Przychodzi facet do manicurzystki… Choć brzmi to o wiele śmieszniej niż „przychodzi baba do lekarza”, to temat na poważnie przegadałem chyba z najbardziej utytułowaną kosmetolożką w Olsztynie, Moniką Antosz.
 
Wyglądają jak gabloty rzadkich owadów w pracowni entomologa. Albo jak wymyślne spinki do włosów. A to paznokcie autorstwa Moniki Antosz. Wśród nich zwycięskie pomysły z mistrzostw Polski.
 
Monika po największe trofea sięgnęła już dwa lata po swoim pierwszym profesjonalnym szkoleniu. Ale pasję do tworzenia artystycznych paznokci pamięta jeszcze z czasów kiedy była nastolatką. – Pantery i zebry to był chyba mój wiodący temat – wspomina z lekką autoironią.
 
Dla tej pasji porzuciła bezpieczny etat w budżetówce. Ale już w trakcie urzędniczej pracy zaliczała pierwsze kursy. Do dzisiaj nie może zapomnieć tego z Poznania, rok 2008, przedłużanie rzęs – za osiem godzin skasowali ją 2400 zł. Dzisiaj na ścianach jej gabinetu wisi około 30 dyplomów. Jednak wciąż się doszkala – z permanentnego makijażu, czy też ze stylizacji paznokci, mimo iż lista tytułów z branżowych mistrzostw jest okazała. Wkrótce rozpoczyna kurs charakteryzacji. Chodzi też na lekcje rysunku. W gabinecie ma więcej narzędzi niż stomatolog, a ciągle dokupuje nowości.
 
Monika to żywy przykład, że paznokciami można się bawić. Kiedy witam się z nią, aż boję się mocniej uścisnąć dłoń, bym nie zrobił krzywdy jej paznokciom. Akurat ma długie, trzycentymetrowe szpice. – Tutaj szewc chodzi w butach. Eksperymentuję na sobie, zmieniam je co miesiąc – dodaje i od razu odpowiada na pytanie o komfort życia ze szponami, że w zasadzie problem ma tylko przy zapinaniu łańcuszka.
 
Kiedyś zrobiła na każdym paznokciu inną twarz Marylin Monore. Klientki w mig prosiły o identyczne. Na ścianie w gabinecie odnajduję też historyjki, ośmioodcinkowe – kiedy złączy się palce bez kciuków, widać jakby taśmę filmową z fragmentem Kubusia Puchatka.
 
Ale i tak nic nie przebije tematów konkursowych. – Tajemnice czarnego lądu, gotyk – ciemna strona nail artu, za pan kwadrat, podwodny świat – rzuca przykłady.
 
Ten ostatni temat właśnie oglądam w szkatułce, którą Monika delikatnie otwiera. Pięknie zdobione płaszczki, meduzy, syrenka w bikini z wymalowanymi rzęsami (III miejsce na międzynarodowych mistrzostwach Polski). Są i płetwy nurka, i ośmiornice. A nawet skarby piratów. I wszystko to robi się na przedłużonym wcześniej paznokciu! Perfekcja godna jubilera.
 
To oczywiście szaleństwa konkursowe, bo klientki zwykle kończą fantazjować na kwiatkach. – Kwiatki mają wzięcie latem – szybko dodaje.
 
– A zimą? Aniołki. Ale też na ponurą porę proponuję ożywić paznokcie ciepłym optymistycznym kolorem.
Nowością są metalowe ćwieki w różnych kolorach – paznokcie wyglądają drapieżnie jak z dawnych teledysków Madonny.
 
Ale u Moniki w gabinecie ważne jest by: fason paznokcia dobrać do tężyzny palców, na uroczystość ślubną zgrać się z kolorem wiązanki, dużo trenować na koleżankach, no i z kolejnym tytułem mistrzowskim nie zmieniać cennika. A do tego być pedantyczną, cierpliwą, kreatywną i dopasować usługi do urody klientek.
 
Monika jest absolwentką studiów Pedagogiki Promocji Zdrowia. Od dwóch lat uczy kosmetologii. W salonie prowadzi też instruktaż oraz szkolenia z przedłużania i artystycznego zdobienia paznokci.
 
Wydłuża też rzęsy. Metodą jeden do jednego, co mężczyźnie tłumaczy się tak: do jednej własnej rzęsy przykleja się jedną sztuczną. Tylko trzeba jeszcze wiedzieć jaką. – Nie robi się takich samych rzęs wszystkim klientkom, gdyż każda ma różne ułożenie i rozstaw oka, więc inaczej trzeba to oko „wydobyć”. Dlatego są rzęsy o różnej długości, podkręceniu, grubości, kolorze – wyjaśnia.
 
Na koniec dostaję mały męski poradnik: że do kosmetolożki nie wstyd pójść, bo atrybutem zadbanego faceta, owszem, jest ubiór, fryzura, zadbane ciało, włosy, ale i paznokcie. – Dłonie są waszą wizytówką. Przecież pierwszą rzeczą na randce jest zwrócenie uwagi właśnie na dłonie – przekonuje.
No to ja się chyba umówię.
 
Tekst: Michał Batoszewicz
Obraz: Joanna Barchetto