Gdybym miała wybrać jedno miejsce na olsztyńskiej starówce, które kojarzy mi się z młodością i witalnością, wskazałabym Frankie’s Olsztyn. Wpadam tu po dawkę lata, kolorów, uśmiechów, a wychodząc po posiłku, za każdym razem sama sobie wydaję się lżejsza. Jak to możliwe?
Frankie’s Olsztyn – najlepsze śniadania
Śniadania mojego dzieciństwa kojarzą mi się z monotonią wynikającą i z pośpiechu, i z czasów, w jakich dorastałam. Kanapki z serem i keczupem, a na słodko dżemem lub masłem i cukrem w latach 80. to była klasyka rocka, rzadko ktokolwiek oczekiwał więcej. Mając taką przeszłość, próg Frankie’s przekraczam z dziką rozkoszą. Odbijam sobie PRL-owską rutynę, najpierw jedząc oczami. Tutaj kanapka to istny sezam, każdy wrap jest jak róg obfitości. Lecę palcem po składnikach – duuużo warzyw i ciekawe dressingi. Przełykam ślinę, mózg dostał już bodźce i puszcza wodze fantazji.
Jednak wrapy i kanapy zostawię sobie na drugą połowę dnia – pikantna meksykańska tortilla musi poczekać, a teraz szukam słodkiego. Pancake z masłem orzechowym rywalizuje z drugim, w którym jest i mus malinowy, i migdały, ale równie kusząco prezentują się miseczki z owsiankami – też dwie do wyboru. Osiołkowi w żłobie dano, nie wiadomo, co wybrać, na co się skusić. Jest tylko jedna opcja – menu Frankie’s Olsztyn potraktować jak tygodniowy rozkład kulinarnej jazdy. Codziennie coś innego. Bo jeszcze sałatki czekają w kolejce i wytrawne miseczki pełne warzyw, a koktajle i soki kuszą, aby nimi okrasić sobie posiłek, a może powierzyć im rolę główną – np. drugiego śniadania.
Po co jeść na mieście?
– Kawę to ja mogę wypić w domu – mawiał mój niedoszły teść, uważając szwendanie się po kawiarniach za zbytek. O śniadaniu czy lunchu w lokalu nie śmiałabym mu nawet wspomnieć. Bo po co, skoro można w domu…
Ale jedzenie na mieście to coś więcej niż tylko jedzenie. Uwielbiam na olsztyńskiej starówce zaczynać dzień pracy. Podłączyć laptopa i poczekać, aż „wjedzie” śniadanie, niczym w „stoliczku nakryj się”. Z kawą mam tak, że smakuje mi tylko wtedy, kiedy ktoś ją dla mnie zaparzy. Lubię patrzeć na innych ludzi i chłonąć atmosferę budzącego się miasta. Dni rozpoczęte od kawy i śniadania poza domem mają większy ładunek energetyczny. Wystarczy popatrzeć na studencką załogę Frankie’s Olsztyn i pierwszy zastrzyk witalności jest już zaaplikowany.
Z kolei przekąska w połowie dnia to dla mnie ważna stopklatka. Odrywam się od pracy, a posiłek traktuję jak nagrodę, którą sama sobie wręczam. To także kwadrans mindfulnessu – jem i się delektuje. Jedzenie poza domem to często wychodzenie naprzeciw okazjom. W takim mieście jak Olsztyn jest duża szansa spotkać znajomego, uciąć sobie pogawędkę z kimś nowo poznanym.
Frankie’s Olsztyn – jedzenie, które napędza, a nie napycha
Do Frankie’s Olsztyn wstępuję jeszcze z jednego powodu – jest tu po prostu zdrowo. Kompozycje zaproponowane w menu sprawiają, że po posiłku zamiast marzyć o sjeście i drzemce, mam jeszcze więcej wigoru, apetytu na pracę i życie. Sporo błonnika, hurtowe ilości witamin robią dobrą robotę – nie tylko moje ciało doświadcza lekkości bytu, ale i umysł jakby bardziej klarowny, a wewnętrzny krytyk zamyka usta. Nie usłyszę obelg: „Znów się niepotrzebnie nażarłaś”, „I po co aż tyle tłuszczu?”.
Dlatego wracam do Frankie’s dla atmosfery, wachlarza smaków i poczucia, że jadając w takim miejscu, nie tylko się rozpieszczam, ale dostarczam organizmowi wszystko, czego potrzeba do pięknego życia. Bo jak mawiał Salvador Dali „Można nie jeść w ogóle, ale nie można jeść źle”.
- Tekst: Agnieszka Kacprzyk
- frankie’s Starówka Olsztyn
- Prosta 10/11
- 726 900 909
- delissiolsztyn@gmail.com