Kawa… najlepiej świeżo palona, pachnąca dalekim krajem. Aby ją nabyć, wystarczy zainwestować w podróż do… Morąga.
 
„Lei” to wianek z kwiatów wręczany na Hawajach nowo przybyłym gościom. Odkąd go otrzymali, minęły cztery lata, ale wspomnienia z pobytu na rajskiej wyspie wciąż są tak samo silne. Podtrzymuje je każdego dnia zapach aromatycznych ziaren. Po przeszło rocznym pobycie na plantacji kawy na największej wyspie hawajskiego archipelagu, Big Island, złapali kawowego bakcyla. Tu, na Warmii i Mazurach, kawa stała się zalążkiem podróży i pasji, wymiany doświadczeń z innymi miłośnikami egzotycznej rośliny i najlepszym sposobem na poprawienie nastroju.
 
– Myśląc „Hawaje”, momentalnie tam jestem… Piękne plaże, wysokie temperatury, egzotyczne rośliny, wulkany, uśmiechnięci i optymistyczni ludzie – wylicza Kamil Rózicki, właściciel palarni kawy Lani Coffee. – Poza tym rewelacyjna kawa. Zajmowałem się nią każdego dnia i tak zostało do dziś. Wiele razy patrzę na ziarno i myślę, jaką drogę musi przebyć, żeby trafić do filiżanki. To fascynująca podróż, która otwiera zmysły i pobudza wyobraźnię. Każde ziarno kryje „kod” związany z klimatem i warunkami glebowymi, w których wyrosło, wszystkimi procesami produkcji i ludźmi. Każdy, kto choć raz miał styczność z plantacją kawy, doceni ilość wkładanej w to pracy.
 
Mimo że Kamil i Ania spędzili na Hawajach piękne chwile, nie oznacza to, że pobyt był lekki i wakacyjny. Praca przy produkcji kawy na jednej z bardziej znanych plantacji i palarni na wybrzeżu Kona niosła sporą odpowiedzialność i wyzwanie.
 
– Początki były ciężkie. Nowe warunki klimatyczne, wysoka wilgotność powietrza i upały w powiązaniu z nową pracą potrafiły nieźle zmęczyć. Kontakt i praca z ludźmi z różnych części świata wymagały sporo nauki i zaangażowania. Byliśmy na plantacji jedynymi ludźmi z kraju, w którym nie uprawia się kawy. Dlatego chłonęliśmy każdą nową informację w pracy i poza nią. Mieliśmy okazję poznać proces produkcji kawy od stworzenia sadzonki, przez opiekę na drzewkami kawowca, zbiory owoców, palenie i realizację zamówień.
 
To proces palenia zainteresował Kamila od pierwszego dnia i wpłynął na to, czym zajmuje się dzisiaj. Początkowo przyglądał się procesom, uczył się analizować i przewidywać ich przebieg, aż rozpoczął samodzielne palenia.
 
– Możliwości wydobywania walorów smakowych i aromatów z kawy były fascynujące. Czasy, profile, testy palonych kaw i chęć osiągnięcia jak najlepszego efektu końcowego zmieniało pracę w przygodę i inspirujące doświadczenie – wspomina.
 
Po powrocie wiedza zdobyta na plantacji zainspirowała Kamila i Anię do kontynuowania nowego hobby, co zaowocowało powstaniem Lani Coffee. Pasja przerodziła się w sposób na życie – palarnię kawy w rodzinnym Morągu. Ziarna przez nich przygotowywane pochodzą z różnych części świata: z Brazylii, Gwatemali, Kostaryki, Etiopii. Ciągle szukają nowych kaw i nowych zestawień smakowych, tak aby każdy klient, właściciel restauracji czy pasjonat mógł otrzymać swoją własną niepowtarzalną kompozycję działającą na jego zmysły i podkreślającą jego gust.
 
– Nazwa palarni „Lani” oznacza w języku hawajskim „Niebiańska” – tłumaczy Kamil. – Dla każdego będzie oznaczało to inny gatunek kawy, bo nie istnieje ta jedna najlepsza. Każdy powinien sam wyszukać swoją kawę, ponieważ chwile przy jej degustacji muszą być wyjątkowe i przyjemne. Bo dobra kawa warta jest naszej uwagi i czasu. Pobudza wyobraźnię, dodaje energii i wyzwala marzenia o podróżach do pięknych krajów, w których dojrzewa.
 
Tekst: Karolina Bergman
Obraz: Joanna Barchetto