą i tak zaczyna się dziać. Z Kubą częściej współpracuję, jego śpiew i umiejętności instrumentalne są unikalne. Na tej płycie sam sięgam głównie po gitarę akustyczną, dlatego żartobliwie określam ten album jako folkowy. Można tu usłyszeć późne lata 70., rythm & blues’a, wpływy reggae, ballady. Dzięki ogromnej „chemii” w ośmioosobowym zgranym zespole, płytę nagraliśmy w dwa dni.

Nawet nie siliłeś się szczególnie na rymy w utworach czy oryginalny tytuł płyty.

Tytuł płyty „Muzyka i słowa Stanisław Soyka” rzuciłem dla żartu podczas burzy mózgów w wydawnictwie. Uznano zgodnie, że to dobry pomysł, bo od razu mówi czego można się spodziewać. A że album powstał z „zapotrzebowania społecznego”, stworzyłem prostolinijne piosenki i taki tytuł je okrasza. Teksty pojawiają się kiedy przychodzi zawołanie, pierwsze hasło, natchnienie. Potem trzeba przebrnąć przez całe światy refleksji i skrócić je do jednego słowa, zdania. Muzykę pisze czasem za jednym zamachem, z tekstami nie jest tak łatwo. Ale pisało mi się na tyle dobrze, że pomału powstaje kontynuacja. Ale na pewno już nie w tym roku. Jedyne czego w życiu nie znoszę to pośpiech. I wypracowałem sobie taki komfort, że nie robię sobie i innym ciśnienia.

Tekst: Beata Waś Obraz: Bartosz Piotrowski