O świcie i wieczorem mój umysł działa jak żyleta. A kiedy słońce wspina się po niebie, przychodzi kolej na ciało – libido mam w zenicie. Uwięziona niegdyś przy firmowym biurku cierpiałam, fantazjując o zmysłowych rozkoszach. Natomiast wieczorem zamiast ochoczo zmierzać do sypialni, wolałam pisać ofertę. Harmonię odnalazłam, kiedy work zamieniłam na workation. A jak jest u ciebie?

Droga do workation

Ośmiogodzinny dzień pracy to relikt epoki przemysłowej, który sprawdza się w fabryce, ale niekoniecznie w biurze, w pracy kreatywnej, strategicznej, koncepcyjnej. Zanim stałam się panią swojego czasu (nie mylcie mnie z Olą Budzyńską), zatrudniona byłam w sześciu firmach: od urzędu, a potem instytucji kultury, przez korporację, kończąc na kilku agencjach reklamowych.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Jak zużywasz swoją turbomoc?

Nikt z nas – pracujących na pełen etat – nie działał wydajnie więcej niż 3–4 godziny. Po godzinie dwunastej większość cierpiała na energetyczny zjazd, a od piętnastej odliczało się minuty do końca roboty. Ze znużenia mógł nas wyrwać biurowy romans, niespodziewana afera, cokolwiek, byle tylko wstać od komputera.

I to nie jest opowieść o lenistwie ani unikaniu obowiązków, ale o mocach przerobowych umysłu, który uwielbia pracę w interwałach. A biorąc pod uwagę, że każdy człowiek w cyklu dobowym ma dwie godziny tzw. turbomocy kiedy pracuje kilkukrotnie efektywniej, nic tylko wstrzelić się w ten czas i już można skrócić dzień pracy przynajmniej o połowę. Gdy byłam na etacie indywidualny czas pracy wydawał się zbyt śmiałym marzeniem! Kogo obchodziło czy jesteś typem skowronka czy sowy?

Workation, czyli taras zamiast biurka

Równie odważne, a wręcz bezczelne było fantazjowanie o pracowaniu w piżamie albo na tarasie letniego domu oddalonego od biura o 200 km lub nawet o dwa tysiące km. Przecież oko pańskie konia tuczy, a gdy kota nie ma, myszy harcują – trzeba być przy biurku, podpisać listę, odbić kartę, być punktualnym.

I nagle czarny łabędź historii – pandemia – z dnia na dzień sprawiła, że biurowce opustoszały, w warszawskim „Mordorze” zgasły światła, a ludzie przełączyli się na tryb online. Miało być na chwilę, minąć wraz z covidem, a tymczasem coraz więcej mieszkańców dużych miast zaczęło kupować działki w zielonych regionach Polski, również na Warmii i Mazurach.

– Do siedziby IBM po pandemii wróciło może 10–20 proc. ludzi. Zazwyczaj wymagały tego ich stanowiska – zauważa Michał, architekt systemów IT, który, tak jak kilku jego kolegów, przeniósł się z pracą na Mazury. Do wykonywania zadań wystarczy mu laptop i szybkie łącze. – W naszej branży praca zdalna była zawsze, ale dzięki pandemii wzrosło zaufanie, zarówno przełożonych do podwładnych, jak i naszych klientów. Niegdyś uzyskanie zdalnego dostępu do danych banku wymagało mnóstwa procedur. Nasza fizyczna obecność w siedzibie klienta dawała mu poczucie bezpieczeństwa i kontroli, a dziś łączymy się z serwerami banków z całego świata.

Workation, czyli słońce dla umysłu i obcowanie z naturą

– Słońce! Wreszcie mam go tyle, ile potrzebuje – dorzuca Magda, asystentka zarządu przedsiębiorstwa produkcyjnego, która przez ostatnie dwie dekady pracowała w godz. 8–16, zawsze w promieniach sztucznego światła. – Jesienią i zimą wychodziłam z domu o zmroku i o zmroku wracałam, zaś wiosną i latem, zanim dojechałam do domu za miastem, słońce już zachodziło. Teraz mogę wreszcie cieszyć się moim warmińskim domem nad Łyną, a moje zdjęcia z ogrodu podpisuję hasztagiem #MieszkamNawakacjach.

Z kolei hasztagiem #PracujęNaWakacjach oflagowują swoje zdjęcia przyjezdni, którzy na Warmii i Mazurach wynajmują kwatery na tydzień, dwa, a czasem całe miesiące i pracują, jednocześnie ciesząc się pobytem w urokliwym miejscu.

To se ne vrati?

Ludzie, którzy wybrali workation zamiast work zgodnie mówią, że dzień nie upływa im tylko na pracy, ale na korzystaniu z dobrodziejstwa pogody, uprawianiu sportów, spotkaniach przy kawie i prozaicznych czynnościach, które „etatowcy” robią na wiecznym niedoczasie. „Nie budzę dzieci o świcie, żeby zaprowadzić je przed pracą do przedszkola”, „wreszcie mogę zdrowo gotować, a nie jadać półprodukty”, „kiedy dziecko jest chore, nie muszę brać L4”, „w południe zawsze ucinam sobie drzemkę”, „żeby załatwić urzędowe sprawy, nie biorę już całego dnia urlopu” – lista plusów zarówno dla pracowników, jak i pracodawców jest długa i niekwestionowana. Lecz coraz więcej tych drugich narzeka, że brak życia biurowego obniża kreatywność, ducha współpracy i identyfikację z firmą. Dlatego np. zarząd Facebooka wydał komunikat o konieczności powrotu do biur przynajmniej na trzy dni w tygodniu.

Z decyzją o łączeniu pracy z wypoczynkiem jest jak z każdym wyborem – przynosi zarówno korzyści, jak i straty. Jednak mój osobisty umysł, który karmi się drzemkami w ciągu dnia, seksem w pełnym słońcu, aktywnością fizyczną oraz ciszą lasu, nigdy nie był w lepszej formie. „To se ne vrati” – nucę więc pod nosem, bo takiej wolności ludzie łatwo nie oddadzą. Workation to standard XXI wieku – a biegu historii pierwszym lepszym kijem zawrócić się nie da.

  • Tekst: Aga Kacprzyk
  • Obraz: Michał Stryga