Zamiast sędziów są zasady fair play, w miejsce piłki – dysk. Do tego widowiskowość, dynamika i wysoki kunszt gry, efekt połączenia kilku dyscyplin sportowych. Jeśli ktoś nie gra w ultimate frisbee, to tylko dlatego, że jeszcze o nim nie wie – mówią zawodnicy z Olsztyna.

Zagrają:

ADAM ŚWIDERSKI – trener i zawodnik Partisans Olsztyn, zawodnik warszawskiej Zawieruchy, reprezentant kadry narodowej Polski w ultimate

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

KACPER ZAJĄC – zawodnik olsztyńskich drużyn Partisans i Szczupaki, reprezentant kadry narodowej Polski w ultimate (juniorzy)

MARLENA SIEROŃ – zawodniczka Szczupaków

SEWERYN DEREWICZ – trener i zawodnik Szczupaków, zawodnik Partisans

Jest ciepłe popołudnie nad jeziorem Ukiel. Ktoś przejedzie na rowerze, przejdzie z psem lub przepłynie kajakiem. Jeśli tylko zdąży, to się zatrzyma, przyjrzy, czasem zapyta, o co tutaj chodzi: na plaży około dwudziestoosobowa grupa ludzi w różnym wieku biega za latającym dyskiem. Gdy usiądą ze mną na trawie, powiedzą, że trudno to opisać – lepiej zobaczyć. To jak opowiedzieć o ultimate frisbee, jednej z najbardziej widowiskowych dyscyplin sportowych na świecie, o której wciąż mało kto słyszał?

STO MINUT SPRINTU

Najczęściej mylony jest z zawodami dla psów (tzw. dog frisbee) albo wyobrażany jako niewymagająca wysiłku rekreacja w parku. W rzeczywistości jest sportem, w którym nie ma sędziego, ale dokładnie określony regulamin, zdrowa rywalizacja, drużyny wyciskające na treningach siódme poty i mistrzostwa, podczas których emocje i dynamika gry wielokrotnie przerastają te z meczów piłki nożnej. Brzmi jak utopia, a to ultimate (wym. altimet), w Polsce zazwyczaj dookreślany słowem frisbee. Olsztynianie, których na chwilę oderwałam od dysku, mówią, że to jeden z najbardziej demokratycznych sportów świata: grać może każdy. – I każdy by chciał – przekonują. – Tylko wiele osób nawet nie wie, że coś takiego istnieje!

Ten bezkontaktowy sport zespołowy powstał w amerykańskich koledżach pod koniec lat 60. XX wieku. Jest połączeniem koszykówki, piłki nożnej, ręcznej i rugby, z tym że zamiast piłką, gra się latającym dyskiem (frisbee). Proste zasady są łatwe do opanowania dla początkujących, ale niezbędna jest tu wyjątkowa zręczność, szybkość i wytrzymałość.

– Trochę się biega. – Takim eufemizmem stuminutowy sprint w czasie meczu określa Adam Świderski. – Na turnieje rangi mistrzowskiej jedzie nawet 28-osobowy zespół, mimo że tylko siedem osób może grać podczas jednego punktu. Po nim następują zmiany.

Celem każdej z drużyn jest złapanie dysku w strefie przeciwnika. Na wąskim, prostokątnym boisku (murawa, plaża lub hala) łatwo o faul, zwłaszcza że po przechwyceniu frisbee nie wolno z nim biegać. Należy użyć odpowiedniej techniki rzutu. Nie ocenia jej sędzia – bo go nie ma – lecz sami zawodnicy.

– Dlatego mówię, że to sport dla dobrych ludzi – definiuje Adama. – Którym nie zależy, by wygrać za wszelką cenę, lecz według honorowego kodeksu „Spirit of the Game”. Drużyny rozmawiają ze sobą o przebiegu meczu, oceniają przeciwników pod względem: znajomości zasad, fauli i kontaktu fizycznego, pozytywnego nastawienia i samokontroli, gry fair oraz komunikacji. Kategoria „Spirit of the Game” traktowana jest na równi z klasyfikacją generalną. To wielki prestiż.

Polska na Mistrzostwach Świata w 2016 roku w kategorii open w klasyfikacji SOTG (fair play) zajęła II miejsce, a kategoria mixed znalazła się w pierwszej dziesiątce w klasyfikacji generalnej. W lipcu 2017 roku we Wrocławiu odbędą się World Games – tzw. Igrzyska Sportów Nieolimpijskich. Wśród nich oczywiście ultimate. – Mamy nadzieję, że kiedyś dołączy do rodziny sportów olimpijskich. Ma idealne cechy: proste zasady, widowiskowość, promowanie pozytywnych wartości, uczenie rozwiązywania konfliktów – argumentuje Kacper Zając i daje przykłady: – Gdy dochodzi do faulu, poszkodowany zawodnik sam ocenia, czy rzeczywiście tak było. Jak ktoś złapie dysk w nietypowy sposób, wszyscy się cieszą, klaszczą.

Marlena Sieroń, która uprawiała już niejeden sport, mówi, że właśnie ta przyjazna atmosfera jest najbardziej pociągająca: – Nie ma spięć, wszyscy chcą, by dyscyplina się rozwijała, więc dają sobie cenne wskazówki, są uśmiechnięci…

– I zbijają piątki! – wtrąca Seweryn Derewicz. – Jak jedna rodzina.

TO JAKAŚ SEKTA?

Gdy pytam, co jest potrzebne, by zacząć trenować, grupowo odpowiadają: chęci! Wiek? Oni mają od kilkunastu do trzydziestu paru lat, ale na turniejach grają i z równolatkami swoich rodziców. Sprzęt? – Zwykły strój sportowych, ewentualnie buty korki, dysk można kupić już za 50 zł – odpowiada Seweryn. Predyspozycje? – Naprawdę więcej zależy do nastawienia – przekonuje Kacper. – Wysokim osobom łatwiej sięgnąć po dysk, niskie są bardziej zwrotne, ale wszystko jest w głowie. Każdy może wyćwiczyć dobrą koordynację ciała, szybkie i efektywne bieganie, techniki zawracania czy wyczucie, na jakiej wysokości będzie dysk. – O czym przekonuję się, gdy tuż obok mnie upada rozpędzone frisbee. Właśnie zaczyna się rozgrzewka. A oni jak zaczynali z ultimate?

Adam rzucał już cztery lata, gdy dowiedział się, że frisbee można grać. To było pięć lat temu. Mieszkał w Warszawie i dołączył do tamtejszej Zawieruchy. Po przeprowadzce do Olsztyna promował ultimate tu i w rodzinnym Szczytnie. Powstała drużyna Partisans (open – męska). – Byłem tak zaangażowany, że moi rodzice początkowo myśleli, że należę do jakiejś sekty! – wspomina ze śmiechem.

Kacper od zawsze chciał w profesjonalny sposób uprawiać sport. Gdy miał 16 lat, trafił na nabór do Partisans. Dwa miesiące później brał już udział w poważnym turnieju w Niemczech, w 2016 roku – w Mistrzostwach Świata Juniorów we Wrocławiu.

– A u mnie zadziałał przypadek – wspomina Seweryn. – Znajomy powiedział, że na imprezie rzucali takim śmiesznym krążkiem i było fajnie. Nie mieliśmy pojęcia, że to profesjonalny sport, po prostu kupiliśmy dysk i założyliśmy fanpage Szczupaki. Nazwa wzięła się od stylu, w jakim nasz kolega rzucał się po frisbee – śmieje się. – W 2014 roku Partisans zaprosili nas na mecz na Kortowie. Był deszczowy dzień, błoto. Przyszliśmy tacy wystrzeleni, nie mieliśmy korków, więc ślizgaliśmy się po boisku zamiast grać. Ale poznaliśmy się i zaczęliśmy tworzyć drużynę.

Do Szczupaków (mixed – drużyna mieszana) w listopadzie 2016 roku dołączyła Marlena, trenująca również dog frisbee. – Właściwie zostałam upolowana – żartuje. – Po jednym treningu od razu zapytali, czy nie pojadę z nimi na turniej! Pojechałam, a jak pojechałam na jeden, to już na każdy.

JEST KLIMAT

Rozglądamy się po plaży. Przychodzą nawet kontuzjowane osoby z drużyny, żeby choć popatrzeć. Każdy się cieszy: „Ile ludzi na treningu!”, bo po wczorajszym naborze nowi gracze przyprowadzili dziś kolejnych. Gra muzyka, przy brzegu boiska dzieciaki zawodników lepią zamki z piasku. Gdy przechodnie zatrzymują się, by popatrzeć, jak Partisans i Szczupaki biegają za dyskiem, Adam się uśmiecha: – Jest klimat. I o to chodzi.

Tekst: Katarzyna Sosnowska-Rama
Obraz: Kuba Chmielewski, Arek Stankiewicz, Marcin Pławiński

Kontakt do drużyn:
Fb/Partisans Olsztyn
Fb/Szczupaki Olsztyn