MÓWISZ: NORBI*, MYŚLISZ: WESOŁEK W ORYGINALNYCH CIUCHACH. TYMCZASEM DLA ZRÓWNOWAŻENIA TEGO ROZRYWKOWEGO USPOSOBIENIA NORBI UCIEKA W CIĘŻKĄ MARTYROLOGICZNĄ LITERATURĘ FAKTU.

MADE IN: Skoro spotykamy się z Norbim, to oczywiste, że porozmawiamy o… wojennych książkach.

Norbi: Zaskakujące, prawda?

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

No właśnie, a dla kogo jest to oczywiste?

Chyba tylko dla mojej rodziny i dla ludzi, z którymi jeżdżę w trasy na koncerty. Zamęczam ich historią, a oni nie mogą już tego słuchać, bo czytam o najkrwawszym i najbrutalniejszym rozdziale II wojny światowej, czyli Holocaust plus martyrologia. Wcześniej nie opowiadałem o tym, bo i nikt mnie o to nie pytał.

Kiedy cię to zainteresowanie dopadło?

Już w podstawówce. I to przez przypadek. Moja mama czytała książkę, bodajże „Dymy nad Birkenau”. Mnie, małolata, wciągnęła wręcz jak książka przygodowa. Trochę drastycznie i dziwnie to zabrzmiało, ale tak właśnie było. Potem okazało się, że dziadek mojej pierwszej żony siedział w Dachau. Kiedy jeszcze żył, opowiadał mi takie rzeczy, że włosy się na głowie jeżyły. Ciekawiło mnie to.

Nie myślałeś o tym, by pójść na studia historyczne?

Nie. Traktowałem to jedynie jako wielkie zainteresowanie. Ktoś się ostatnio śmiał, choć to czarny humor, że z moją wiedzą powinienem być przewodnikiem po Oświęcimiu.

Fortyfikacje hitlerowskie na Mazurach też masz w małym paluszku?

Oczywiście zwiedziłem je wielokrotnie, ale nie fascynuje mnie to tak bardzo, jak kwestie związane z martyrologią. To zastanawiające, jak działała taka machina wobec milionów ludzi. Jak można było ich tylu uwięzić, a potem uśmiercić. Wręcz w sposób fabryczny, taśmowy. To mi się nie mieściło w głowie.

Dużą masz biblioteczkę w tym temacie?

Sporo książek pożyczam znajomym i one do mnie zwykle nie wracają. Przeczytałem tego bardzo dużo, ale nie kupuję książek jak leci. Dość starannie wybieram. Ostatnio po raz kolejny czytałem „Anus Mundi” Wiesława Kielara. To człowiek, który trafił do Auschwitz transportem tarnowskim, w pierwszych dniach, więc miał jeden z pierwszych numerów. I przeżył cały obóz. Opisy są bardzo brutalne i tragiczne. My razem tu wzięci przetrwalibyśmy w takim obozie może kilka dni, a ludzie przetrzymywali to latami. Można wyczytać, jak omijali śmierć w sposób wręcz niemożliwy.

Intensywnie koncertujesz, ciągle w trasie, nawet spotkać nam się trudno było, a na czytanie trzeba czasu. Kiedy czytasz?

Jak jadę z ekipą busem, to wyłączam się i czytam. Tak samo w hotelach. Zawód muzyka jest dość dziwny, bo jedziesz nieraz dziesięć godzin na koncert, by godzinę śpiewać. Sam występ to przyjemność, ale najgorsza jest podróż. A jak są odległości, to są i hotele. Za młodu z kumplami bawiliśmy się i piliśmy wódkę, a teraz, jako chłop dorosły, biorę książkę i czytam.

Co na to ekipa z busa?

Mówią, żebym zapisał się do IPN-u. (śmiech) Ale powiem ci, co zrobiłem kilka lat temu, jak graliśmy koncert koło Oświęcimia. Mówię do zespołu: „Panowie, zapraszam na wycieczkę”. Wzięliśmy przewodniczkę, która na dobrą sprawę była niepotrzebna, bo jak zacząłem im opowiadać, to sama powiedziała: „O, wiedzę, że pan mocno w temacie siedzi”. Z miejsc, gdzie zginęło ponad milion ludzi, wychodzili ze słabymi minami. I teraz wyobraź sobie, że ta przewodniczka podchodzi do nas na zakończenie, już przy bramie, i do naszego perkusisty, który nawet podobny do mnie nie jest, mówi: „Poznałam pana, mogę prosić o autograf?”.

W takim miejscu nie wypadało się śmiać, więc musieliśmy odejść, bo nie mogliśmy wytrzymać.

À propos rozpoznawania, to ciekaw jestem reakcji sprzedawców w księgarniach, kiedy rzucasz im na ladę stos książek wojennych, a nie płyt z muzyką rozrywkową.

Babka ostatnio powiedziała do mnie: „Co, na prezent?” Ja jej: „Nie, proszę pani, to ja się interesuję”. A ona: „Chyba pan żartuje”. Tę brutalną historię trzeba znać. Dlatego chciałbym zabrać nasze dwie córki, moją i obecnej żony, na wycieczkę – żeby nie zabrzmiało to wręcz psychopatycznie – po obozach: Sachsenhausen, Buchenwald, Dachau i skończyć Mauthausen w Austrii. Wiem, wiem, to fatalnie wygląda, kiedy znajomi zapytają: „Gdzie pojechałeś z córkami?”. „Na wycieczkę po obozach koncentracyjnych”. Ale chodzi tu o przybliżenie młodzieży historii, dziewczyny mają już 17 i 20 lat.

Podkradają ci książki?

Starsza tak, ostatnio „Sonderkommando”. To chyba największy ciężar, jaki czytałem – wspomnienia człowieka, który przeżył Sonderkommando, oddział składający się młodych, silnych żydów, którzy zajmowali się wprowadzaniem do komory, zabieraniem ubrań, zamykaniem na rygiel, potem wyciąganiem i spalaniem. Węgierski film o Sonderkommando, „Syn Szawła”, dostał w tym roku Oskara w kategorii filmów nieanglojęzycznych. To najmocniejszy film fabularny nakręcony w tym temacie. Ciężar konkretny, dla ludzi o mocnych nerwach. A jeszcze jak ktoś ma rozwiniętą wyobraźnię, to kaplica totalna.

No właśnie, jak się naczytasz o tej martyrologii, to nie rzutuje to na twoje samopoczucie?

Wiesz dlaczego być może wszedłem w ten temat? Ja na co dzień mam tyle radości i brechtu, tej głupizny, że to mnie zwyczajnie do pionu sprowadza. Dla równowagi. Jestem ogromnym optymistą, mam świetnych ludzi wokół siebie, wszystko mi się układa. Do tego gram około stu koncertów rocznie, a wiesz jacy są muzycy – ja mówię na to zjazd lekkoduchów. Więc cały czas jest beka, jaja i luz. A ile tę bekę można kręcić? Trzeba czasem zejść na ziemię i przypomnieć sobie, że jest życie normalne, a było też i okrutne. Choć jak się patrzy na Syrię, Koreę Północną, może nawet na Ukrainę, to któż wie, co tam się dzieje.

Rozmawiał na schodach przy ul. Dąbrowszczaków 14 w Olsztynie

(w piątek 28 października o godz. 18.20 przy temperaturze 8 stopni)

Rafał Radzymiński, obraz: Arek Stankiewcz.

* Norbi, czyli muzyczny pseudonim Norberta Dudziuka, olsztyńskiego piosenkarza i prezentera radiowego. 19 lat temu wdarł się na scenę muzyczną przebojami z nurtu pop, dance i disco, zgarniając od razu Fryderyka za debiutancki album „Samertajm”. Artysta aktywny na wielu płaszczyznach (programy TV, audycje radiowe, współpraca z innymi gwiazdami), znany z nietuzinkowego stylu ubierania się, a także bez skrępowania promujący się jako wykonawca, który zaśpiewa dosłownie wszędzie.