Garnek lub plastikowa butelka to często jedyny majątek mieszkańców tej wyspy. Co w takim razie fascynuje w niej Katarzynę? To, że potrafią cieszyć się tu z małych rzeczy. Na Madagaskarze jest biednie, ale na pewno nie ponuro.

Po dwóch miesiącach wakacji w rodzinnym Olsztynie, Kasia pakuje walizkę na rok. Sama nie potrzebuje wiele do życia i pracy – na Madagaskarze stała się minimalistką. Zabiera za to gadżety, które mogą przydać się w sierocińcu i szkole w której pracuje – trochę zabawek, przyborów szkolnych i słodyczy. No i przemyca kawałek żółtego sera, za którym tęskni w Afryce. Tam, na wyspie, jada się głównie ryż. Dla mieszkańców Madagaskaru jest cenny jak złoto. Życie odmierza się tu puszkami ziaren. Jedna z nich to dzienna racja żywieniowa dla trójki dzieci. Koszt puszki? Złotówka.
– Pobyt na Madagaskarze przewartościował moje życie – tłumaczy Katarzyna Białous, założycielka Fundacji Ankizy Gasy – Dzieci Madagaskaru. – Zdałam sobie sprawę ze zbędnego przepychu, w którym żyjemy w Europie, z problemów, które niepotrzebnie stwarzamy. Tam, w lepiankach, ludzie żyją poniżej granicy ubóstwa. Ale każdy najmniejszy gest czy drobiazg, który otrzymują, sprawia, że promienieją radością.
I ta radość jest zaraźliwa.

To dlatego Madagaskar wciągnął ją na dobre. Po skończeniu studiów w Poznaniu trafiła do Londynu. A tam – jak w przypadku większości rodaków na emigracji – praca bez satysfakcji. Skończyła 30 lat i postanowiła spełnić marzenie drzemiące w niej od dawna. Zgłosiła się do angielskiej organizacji poszukującej wolontariuszy do pracy na Madagaskarze. Została animatorką i nauczycielką języka angielskiego w jednym z tamtejszych sierocińców.
– Kiedy po półrocznym pobycie wróciłam do Europy, nie mogłam się odnaleźć. Pogoń za pieniędzmi, wyrzucanie jedzenia, marnowanie wody, narzekanie i wiele innych nawyków Europejczyków wydawały mi się płytkie i pozbawione sensu. Nie miałam nawet ochoty na shopping, stare ubrania wydawały mi się wystarczające. Tęskniłam za dziećmi, z którymi związałam się emocjonalnie, ich uśmiechem i wdzięcznością. Przekonywałam się coraz mocniej, że chcę wrócić do Afryki. Po co? Żeby na miarę swych sił walczyć z głodem, analfabetyzmem i wykluczeniem społecznym.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Kasia i dwie inne wolontariuszki zarażone „bakcylem Afryki” w 2011 roku założyły Fundację Ankizy Gasy – Dzieci Madagaskaru. Zaczęły od prowadzenia adopcji na odległość, zbierania pieniędzy na zakup ryżu i mleka. Dzięki europejskim „rodzicom” udało się sfinansować edukację 140 maluchom. Zachęcały studentów do pracy wolontariackiej – na Madagaskarze pojawiła się m.in. grupa z Wydziału Nauk Medycznych UWM w Olsztynie.
– Dzieci uwielbiają szkołę, zajęcia z wolontariuszami – tłumaczy. – W domu nie mają zabawek ani należytej opieki, więc chętnie chłoną każdą formę edukacji czy zajęcia czasu wolnego. Mogą godzinami układać te same puzzle czy klocki. Czują się wybrańcami. Na Madagaskarze niewiele dzieci ma szansę na edukację, niektóre z nich muszą pracować, aby pomóc utrzymać rodzinę.

Większość roku Kasia spędza w domu wolontariusza w niewielkiej miejscowości niedaleko stolicy Madagaskaru. Co prawda zazwyczaj mają tu bieżącą wodę, prąd i internet, ale często zdarzają się przerwy w dostawie. Dlatego rezerwowe wiadra na wodę zawsze muszą być napełnione. A poza tym trudno narzekać. Lemury i kameleony spacerują po ulicach. Roślinność i krajobrazy zapierają dech w piersiach. Gdyby nie bieda – raj na ziemi.
– Za to relacje międzyludzkie są tu spontaniczne i pełne życzliwości. Jedna z koleżanek spotkała wieczorem w ogrodzie obok naszej bazy tubylca i wdała się z nim w rozmowę. Co prawda chciał ukraść rower, ale był tak łagodny i miły, jak wszyscy ludzie tutaj, że nie zorientowała się, jakie ma intencje. Głód popycha czasem ludzi do desperackich czynów, ale i tak żyje się tu o wiele bezpieczniej niż w Europie – zapewnia.
Kasia, tak jak większość współpracujących z nią wolontariuszy z Europy, nie założyła jeszcze rodziny.
– Singlowi łatwiej jest wyjechać i poświęcić się innym. A dzieci pod nasza opieką przechodzą metamorfozę z dnia na dzień. To strasznie motywujące. Fakt, że czynię ten świat odrobinę lepszym, daje mi satysfakcję, której nie zamieniłabym na nic innego.

Tekst: Karolina Bergman
Obraz: archiwum Katarzyna Białous