Jej życiorys jest pełen niezwykłych wydarzeń i zwrotów akcji. A przede wszystkim nietuzinkowych kreacji, które zapisały się w historii mody, sztuki, filmu. Słynna Veruschka von Lehndorff, hrabina pierwsze lata życia spędziła w rodowym pałacu w Sztynorcie. Jak dzisiaj jej postać wpływa na to, co dzieje się wokół słynnego z burzliwych losów zabytku?

Posłuchaj artykułu na Spotify

Vera von Lehnodorff

11 razy pojawiła się na okładce „Vogue”, fotografowali ją najsłynniejsi – Irvin Penn i Bert Stern, Helmut Newton, Steven Meisel czy Richard Avedon, który okrzyknął ją najpiękniejszą kobietą świata.

Veruschka von Lehndorff – zmysłowa gwiazda, prosto z okładki „Vogue”

To jedna z najbardziej zmysłowych scen w historii kina – w„Powiększeniu” Antonioniego, modelka w lśniącej czarnej sukience wije się na ziemi przed fotografem. Zagrała ją Veruschka – Vera von Lehndorff, która tą rolą ukoronowała swoją karierę w świecie showbiznesu. 11 razy pojawiła się na okładce „Vogue”, fotografowali ją najsłynniejsi – Irvin Penn i Bert Stern, Helmut Newton, Steven Meisel czy Richard Avedon, który okrzyknął ją najpiękniejszą kobietą świata. Ale przez kilkadziesiąt powojennych lat mało kto wiedział, że jest córką Heinricha von Lehndorffa, ostatniego dziedzica majątku w Sztynorcie na Mazurach.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Vera von Lehndorff- Buty Ribbentropa

Ze względu na prestiż sztynorckiego pałacu, w 1941 roku jego zachodnie skrzydło zarekwirowało ministerstwo spraw zagranicznych III Rzeszy i rozgościł się tu wraz z funkcjonariuszami gestapo minister Joachim von Ribbentrop. We wschodnim skrzydle hrabia Henrich von Lendhorff mieszkał z żoną Gottliebe i córkami, m.in. Verą. Pod nosem nazistów organizował spisek. Był jednym z najważniejszych uczestników tajnego sprzysiężenia, które w lipcu 1944 roku dokonało zamachu na Hitlera w jego kwaterze w Wilczym Szańcu. Hrabiego skazano na śmierć w berlińskim więzieniu, jego żonę zesłano wgłąb Niemiec do obozu pracy, a cztery córki, m.in. pięcioletnia wówczas Vera, trafiły do rodzin zastępczych.

– Do dziś pozostało zagadką: dlaczego nie zostały zamordowane rodziny spiskowców – przyznaje Piotr Wagner, przewodnik w Sztynorcie, wolontariusz Polsko-Niemieckiej Fundacji Ochrony Zabytków Kultury. – 84-letnia Veruschka von Lehndorff, żyjąca w Niemczech, wspominała, że jeszcze po wojnie dzieci w szkole nazywały ją zdrajczynią III Rzeszy. Miałem okazję oprowadzać ją po pałacu. Z dzieciństwa zapamiętała idealnie wypastowane buty Ribbentropa i jego zawsze spocone ręce.

Jeżeli interesują cię los Pałacu w Sztynorcie przeczytaj koniecznie:

Pałac Lehndorff'ów w Sztynorcie

„Pałac był otoczony parkiem i wszędzie było mnóstwo zieleni. A potem wyjechaliśmy i został mi tylko beton i asfalt. Specjalnie wchodziłam na czwarte piętro w bloku, gdzie mieszkałam, bo tylko stamtąd było widać zieleń”.

Żywa rzeźba

Jeszcze przez wiele lat po wojnie Verę prześladowała etykietka „córki mordercy”.

„Dziś jestem córką bohatera, wtedy jednak byłam dzieckiem zbrodniarza, a moja matka – wdową po zdrajcy. Bardzo tęskniłam za posiadłością w Sztynorcie. I za ojcem – pozostał mi jedynie obraz jego twarzy, gdy jedzie na koniu przez łąki albo gdy pokazuje mi kamienie na dnie połyskującego w słońcu jeziora” – wspominała w jednym z wywiadów. – „Pałac był otoczony parkiem i wszędzie było mnóstwo zieleni. A potem wyjechaliśmy i został mi tylko beton i asfalt. Specjalnie wchodziłam na czwarte piętro w bloku, gdzie mieszkałam, bo tylko stamtąd było widać zieleń”.

13 razy zmieniała szkoły zanim zaczęła studiować na Akademii Sztuk Pięknych w Hamburgu. Kamienie sztynorckie stały się częstym motywem w jej twórczości artystycznej. W trakcie studiów wyjechała do Florencji, gdzie zaczepił ją – urzeczony oryginalną urodą – fotograf Ugo Mulas, doradzając, żeby spróbowała pozować do zdjęć. Vera zrozumiała, że aby się wybić, musi się wyróżniać. Zaczęła od zmiany imienia. Veruschka brzmiało znacznie ciekawiej i bardziej egzotycznie. Ubierała się na czarno i tapirowała swoje długie do pasa włosy. Na castingach zachowywała się, jakby nie zależało jej na pracy, była dzika, niezależna i… bardzo szybko zwróciła na siebie uwagę najważniejszych modowych fotografów.

– „Sukces przyszedł dopiero wtedy, gdy stałam się Veruschką” – przyznała w filmie dokumentalnym „Veruschka – życie przed kamerą” z 2005 roku. – „W tej roli mogłam sobie pozwolić na wszystko. Mimo że za nią stała nieśmiała, niepewna siebie dziewczyna. Moją cechą jest melancholijny wyraz twarzy. Prawie zawsze była na niej pieczęć dekadenckiego smutku”.

Została pierwszą niemiecką fotomodelką, a jej image wyprzedzał trendy lat 60. W ciągu kilku lat ponad 800 magazynów umieściło jej zdjęcia na okładkach. Stawała przed obiektywem najsłynniejszych fotografów, inspirowała Andy’ego Warhola, a w latach 60. poznała Salvadora Dali. W 1963 roku pracowała przy jego performansie, w którym była żywą rzeźbą pokrytą pianką do golenia.

– „Moda szybko mnie znudziła, chciałam robić coś innego. W trakcie tego surrealistycznego performance’u pomyślałam: jak inaczej można wykorzystać ciało w sztuce?” – przyznała w dokumencie.

Veruschka von Lehndorff przekraczała niejedne granice

W latach 1960–70 nawiązała współpracę z fotografem Holgerem Trülzschem. To był punkt zwrotny w jej życiu. Zainicjowała nowy styl pracy, w którym modelka ma wpływ na kształt sesji i jest partnerką fotografa. Kreacje od najlepszych projektantów zamieniła na farbę i została jedną z pierwszych współczesnych artystek body-paintingu. Pomalowane ciało stapiało się z tłem – metaliczną bramą, ruinami domów czy stertą zużytych ubrań.

– „Pociągały nas zniszczone materiały i zardzewiałe powierzchnie, ślady przemijania” – przyznała. – „Nic nie trwa wiecznie. Lubię przemijać, nie budzi to we mnie strachu, raczej obiecuje wyzwolenie”.

Sztuka i moda połączyły się w jej życiu. W latach 90. wykonała cykl „Emanacje” z udziałem fotografa Hubertusa Ilse – serię autoportretów stylizowanych na postaci ze świata filmów, czarnoskórych raperów. Kostiumy stworzyli projektanci z całego świata. Wielu obecnych twórców i fotografów inspiruje się jej dorobkiem.

– „Zawsze chciałam przekraczać swoje granice, zmieniać nie tylko suknie i fryzury, ale i skórę. Służyła mi jako materiał” – przyznała w filmie o niej samej.

W latach 90. i na początku XXI wieku Vera wróciła na wybiegi, współpracując z domem mody Chanel, Karlem Lagerfeldem oraz Michaelem Korsem. Od 2005 roku mieszka i pracuje w Berlinie. W 2006 roku zagrała niemiecką hrabinę w 21. części przygód Jamesa Bonda „Cassino Royale”.

– Dopiero gdy dorosłem, zdałam sobie sprawę z wagi kariery supermodelki i artystki mojej cioci Very – przyznaje Verus von Plotho, syn Gabriele, młodszej siostry Very. – Poznała słynne osobowości, wielu z nich stało się jej bliskimi przyjaciółmi. A dla mnie była po prostu ciepłą, zabawną, inteligentną i opiekuńczą osobą. Prywatnie jest bardzo skromna, kocha sztukę, dba o zwierzęta, środowisko i świetnie się z nią spędza czas.

Duchowy patronat

W 2007 roku Veruschka von Lehnodorff zobaczyła Sztynort pierwszy raz po 63 latach. – „Wtedy, gdy stałam przed pałacem, wracała do mnie jedna myśl – moje życie byłoby kompletnie inne, gdybym tam mieszkała, dorastała w tym otoczeniu, w arystokratycznej rodzinie” – mówiła w jednym z wywiadów. – „Pewnie poślubiłabym księcia albo arystokratę i żyła bardzo nudnym życiem. Za to pięknym i spokojnym. Czy to by mi się podobało? Nie wiem, ale pewnie nie zostałabym artystką”.

Mizerny stan pałacu skłonił Verę do założenia Wspólnoty Lehndorffów, która ma na celu m.in. zbieranie funduszy na ratowanie zabytku. W 2009 roku barokowy pałac za symboliczną złotówkę przejęła Polsko-Niemiecka Fundacja Ochrony Zabytków Kultury, która walczy o zdobycie środków na podniesienie go z ruiny. Od kilku lat trwają prace zabezpieczające go przed dalszym niszczeniem.

– Vera opowiadała mi, że kiedy zobaczyła pałac, odżyły w niej wspomnienia z dzieciństwa, a w sercu usłyszała jego głos „ratuj mnie” – przyznaje mecenas Wojciech Wrzecionkowski, prezes Polsko-Niemieckiej Fundacji Ochrony Zabytków Kultury. – To dzięki niej i jej wpływowej w Niemczech rodzinie, otrzymujemy coroczne wsparcie Bundestagu na odbudowę zabytku. To nasza kroplówka finansowa.

Póki co zabezpieczono fundamenty pałacu, naprawiono dziurawy dach, spięto prętami z włókna węglowego wieżę grożącą zawaleniem. Ręcznie malowane deski stropowe trafiły do pracowni konserwatorskiej w Niemczech. W tym roku Bundestag przyznał rekordową dotację – 1,5 mln euro. Fundacja chce za te pieniądze odnowić elewację pałacu, okna i dach. W przyszłym roku, w 80. rocznicę stracenia w berlińskim więzieniu Heinricha von Lehndorffa, planowane są tu uroczystości z udziałem jego potomków.

– Mamy nadzieję, że zdążymy do rocznicy z pracami – przyznaje Wojciech Wrzecionkowski. – Pieniędzy jeszcze nie otrzymaliśmy, ponieważ sporna pozostaje kwestia czy wydać je tak jak chce nasza fundacja, czy na prace projektowe, które według strony niemieckiej, zaangażowanej w remont, są niezbędne.

– Nasza rodzina ma ogromną nadzieję, że pałac w Sztynorcie stanie się kiedyś znowu żywym miejscem, w którym spotykają się ludzie, kwitnie działalność naukowa i kulturalna – dodaje Verus von Plotho. – Cieszymy się z działań wokół pałacu i z tego co firma Nowy Sztynort zrobiła w tych okolicach. Stare budynki są odnawiane, a port znów tętni życiem. Rolą naszej rodziny jest obecność i nieustanne wspieranie działań w budynku i wokół niego. Jesteśmy duchowymi patronami, ale prawdziwą pracę wykonuje wielu wspaniałych ludzi, którzy chcą, aby Sztynort znów stał się perłą Mazur, którą kiedyś był.

„Kiedy w 2007 roku znów zobaczyłam Sztynort, zrozumiałam wreszcie, co znaczy wyrażenie: poczuć się jak w domu” – wspominała Veruschka von Lehndorff. – „Pola, las, chmury na niebie, wielka cisza – to wszystko bardzo pomogło mi w przezwyciężeniu melancholii. Mam nadzieję, że Sztynort nie stanie się nigdy zwykłym mazurskim kurortem z polem golfowym, dyskoteką i domkami letniskowymi”.

„Kiedy w 2007 roku znów zobaczyłam Sztynort, zrozumiałam wreszcie, co znaczy wyrażenie: poczuć się jak w domu” – wspominała Vera. – „Pola, las, chmury na niebie, wielka cisza – to wszystko bardzo pomogło mi w przezwyciężeniu melancholii. Mam nadzieję, że Sztynort nie stanie się nigdy zwykłym mazurskim kurortem z polem golfowym, dyskoteką i domkami letniskowymi”.

  • Tekst: Beata Waś
  • Obraz: Obraz: Tomasz Waszczuk / Agencja Wyborcza.pl, Agnieszka Morysińska, arch. Vera von Lehndorff
Mecenas reportażu

JACEK GOSK – regionalista, pasjonat małych ojczyzn i społecznik zaangażowany w lokalne działania. Właściciel Zespołu Dworsko Parkowego w Sztynorcie Małym, należącego do folwarków z klucza Lehndorffów.

Gospodarstwo Rolne Jacek Gosk

11-610 Pozezdrze, Młyńska 6

jgosk@poczta.onet.pl