Największa moja wpadka na parkiecie…

wydarzyła się podczas mistrzostw świata w Insbrucku pod koniec lat 80., które oglądało kilkanaście tys. osób. Miałam wtedy krótkie włosy i przypiętą do nich długą czarną treskę. Chwilę po rozpoczęciu tańca treska odczepiła się i zawisła na tyle mojego hiszpańskiego stroju. Musiałam dotrwać do końca, ale czułam się koszmarnie, nie byłam w stanie skoncentrować się na krokach. Ten szczegół wpłynął fatalnie na jakość wykonania i musieliśmy pożegnać się z finałem, o który walczyliśmy.

Bywało, że…

przed ważnymi zawodami odchudzałam się, liczył się każdy kilogram, aby smukło wyglądać w stroju. Zrobiłam kiedyś eksperyment z modną wówczas dietą hollywodzką, która polega na jedzeniu samych owoców. Tak mnie to osłabiło, że sił starczyło jedynie na minutę tańca podczas turnieju. Znowu nie weszliśmy do finału. Rozsądne metody odchudzania odkryłam już po zakończeniu kariery tanecznej, oparłam je o znane odżywki zastępujące posiłek i aktywności w wodzie, którą uwielbiam.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Karolina Felska ma przepastną szafę pełną…

m.in. sukienek wieczorowych. Wśród tych, które darzę największym sentymentem, jest strój Kleopatry, w którym wystąpiłam podczas organizowanego przez nas sylwestra w Hali Urania. Wchodziliśmy wtedy w 2000 rok, słynny milenijny bal był zorganizowany na 500 fantazyjnie przebranych osób. W „egipskim” makijażu, specjalnej fryzurze i sukni pełnej srebrnych wisiorków byłam nierozpoznawalna.

Karolina Felska tylko przez rok…

pracowała na etacie. Myślę, że mam talent do organizacji imprez i prowadzenia biznesu, a pomaga mi w tym optymizm i wiara w siłę wyższą, która czuwa nade mną. Od 10 lat sprawdzam się np. w prowadzeniu restauracji w naszej siedzibie czy zarządzeniu firmami, w których zatrudniamy kilkadziesiąt osób. Intuicyjnie łączę zarządzanie z psychologią, staram się być blisko ludzi, ich problemów. Wbrew temu jak funkcjonuje większość firm, uważam, że szczególnie w tych rodzinnych szef powinien być też przyjacielem. Mówiąc nieskromnie – życzę wszystkim takich pracodawców jak ja.

Karolina Felska i jej najdziwniejszy strój był uszyty z…

czerwonej ceraty, które niegdyś zastępowały obrusy. Połyskujący plastik pasował do tańców łacińskich, które prezentowaliśmy podczas turnieju w Blackpool. Nie był zbyt trwały, po dwóch turniejach porwał się. Kreatywność w latach wcześniejszych, kiedy w sklepach były pustki, miała fundamentalne znaczenie w kwestii scenicznych strojów. Powstawały dosłownie ze wszystkiego, np. firanek.

Jej największą pasją po tańcu są…

podróże. Najbardziej kochamy z mężem Włochy, ja w wolnych chwilach uczę się języka włoskiego. Oprócz krajobrazu, fascynuje mnie ich luźne podejście do życia. Często bywamy u mojego brata, który ponad 30 lat prowadzi w Mediolanie szkołę tańca. Wymieniamy się grupami tanecznymi. My zarażamy włoskich tancerzy kuchnią polską, oni raczą nas włoskimi specjałami. Ja mam słabość do ich deserów, jak tiramisu. A moje cenione danie popisowe to pieczona kaczka, albo barszcz z dodatkiem wiśni.

Karolina Felska w wieku 12 lat…

zaczęła przygodę z tańcem, która trwa do dzisiaj. W 1993 roku oficjalnie zakończyliśmy z mężem Krzysztofem Wasilewskim karierę na parkiecie. Podczas Mistrzostw Polski w Bydgoszczy ogłosiliśmy to oficjalnie i na koniec zatańczyliśmy do utworu „My way” Franka Sinatry. Przez lata nazywaliśmy siebie „kombajnami”, byliśmy zachłanni na wszystkie odmiany tańca towarzyskiego, żadnego weekendu nie spędziliśmy w domu, wciąż jeździliśmy na turnieje. Mamy kolekcję około 200 trofeów – wielką torbę z medalami i kilka gablot z pucharami, które zdobią naszą szkołę Eranova. Kryształowe puchary, które wręczano w PRL, robią w naszym domu… za wazony na kwiaty.

  • Tekst: Beata Waś
  • Obraz: arch. Karoliny Felskiej