Ideały nie istnieją, ale w każdym ciele można dostrzec piękno. Ewa Zakrzewska, stylistka i modelka plus size inspiruje tysiące kobiet, aby porzuciły narzucone sobie ograniczenia. I przekuły je w siłę.

Jej samochód to mobilna garderoba: ciuchy na każdą okazję, torebki, szpilki w kolorach tęczy. Nigdy nie wiadomo co się może przydać, a wiadomości z prośbą o poradę dotyczącą stylizacji, zasypują ją każdego dnia. Jeśli któraś z „potrzebujących” jest w pobliżu, Ewa użycza często własne, niemałe zasoby odzieżowe. Potrafi zainspirować kobiety niezadowolone ze swoich rozmiarów do sięgnięcia po odważne, podkreślające sex appeal fasony. I często za jej sprawą rozpoczynają życiową metamorfozę.

– Jestem świadkiem jak niektóre z kobiet w wieku 40 lat po raz pierwszy w życiu zakładają sukienkę, bikini, eksponują dekolty – przyznaje 32-letnia Ewa Zakrzewska, stylistka, influencerka, modelka plus size. – Uwielbiam moment, kiedy patrzą w lustro i odkrywają siebie na nowo. My, Polki, jesteśmy bardzo krytyczne i wymagające wobec siebie. A osoby z nadwagą czy niedowagą, to dodatkowa stygmatyzacja w społeczeństwie i własnych oczach.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Ewa przez wiele lat borykała się z niską samooceną. Problem z nadwagą pojawił się w dzieciństwie, a jako nastolatka próbowała rozwiązać go na własną rękę. Kolejne diety, głodówki, eksperymenty z suplementami przysporzyły jedynie problemów zdrowotnych, doprowadziły do bulimii.

– W okresie szkolnym czułam się fatalnie ze swoim ciałem i duszą. Chciałam schudnąć, ale nie dla zdrowia, tylko po to, aby inni odczepili się ode mnie. Byłam nieszczęśliwą chłopczycą w bojówkach i koszulach over size. Zresztą ubrania dla osób powyżej rozmiaru 42 przypominały wówczas wory pokutne. Fajne ciuchy były dla mnie niedostępne. Zrezygnowałam nawet z własnej studniówki, bo nie miałam w co się ubrać.

Po przerwanych studiach dziennikarstwa Ewa wyjechała do Anglii. I tam, pracując w lokalach, usłyszała pierwsze komplementy na temat swojej nietuzinkowej urody. To był punkt zwrotny w postrzeganiu samej siebie. – Zamiast krytyki słyszałam życzliwe słowa, których na początku nie potrafiłam przyjmować – wspomina. – Po którejś wypłacie, za namową znajomych poszłam do sklepu po nową garderobę. I otworzył się przede mną świat mody, który wciągnął mnie na dobre. Do Polski wróciłam odmieniona, kobieca i przekonana o własnej wartości. Nabrałam odwagi, aby podkreślać swoją figurę, a krytyka nie robiła już na mnie wrażenia. Znajomi nie poznawali mnie.

Zdjęcia z pierwszej profesjonalnej sesji wrzuciła do internetu. I pojawiło się pierwsze zlecenie w raczkującym wówczas w Polsce modelingu plus size. Zaistniała w kobiecych pismach, trafiła do agencji modelek, wystąpiła w zagranicznej kampanii reklamowej. Uczestniczyła w show „Hell’s Kitchen”, gdzie dała upust swojej rodzinnej pasji – gotowaniu. Dzisiaj ma 55 tys. obserwatorów na instagramie. A na swoim „ciałopozytywnym” blogu (ewokracja.pl) udowadnia, że styl nie uznaje podziału na centymetry, a szczęścia nie trzeba odkładać na etap „po diecie”.

– Wciąż mam duże wahania wagi, ale zmieniłam podejścia do siebie i otoczenia – przyznaje. – I inspiruję inne kobiety, aby bez względu na rozmiar, zawalczyły o swoje szczęście, przestały się biczować. Kiedy zmienia się nasze wnętrze, otoczenie wyczuwa pozytywną aurę, inaczej nas postrzega i traktuje. Ale te zmiany sami musimy zapoczątkować.

Ewa współtworzyła elegancką odzieżową kolekcję Plus Size dla marki Tom&Rose, która w tym roku pojawiła się w sieci Biedronka i rozeszła na pniu. Choć rynek i społeczeństwo jest coraz łaskawsze dla osób z zaburzeniami wagi, dyskryminacja nadal dotyka wielu z nich. – Jeszcze kilka lat temu media unikały prezentowania osób z „nieidealną” wagą, dzisiaj „ciałopozytywność” jest na topie – zauważa Ewa. – Dużą rolę odegrał program stacji Polsat „Supermodelka Plus Size”, którego byłam jurorką. Mimo tego, wciąż dostaję wiele maili od osób z zaburzeniami wagi, szykanowanych przez swoje otoczenie za wygląd. Odpowiadam im bazując na swoich doświadczeniach. Dzisiaj wiem, że tylko łączenie dobranej indywidualnie diety i aktywności daje efekty. A przede wszystkim odpowiednia terapia, która uczy miłości do siebie.

W każdy weekend Ewa pędzi z Warszawy, gdzie mieszka z mężem, do rodzinnego Marózka pod Olsztynkiem. Pomaga tu prowadzić rodzinną wędzarnię i bar. Sprząta, podaje do stołu, gotuje swoje danie popisowe – zupę rybną według receptury babci.

– Mam szczęście, że rodzina zawsze mnie wspiera – przyznaje. – W dużej mierze dzięki miłości najbliższych udało mi się pokonać demony i uwierzyć w siebie. Dlatego wracam tu nie tylko ciężko pracować, ale też ładować akumulatory. Po prostu jestem Ewa z Marózka.

Tekst: Beata Waś, obraz: Weronika Łucjan-Grabowska