ATMOSFERY I PIĘKNA WARMII I MAZUR, UWIECZNIONYCH NA STARYCH POCZTÓWKACH, SZUKAĆ MOŻNA Z PRZEWODNIKAMI PO SZLAKACH WODNYCH. JAK ICH AUTOR, WOJCIECH KUJAWSKI*, NIE TRACI ZAPAŁU PRZY 13. JUŻ TOMIE?
Pierwszy zbiór starych pocztówek z dawnych Prus Wschodnich znalazłem w szufladzie rodzinnego domu. Nie potrafiłem odczytać treści, ale kaligrafowane pismo na ręcznie kolorowanych widoczkach pobudzało dziecięcą wyobraźnię. Uzupełniły moją kolekcję puszek po piwie, znaczków, winylowych płyt, współczesnych kart pocztowych. Intuicyjnie czułem, że nie powinienem ich wymieniać z innymi podwórkowymi kolekcjonerami od „wszystkiego, co kolorowe”. Że te widoki z tajemniczego Allenstein i innych obcobrzmiących miejscowości mają szczególną wartość. A odkąd pamiętam, zawsze bardziej przemawiały do mnie obrazy niż słowa. Wolałem odkrywać historię w terenie niż siedzieć w książkach. Zwiedzałem zamki i kościoły krzyżackie, dawne majątki ziemskie, na żywo „czytałem” charakter miejskiej architektury. A kiedy wertowałem publikacje o historii regionu, to właśnie grafiki i ilustracje sprawiały, że chciałem zgłębić konkretny kawałek przeszłości.
Dawne wyjazdy służbowe do Berlina pozwoliły mi poznać bogactwo tamtejszych antykwariatów, chętnie zaglądałem na kolekcjonerskie giełdy ze starociami. Rosnące zbiory wynajdywanych tam pocztówek z każdym spojrzeniem odkrywały w niepozornych szczegółach fragmenty historii. Były niczym puzzle, które układały się w złożony obraz ojczystego regionu. Pocztówki pozwalały cofnąć się do krajobrazu sprzed lat i często nieobecnej już architektury. Odkryć uwiecznioną na kartach wielokulturowość i codzienne zwyczaje mieszkańców. Docenić precyzję dawnego rzemiosła fotograficznego, graficznego i drukarskiego, poznać oblicze ówczesnego marketingu i reklamy, dla których karty pocztowe przedstawiające karczmy, winiarnie, sklepy, zakłady usługowe były popularnym nośnikiem. A także historie zapisane piórem, opowiadające historie miłości, dramatów, tęsknoty. W zbiorach mam np. 11 kart pocztowych, w których żołnierz stacjonujący w olsztyńskich koszarach zapewniał narzeczoną o swojej wierności. Jedna z kartek przedstawia browar w Szczytnie i opatrzona jest stemplem głównego piwowara. Prawdziwym konikiem stały się pocztówki przedstawiające Las Miejski w Olsztynie, jego dawne lokale, zadbane alejki. Wielokrotnie przemierzyłem go z widokami „Stadtwaldu” w pamięci, szukając śladów dawnej świetności. Ale są też prywatne fotografie, jak ta dołączona do wylicytowanej pocztówki, przedstawiająca nagrodzoną w konkursie budowlanym „trójkę murarską” i małego chłopca. Z dołączonego do niej listu wynikało, że ów chłopiec to siostrzeniec jednego z murarzy Adolfa Kajki, syna słynnego poety mazurskiego. „Rychtyg” historia – zapewniał mnie w liście opowiadającym rodzinne losy, dziękując za ilustrowane przewodniki. Nie dziwi więc chyba, że zdarza mi się czasem jechać po pocztówkę kilkaset kilometrów.
Jako zapalony nurek i wodniak na spływ kajakowy po Krutyni zabrałem kiedyś „Na tropach Smętka” Melchiora Wańkowicza. Chciałem sprawdzić, czy uda mi się odnaleźć podobne emocje zawarte w jego opisach przyrody, miejsc, przedwojennych osobliwości. Przed wojną Krutynia i jego „kurhausy”, czyli domy wypoczynkowe i przejażdżki łódką po rzece, były obok rejsu parowcem po Wielkich Jeziorach Mazurskich jedną z największych atrakcji turystycznych regionu. Skojarzyłem na przykład opisywany przez Wańkowicza taras z parasolami domu wczasowego z dawnymi widokami. Jeden z przyjaciół zapytał: dlaczego nie wydasz własnej książki? I tak w 2006 roku ukazała się „Krutynia”, zawierająca część kolekcji pocztówek, uzupełnionej m.in. fragmentami starych przewodników, głównie Mieczysława Orłowicza. Ciepłe przyjęcie przez czytelników sprawiło, że 10 następnych lat poświęciłem pracy nad kolejnymi tomami. Właśnie pracuję nad 13. z serii szlaków wodnych. A niegasnący zapał zawdzięczam między innymi listom od tych, którzy z moimi książkami w plecaku objeżdżają Warmię i Mazury, szukając atmosfery i piękna uwiecznionych na starych pocztówkach. Bo poruszanie się z pomocą literatury po płynnej granicy między dawniej a dziś, czyli tak zwana turystyka porównawcza, to fantastyczny sposób na poznawanie historii, aktywny wypoczynek i uświadamianie młodemu pokoleniu, że istnieje świat poza Internetem.
* Wojciech Kujawski pochodzi z Olsztyna, od 1999 roku związany także z Ełkiem, ukończył SGH w Warszawie i biznesowe studia w Glasgow. Prowadzi wydawnictwo QMK, które ma na koncie 12 ilustrowanych przewodników, obejmujących obszar Mazur, Warmii i Oberlandu – ostatni: „Prusy Górne” (2016). Miłośnik Prus Wschodnich, nurkowania, kajakowania oraz muzyki rockowej.