Lokalne przysmaki z dostawą pod drzwi i grafiki noclegów pękające w szwach. Potencjał warmińsko-mazurskiej wsi przyciąga mieszczuchów bardziej niż kiedykolwiek. Dlaczego slowlife i bliskość natury stała się tak ważna w niepewnych czasach?

Wystarczy post ze zdjęciem truskawek czy cukinii na facebooku, aby w ekologicznym gospodarstwie ogrodniczym we Frygnowie rozdzwonił się telefon. Chętnych na dostawę do domu świeżych warzyw i owoców jest zazwyczaj więcej niż plonów. Kiedy dziewięć lat temu Joanna i Sebastian Walkiewiczowie porzucili stolicę i kupili gospodarstwo na wsi pod Grunwaldem, sami musieli szukać odbiorców swoich produktów. Dzisiaj mają listę potencjalnych klientów, którzy biorą każdy towar w ciemno. W tym renomowane restauracje, m.in Hotelu SPA Ireny Eris na Wzgórzach Dylewskich czy Pałacu w Mortęgach.

– Po latach intensywnego życia w Warszawie szukaliśmy nowego pomysłu na siebie – wspomina Sebastian, politolog z zawodu. – Żona jest ogrodnikiem, więc zdecydowaliśmy się kupić 11-hektarowe gospodarstwo na Mazurach. Produkcja zdrowej żywności bez chemii to był strzał w dziesiątkę choć obarczony ciężką, fizyczną pracą.

Joanna dodaje: – Pracujemy od piątej rano do wieczora, ale jesteśmy szczęśliwi. Czas wiosennej izolacji przeszliśmy wysiewając nowe uprawy. Własny kawałek ziemi i certyfikowane uprawy eko pozwalają nam na niezależność. Eksperymentujemy z uprawami, w tym roku zasadziliśmy fenkuł, brokuła i kapustę pekińską. Jesteśmy szczęśliwi, kiedy klienci do nas wracają, polecają nas znajomym, albo zostawiają komentarze w sieci w stylu „takie truskawki jadłem ostatnio w dzieciństwie”.

Paczka z jajami

Dostawy świeżych wiejskich produktów „premium” pod wskazany adres w mieście przeżyły podczas pandemii rozkwit. Domowy, aromatyczny chleb z ziołami, syrop czy olejek z Lawendowego Pola w Nowym Kawkowie, można zamówić do Olsztyna. Albo skompletować Paczkę Warmińską z olejem tłocznym na zimno, jajkami, serami, przetworami eko sygnowanymi marką „Wysoka grządka” z Godek. Gospodarstwa z gminy Jonkowo od lat tworzą silną kooperatywę sąsiedzką, wspierającą się barterowo, łączącą potencjał i ofertę produktów.

– Momentami nie nadążamy z pieczeniem naszego własnoręcznie wyrabianego chleba z lawendą – przyznaje Joanna Posoch, właścicielka Lawendowego Pola, która ponad 20 lat temu przeprowadziła się z Warszawy na Warmię. – Mamy w tym roku mniej pomocników w gospodarstwie, a zainteresowanie naszą ofertą wzrosło. Pandemia wzmocniła także międzysąsiedzkie więzi na wsi. Wymiana produktów między gospodarzami sprzyja dodatkowej integracji. Stajemy przy płocie i gadamy, jak to kiedyś na wsi bywało. Ale po to właśnie wyjechaliśmy z miasta aby cieszyć się naturą i pielęgnować relacje, żyć w duchu slow. 

– Pandemia przyspieszyła moją decyzję aby zostawić pracę w warszawskiej telewizji i zająć się produkcją i dystrybucją produktów eko na Warmii – przyznaje Franek Romanowski, działający w mobilnym sklepie „Wysoka grządka”. – Obecnie rozwijam produkcję oleju tłoczonego na zimno, który dostarczam pod drzwi. Zaopatruję także w ekoprodukty okoliczne pensjonaty i gospodarstwa, które goszczą turystów.

Mniej wszystkiego poza zachwytem

Tego lata trudno będzie znaleźć nocleg na Warmii i Mazurach. Pandemia zniechęciła do zagranicznych podróży, sprawiając, że Warmia i Mazury przeżywają prawdziwy boom. Zwłaszcza kameralne pensjonaty i agroturystyki gdzie można wynająć pokój, albo chociaż poznać „specjalność zakładu”. 

– Po zimie, podczas której nie działo się na wsi zbyt wiele, nadrabiamy spotkania z ludźmi. Zainteresowanie Warmią skłoniło nas do otwarcia weekendowej kawiarni. Mąż przyrządza francuskie crêpes na słodko i słono oraz kawę z palarni Lani Caffe – tłumaczy Letycja Pietraszewska z gospodarstwa Cegielnia Art w Nowym Kawkowie. – Mamy tylko cztery pokoje do wynajęcia, ale nasz ogród, weranda przerobiona na kawiarnię i pracownia ceramiczna w której prowadzę warsztaty, przyciągają sporo przyjezdnych.

– Bazę noclegową mamy niewielką, a od wiosny już pełen grafik – dodaje Joanna Posoch. – Zrezygnowaliśmy jednak z przyrządzania posiłków dla gości Lawendowego Muzeum Żywego w czasach higienicznego rygoru. Przerasta nas ilość pracy, łapiemy się na tym, że nie mamy czasu spojrzeć w niebo, przysiąść na ławce. Tegoroczny sezon upłynie nam pod hasłem „mniej”. Mniej konsumpcjonizmu, mniej śmieci, mniej pracy, a więcej zachwytów nad otoczeniem. Hasło wymyślone przed pandemią przez Wacława Sobaszka z Teatru Węgajty okazało się prorocze. Wirus pomógł nam się opamiętać i sprowokował do tego, aby z uwagą celebrować codzienność i relacje międzyludzkie. Dotyczy to wsi, ale i miasta, gdzie pojawiają się inicjatywy wspierające np. samotnych seniorów.

Pod hasłem „Mniej” upłynie też tegoroczna edycja „Sztuki w obejściu”. W ostatni weekend września gospodarstwa ze wsi Jonkowo zapraszają w swoje progi prezentując potencjał kulinarny i artystyczny. Podwórkowe galerie, warsztaty, koncerty pod chmurką i degustacje lokalnych przysmaków przyciągają z roku na rok coraz więcej uczestników. Na wydarzeniach w artystycznej stodole gospodarstwa EtnoWarmia w Skolitach, w ub. roku przewinęło się kilkaset osób. Podobnie było podczas tegorocznej czerwcowej Nocy Kupały, połączonej ze sprzedażą warzyw z permakulturowych eko upraw warzyw i ziół oraz pizzą z ogrodowego pieca.

– Pandemia otworzyła nowe zakamarki w umysłach, skierowała nasze potrzeby w stronę natury. Sprawiła też, że własny kawałek ziemi jest w cenie bardziej niż kiedykolwiek – przyznaje Hirek, właściciel gospodarstwa EtnoWarmia. – Chcemy zwolnić tempo i skupić się na jakości życia, dlatego rośnie np. zainteresowanie dobrą, ekologiczną żywnością. Zakupy na targu czy bezpośrednio w gospodarstwie od nas rolników, gwarantują nie tylko lepszy smak czy walory zdrowotne. W przeciwieństwie do wizyty w supermarkecie dają poczucie bezpieczeństwa w otwartej przestrzeni.

Pojechali po ziemniaki, kupili dom

Im bliższe źródło i im silniejszy związek pomiędzy rolnikiem a konsumentem, tym bezpieczniejsze i pewniejsze dostawy żywności. Takie jest założenie modelu RWS – Rolnictwa Wspieranego przez Społeczność, które rozwija się w Europie i Polsce. To partnerstwo zawarte między grupą osób i wytwórcami żywności, w którym strony dzielą między sobą ryzyko, obowiązki i korzyści związane z rolnictwem. Na Warmii nieoficjalnie taki model działa od lat.

– Nabywcami w takich krótkich łańcuchach żywności są, póki co, głównie nieliczni, świadomi mieszkańcy dużych miast – tłumaczy Paweł Godlewski, prowadzący z żoną gospodarstwo „Stary nowy sad” w Lądku pod Bisztynkiem. – W zeszłym roku sprzedawaliśmy nasze przetwory i chleb na Ekotargu w Jezioranach, mieliśmy grupę stałych klientów. W tym roku ze względu na lockdown postawiliśmy na rozwój gospodarstwa i ogrodu oraz międzysąsiedzką wymianę produktów. Naszą specjalnością jest chleb z opalanego drewnem pieca na dziesięcioletnim zakwasie czy konfitury z róży, młodych pędów świerku. Jesteśmy też fanami ogrodowych chwastów, z których robimy pesto.

Paweł, analityk biznesowy pracujący zdalnie w firmie zlokalizowanej w Warszawie, wraz z Natalią – lektorką oraz doradcą noszenia dzieci w chuście, dołączyli do wspierającej się, prężnej społeczności z okolic Jezioran. Skupia ona przybyszy z miast – twórców, hodowców, producentów naturalnej żywności, którzy na Warmii zaczęli swoje życie od nowa. I na czele ze Stephanem Lefevre, francuskim hodowcą owiec stworzyli artystyczna grupę – Teatr Niezbyt Zwyczajny.

– Pięć lat temu, podczas odwiedzin poznanych przypadkiem właścicieli Kwaśnego Drzewa Sauerbaum pod Jezioranami, zakochaliśmy się w tutejszym krajobrazie – wspomina Paweł. – A miejscowi ludzie sprawili, że zaczęła kiełkować w nas zmiana, zwolnienie tempa. Którejś jesieni pojechaliśmy kupić dynie i ziemniaki do gospodarstwa w Lądku, a obok wyłonił się stary dom otoczony zdziczałym sadem. Po jego remoncie, dwa lata później przenieśliśmy tu nasze życie, choć ja dojeżdżałem jeszcze do pracy w Warszawie. Dzisiaj pracuję już tylko zdalnie. Co roku powiększamy ogród warzywny, zasadziliśmy 160 owocowych drzew starych odmian. Nasze dzieci rosną razem z nimi. I nie możemy opędzić się od znajomych z miasta, którzy uwielbiają odwiedzać nasz dom.

Ceny starych siedlisk, działek rekreacyjnych w regionie w ostatnich miesiącach poszły w górę minimum 10 proc. Nakręca to popyt związany z wirusowym lockdownem.

– Ostatnio zostałem nieoficjalnym doradcą nieruchomości – śmieje się Paweł. – Dzwonią znajomi bliżsi i dalsi z prośbą o konsultację, na co zwrócić uwagę przy zakupie starego domu czy siedliska i jakie są koszty związane z remontem. Pandemia jest bardziej znośna na wsi, niż w mieście. A tutejszy krajobraz sprawia, że codziennie budzimy się z nowym pomysłem jak wykorzystać jego potencjał.

Tekst: Beata Waś, obraz: Sebastian Walkiewicz, Beata Waś, Krzyś Cegiełka,

© Roman Striga, © ysuel, © Lucky Business / Shutterstock.com