Mają średnio 30-40 lat, a do tego żony, dzieci, rachunki do zapłacenia, pracę: programują, tworzą grafikę, uczą w szkole, kładą parkiety. A po pracy jeżdżą czołgami, walczą między sobą figurkami, napadają na wioski i mierzą się z wielkimi przedwiecznymi. Grają na komputerze, na planszy, makiecie, a nawet w swojej wyobraźni. Odbiegają od wizerunku gracza-nastolatka, który siedzi kilkanaście godzin przyklejony do monitora, tracąc powoli kontakt z rzeczywistością. Oto olsztyńscy gracze.
 
Tekst: Karol Fryta
Obraz: Joanna Barchetto
 
 
styl_zycia
Trochę jestem jak Bóg
Jakub Kuźma
/ parkieciarz

– Zabij go! Zabij go! – słychać dobiegające od sąsiadów z dołu okrzyki oraz agresywną muzykę. Nie zastanawiasz się, tylko łapiesz za telefon i dzwonisz na policję. A potem konsternacja. Bo Jakub i sąsiedzi żyją, a krew się leje tylko w ich wyobraźni. To świat gier RPG (Role-playing game), czyli rozgrywka fabularna, pełna zwrotów akcji i zaskakujących rozwiązań.
 
Jakub grami RPG zainteresował się będąc nastolatkiem. Aktywnie gra od dziewięciu lat, kiedy to wraz z dziewczyną zamieszkali z parą przyjaciół. Od słowa do słowa i cała czwórka przeniosła się w świat wyobraźni. Do dziś Jakub używa e-maila związanego z pierwszą postacią, którą grał w RPG. – W grach fabularnych podoba mi się to, że nie jesteś niczym ograniczony, jak np. w grze video. Możesz zajrzeć pod kamień, za róg domu. Jedyną barierą jest twoja wyobraźnia – tłumaczy.
 
RPG to na ogół kości do gry, czterech graczy i mistrz, który opowiada fabułę. Opracowuje wcześniej scenariusz, zastawia pułapki, bywa złośliwy wobec graczy, którzy muszą się z nim zmierzyć. Celem rozgrywki jest najczęściej odnalezienie artefaktu, pokonanie złoczyńców czy rozwiązanie intrygi. Każdy z graczy stara się, by mimo różnych szalonych przygód jego postać pozostała do końca wieczoru w jednym kawałku i mogła dalej rozwijać swoje umiejętności w świecie gry. W czasie przygody postać może złamać rękę, nauczyć się nowego zaklęcia czy dowodzić wraz z innymi graczami obroną oblężonego miasta.
 
RPG to nie tylko wyobraźnia, ale i duże emocje, które wyzwala w nas gra. Oprócz zabawy i poznawania smaku przygody, gracze doświadczają również skrajnych uczuć. Od euforii po zwycięskiej walce, po łzy i smutek, kiedy postaci innego gracza przytrafi się coś złego. – Podczas jednej z rozgrywek koleżanka popłakała się i zakończyła rozgrywkę, bo inni gracze zabili w walce patrol policji – relacjonuje Jakub. – Emocje wzięły się stąd, że w realnym życiu jej rodzice to policjanci.
 
Jakub jest mistrzem gry i to on wymyśla scenariusze.
Na co dzień pracuje jako parkieciarz, co sprzyja snuciu wizji.
– To nie jest praca obciążająca intelektualnie – nie kryje.
– Dlatego mam czas, aby pomyśleć nad scenariuszem gry. Bywa, że zajmuje mi to 20 minut, ale czasem, kiedy wiem, że nie muszę się spieszyć, i tydzień.
Od mistrza, którym jest Jakub, dużo zależy w grze. Może nawet wywołać deszcz meteorytów. Nauczył graczy, że to jego świat, w którym jest tak, jak on chce. – Trochę jestem jak Bóg – dodaje. – I to też łechce próżność.
 
 
styl_zycia
Żona pomalowała moją armię
Jakub Mackiewicz
/ tłumacz, nauczyciel

Od najmłodszych lat Jakub interesuje się fantastyką.
Zaczęło się od fascynacji Tolkienem. W grze ważne jest dla niego, że wciąż odkrywa świat fantasy. Nie bez znaczenia jest też aspekt socjalny. Ustawiając armię na przeciw siebie, potykasz się z żywym człowiekiem, nie avatarem czy nickiem z komputera, z którym pewnie nigdy się nie spotkasz.
Jakub podkreśla, że gry figurkowe, zwane bitewnymi i strategicznymi, są dla wszystkich, bo już za kilkadziesiąt złotych można kupić starter do gry HeroClix. Słowem, gra jest na tyle droga, na ile jej na to pozwolisz.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Niektóre jednak, bardzo rzadkie i kolekcjonerskie figurki, potrafią kosztować 200 dolarów. Co więcej, znajdą się tacy, którzy potrafią tyle zapłacić. W sieci kwitnie także rynek wtórny, na którym można nabyć stare figurki.
 
Ponoć jest granica tego hobby, ale trzeba mieć gruby portfel. Zdobycie unikatowych figurek może wydrążyć kieszeń do cna, bo zebranie wszystkich to koszt niezłej klasy auta, czy nawet… mieszkania. – Jeszcze parę lat temu potrafiłem miesięcznie wydawać na swoje hobby około 500-600 złotych – zdradza ściszonym tonem Jakub. – Teraz wydam góra 100 złotych. Wiadomo, żona krzywo patrzy na duże wydatki.
 
Olsztyński świat graczy figurkowych nie jest wielki, bo walczy ze sobą 40-50 osób. Rzadko, ale trafiają się kobiety.
Jak żona Jakuba, Anna, która interesuje się fantastyką, ale z mężem nie walczy. – Nie lubi przegrywać – śmieje się Jakub. – Ale jest plastykiem, więc pomalowała część moich armii z Warhammera i z powodzeniem odsprzedała.
 
Celem gry jest zwycięstwo. Ale są też tacy, którzy nie grają, ale kupują kolejne wcielenia Orków, goblinów, czy elfów i stawiają na półkach. Bo są piękne. Esencją gry jednak jest walka, gdzie zwycięstwo jest dyktowane znajomością systemu, umiejętnościami planowania, ale także niewielką dozą szczęścia. Jakub toczył kiedyś bitwę w domu kolegi, na strychu, bo tylko tam znalazło się miejsce na makietę mającą kilkanaście metrów kwadratowych. Bo gdzieś trzeba było ustawić te cztery tysiące modeli!
 
Jakub to facet pod trzydziestkę, podobnie jak większość graczy w tym gronie. Młodszym zabawa ta wydaje się za trudna. Może dlatego, że ta rozgrywka to jak szachy z superbohaterami, w których każdy pionek ma własne umiejętności?
 
 
styl_zycia
Z dużej lufy walą wszyscy
Jerzy Mackiewicz
/ programista

W dzień Jerzy ma poważną pracę: prowadzi zespół programistów i administratorów aptek stacjonarnych i internetowych. Robota korporacyjna. W nocy zaś bywa dowódcą czołgu i szefuje klanem Warmia of Tanks, czyli kilkudziesięcioma graczami z Warmii, którzy tłuką wrogie armie w jednej z najpopularniejszych gier on-line na świecie – World of Tanks.
 
WoT to fenomen. Przykuwa do monitorów graczy z całego globu. W grze ma się do dyspozycji niemal setkę różnych modeli czołgów. Najlepsze w Polsce klany tworzą”¦ żołnierze zawodowi. Meldują się przed komputerem o umówionej godzinie, wykonują polecenia dowódcy. Jak w wojsku. Gra tak się rozwinęła, że powstają osobne strony ze statystykami graczy, czy aplikacje mobilne. – Najfajniejsze w WoT jest to, że grasz z ludźmi. Nie mordujesz botów, nie walczysz z komputerem, tylko myślącym człowiekiem, który siedzi po drugiej stronie – argumentuje. – Ciężko gra się z Rosjanami na ich serwerach. Tam jest taka młócka, że ho ho. Ale szkolisz się u nich, wracasz na polskie serwery i wszystkich miażdżysz.
 
W WoT grają wszyscy. I mężczyźni, i kobiety. Średnia gracza to trzydziestka na karku. W Olsztynie środowisko graczy WoT jest duże. Rozpoczęło integrację ponad rok temu, tworząc regionalny klan. – Siedzę w knajpie i przychodzi kumpel w koszulce WoT – wspomina. – Pytam czy gra, odpowiada, że tak. Odzywa się obok kolejny kolega i następny. Grają wszyscy. Zaczęliśmy organizować spotkania, próbujemy rozpropagować WoT. Rozmawiamy nie tylko o grze, ale o historii, modelarstwie czy militariach.
 
Jerzy grywa teraz mniej, bo często służbowo podróżuje. Bywało tak, że siadał do gry o godz. 20 i uciekały 3-4 godziny. Kiedy przychodziły święta, brał udział i w 300 walkach. Zresztą święta, to specyficzny okres, bo w grze siedzi mnóstwo Polaków.
– Strzał z dużej lufy dobrze czasami robi – śmieje się 39-letni Jerzy. – Szczególnie, gdy wracasz do domu po pracy, jesteś naładowany adrenaliną. Nie musisz siedzieć długo nad grą, bo rozgrywka trwa 10-15 minut, więc tłuczesz dwie-trzy rundy i wracasz do zajęć.
 
 
styl_zycia
Po pracy tworzę bóstwa
Marek Kłos
/ grafik komputerowy

Z grami planszowymi zetknął się każdy, bo nie ma chyba osoby, która nie grała w Chińczyka czy Monopoly. I tak się też rozpoczęła przygoda Marka z planszówkami.
– Podoba mi się element socjalny w planszówkach. Trzeba się spotkać twarzą w twarz. Gra ma aspekt towarzyski – zaczyna opowiadać. – Czasem zbieramy się u znajomego, który ma duży dom z ogromnym stołem i pełnym barkiem. Rozkładamy karty, żetony, które każdy wącha, przekłada, ogląda. Niekiedy ilustracje w najlepszych grach to prawdziwe dzieła sztuki. Takie spotkanie to alternatywa dla szwędania się po klubach.
 
W czasie kilkugodzinnej rozgrywkii można nieźle odlecieć w świat gry. Dla przykładu w Horror w Arkham gracze walczą przeciw mechanice gry, a nie przeciwko sobie. Mierzą się m.in. z Wielkimi Przedwiecznymi, których postacie oparte są na mitologii H.P. Lovercrafta.
 
Niektóre gry są kooperacyjne, inne logiczne, jeszcze inne przypominają swoją mechaniką warcaby czy szachy. Są też takie, które posiadają bardzo rozbudowaną fabułę, a instrukcja do gry liczy sto kilkadziesiąt stron.
 
Marek to człowiek zabiegany. Zajmuje się tworzeniem grafiki użytkowej na zlecenie, redaguje serwis o grach na Playstation, ma czteroletnią córkę Gosię, dla której wymyśla już najprostsze gry. Wraz z kolegami, Karolem Kalinowskim i Michałem Myszkowskim, próbują ze swojej pasji zrobić sposób na życie. – Wymyśliliśmy grę „Bóstwa”. To gra logiczno-strategiczna. Jest już gotowa i szukamy wydawcy – apeluje Marek. – Myślimy także o poszukaniu pieniędzy na jej wydanie w serwisach crowdfundingowych. Nie chcemy sprzedawać praw do gry i wolelibyśmy pozostać w Olsztynie. Jedna z ras w grze nawiązuje nawet do legend warmińskich.
 
Mówiąc o planszówkach, Marek nie kryje, że potrafi się przywiązać do emocji, jakie daje mu gra. Zwraca także uwagę na element integrujący w grach planszowych. Nastolatek, który przyklei się do monitora komputera na kilkanaście godzin, nie ma kontaktu z żywym człowiekiem. Może czasem popisze lub porozmawia z kolegą. Ale nie widzi go, nie czuje, nie dostrzega jego mimiki, przez co relacja międzyludzka jest trochę niepełna. „Bóstwa” mają bawić, wysilać szare komórki
i integrować ludzi.