To jedna z tych rzeczy, na które wydajemy pieniądze, żeby stać się bogatsi – piszą o pasji podróżowania olsztynianie Przemek Andrzejczak, Tomek Sarnowski i Jan Wojciechowicz. Właśnie w cztery miesiące przejechali na motocyklach obydwie Ameryki.

W zasadzie nie różnimy się od innych facetów. No, może tylko tym, że większość popija piwko, my natomiast uwielbiamy bimber :). Ostatnio zasmakowaliśmy w oryginalnej meksykańskiej Tequili. Uwierzcie – jest pyszna, a my potrafimy rozpoznać prawdziwą.

Żaden z nas nie umie spokojnie zagrzać miejsca w wygodnym fotelu dużego pokoju, a energia, jaka rozsadza nam motocyklowe kaski, mogłaby dostarczyć surowca dla Red Bulla na roczny zapas. Stąd pomysł na motoprzygodę od Alaski po Ziemię Ognistą. Nasza marszruta od początku miała na celu dobrze zapoznać nas z krainami, jakie mieliśmy w planach przemierzyć – chcieliśmy wiedzieć gdzie i po co wrócić kiedyś na dłużej. Czteromiesięczna wyprawa w żaden sposób nie mogła zaspokoić naszej ciekawości co do ogromu przestrzeni, mnóstwa ludzi i różnorakich kultur, jakie napotkaliśmy podczas podróży.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Alaskański surowy klimat, przeplatany przepięknymi pejzażami, napotkaliśmy tuż po wyjściu z samolotu. Odległości pomiędzy miejscowościami wyliczyli tu chyba konstruktorzy zbiorników paliwa naszych motocykli – zawsze po 400-450 km. A na przydrożną, leśną toaletę miejscowi zabierają strzelby, przewidując nieprzyjazną rozmowę z misiem. I tak aż do Vancouver, bo podobny klimat i zasady higieny panują w Kanadzie. USA zachwyciło mnogością parków narodowych z całym gniazdem kanionów, natomiast absolutnie nie urzekło nas kuchnią. Hamburger, frytki i cola to kulinarny sztandar.

Przejeżdżając granicę Stanów z Meksykiem, nie trzeba bystrego oka, by zauważyć miażdżące różnice socjalne, gospodarcze, obyczajowe i kulturowe, a potem, wraz
z kilometrami, również przyrodnicze. To początek światowego mymla*, którego w mniejszym bądź większym wymiarze będziemy doświadczać aż do Argentyny.
Za to kuchnia bardzo nam tu odpowiadała, szczególnie ta ze straganów i ta przydrożna, po której bezwzględnie i bez większej namowy – po dwie małe Tequile. Dla kurażu.

Ameryka Środkowa to również wszystko to, co kryje się pod płaszczem mezoamerykańskiej kultury.
Za nami Boliwia, motocyklowe lampy oświetlają już argentyńskie trakty. To kraj w dużym stopniu przypominający Europę, a do tego widać i czuć pierwiastek niemieckiego ordnungu. Jako pierwsze w swoje szpony złapały nas Salta, a potem Mendoza – miasto ze wspaniałymi winniczkami, które trudno nam było opuścić. Patagoński wiatr, który ściągał kaski z głów, i przepiękne widoki nie pozwalały nam jechać, jednak desperacka chęć osiągnięcia końca świata w Ushuaia wygrała.
Jak twierdzi poznany przez nas w Mendozie konsul: „Bóg jest wszędzie, ale biuro ma w Buenos Aires”. Wszyscy mają tam biuro, więc zaraz po osiągnięciu Ziemi Ognistej i Fin del Mundo, obieramy kierunek na boskie Buenos. Tam nadajemy motocykle i siebie samych do Europy.

Przed przyjazdem tutaj nie sposób przewidzieć wszystkich widoków, zapachów i smaków, które będą upajać, dziwić czy nużyć nasze zmysły.
Nie sposób przewidzieć też, jacy ludzie będą na nas czekać po drodze.

W tym właśnie tkwi sens i smak podróżowania. Jak ktoś kiedyś powiedział: „Podróż jest jak małżeństwo. Podstawowym błędem jest myślenie, że możesz ją kontrolować”. Jest to nasza pasja. Będziemy ją pielęgnować i zarażać nią bliskich, bo przecież to jedna z tych rzeczy, na które wydajemy pieniądze, żeby stać się bogatsi.

W matematycznym podsumowaniu wyprawa przedstawia się tak: 34 tys. km, 15 krajów, 5 tys. litrów paliwa, 9 kompletów opon, ani jednego mandatu (poza dżentelmeńskim zadośćuczynieniem w Panamie).

*mymel – (wg. Jaśka, Przemka i Tomka) środkowoamerykańskie aglomeracje o zatartych granicach pomiędzy wysypiskami śmieci a zurbanizowanymi terenami mieszkalnymi, handlowymi i turystycznymi. Poddany opatrzności, nadziei i losowi ruch uliczny, zdominowany przez trójkołowe tuk-tuki, ryksze i wózki towarowe. Wzrok, słuch i węch narażone są na skrajne doznania, często nie do odtworzenia. Najbliższy Europie mymel możliwy w Indiach.

Przemek Andrzejczak, Tomek Sarnowski i Jan Wojciechowicz – olsztyńscy przedsiębiorcy, którzy na początku września rozpoczęli czteromiesięczną wyprawę na motocyklach: z Alaski do Ziemi Ognistej.