Proporcja jest ważna. Szalenie ważna. Lubimy piękny kształt. Uwielbiamy zerkać na zgrabną kobietę. Jak i na zgrabnie zaprojektowany samochód.
 
W 2007 roku Nissan wypuścił na wybieg naprawdę zgrabne ciało – Qashqai. Imię ta piękność dostała po plemionach koczujących na wyżynach Fars w Iranie, które słyną z doskonałego radzenia sobie w trudnych i zmiennych warunkach. Już rozumiem tę aluzję, że Qashqai od Nissana też sobie wszędzie da radę.
 
Z pewnością to jeden z najlepszych samochodów jaki trafił się japońskiej marce od dwóch dekad. Nic dziwnego, że w cztery lata od rozpoczęcia produkcji prezesi mogli strzelać korkami od szampanów, świętując wyprodukowanie milionowego Qashqaia. A w dzisiejszych czasach to już nie takie proste zadanie, kiedy to częściej wymienia się modele aut niż baterie w zegarku. Drugi wątek też zmusza bliżej przyjrzeć się temu Nissanowi – otóż na wymagającym niemieckim rynku, na 113 przeanalizowanych modeli wszelkich marek, Qashqai ograł całą resztę, jeśli chodzi o zadowolenie kupujących z ich nowego samochodu.
 
Więc co to jest za zjawisko, ten Qashqai?
 
To urodziwe dziewczę sprzed siedmiu lat ujęło sylwetką. Piękne proporcje, jak słynne 90-60-90, za którym podążają modelki z wybiegów. Nic dodać. Powstał samochód będący skrzyżowaniem zwartego kompaktowego auta z rozkręcającym wówczas modę SUV-em. Dzisiaj ta modelka Nissana dojrzała. Qashqai drugiej generacji jest jak kobieta dobijająca czterdziestki, z tym jej apogeum wdzięku. I sexi biodrem, któremu dodatkowy kilogram jedynie dodał piękna.
 
Każdy chyba, kto spojrzy na nowego Qashqaia, dostrzeże, że przybrał nieco na gabarytach. Ale zachował tę cechę, do której dążą styliści – zgrabne proporcje właśnie. Kobieta może być i filigranowa, i rozmiaru XL, ale jeśli ma zachowane piękne proporcje, kusi jednakowo.
Nasza modelka z Japonii, a może raczej z Anglii, bo tam jest produkowana, wreszcie nauczyła się mówić po polsku. Pamiętam, że w poprzedniej generacji Qashqaia można było sobie wybrać dowolne ustawienie języka w obsłudze nawigacji, pod warunkiem, że nie był to język polski. Więc pierwszą rzeczą, za którą zabrałem się zaraz po usadowieniu się w fotelu nowości, było wklepanie w nawigacji adresu choćby do pobliskiego sklepu. Bardziej jak językiem polskim Qashqai zaskoczył mnie jednak czym innym.
 
Osobiście nie znam samochodu, w którym prościej obsługuje się cały ten dotykowy panel. Polecam go nawet stryjowi, dla którego do dzisiaj najnowocześniejszą rzeczą, jaką może pochwalić się w swoim samochodzie, jest elektroniczny zegarek z pstryczkiem do przełączania na datownik.
 
Można śmiać się ze stryja, ale mnie też większość bajerów w nowych samochodach wydaje się być na wyrost. By nie być gołosłownym, wystarczy że wspomnę o najlepszym miejskim wynalazku ostatnich czasów – banalnych czujnikach parkowania, które swego czasu ewoluowały do kamery cofania. Qashqai bawi bajerem o półkę wyżej – systemem kamer 360 stopni. Otóż wyobraź sobie, że parkując w jakiejś ciasnocie, masz rzut swojego samochodu z góry, właśnie w miejscu, w którym usilnie nie chcesz go poobcierać. Byłoby żal.
 
Tekst: Rafał Radzymiński
Obraz: Joanna Barchetto
Pomoc w realizacji sesji: Akademia Urody Brigitte
Sukienka – projekt i wykonanie: Barbara Cały