Pasja niejedno ma imię. Ale zawsze napędza, motywuje i sprawia, że świat nabiera barw. Tym bardziej kiedy można podzielić ją z innymi, wymienić spostrzeżenia, znaleźć bratnie dusze. Na przykład poprzez pisanie bloga. Kim są ludzie, którzy ślęczą nad klawiaturą by pokazać w sieci kawałek siebie? Niech opowiedzą,
co skłoniło ich do otworzenia się przed całym światem.

 
 
 
0J2A1909
Wirtualny mikrokosmos
Stanisław Czachorowski /profesor
O złowieszczym motylu zwanym trupią głową, o chruściku co w grudniu siedział na moście nad Łyną i o ekologicznym sposobie na seks za pomocą roztoczy zwanych nużeńcami. Te ciekawostki entomologiczne gromadzi na swoim blogu prof. Stanisław Czachorowski z Wydziału Biologii i Biotechnologii UWM.
 
– Zaczęło się od tego, że student poprosił mnie w sms-ie o wysłanie wzoru statystycznego z użyciem znaku sigmy – wspomina prof. Czachorowski. – Przez komórkę okazało się to zbyt trudne. Myśląc o przyszłych takich problemach w konsultacjach, założyłem stronę z materiałami edukacyjnymi dla studentów. Szybko jednak z niej zrezygnowałem i uruchomiłem bloga, który jest prostą i szybką formą kontaktu. Z całym światem. Doszła do tego idea uniwersytetu otwartego i kształcenia ustawicznego. Internet pozwala wyjść poza szkolne mury i czerpać pełnymi garściami z wiedzy. Tylko trzeba wiedzieć jak.
 
Prof. Czachorowski od dziewięciu lat dzieli się wiedzą i spostrzeżeniami na temat owadów, zwierząt, roślin, ekologii. Częste antropomorfizmy, odniesienia do ludzkich zachowań, okazały się strzałem w dziesiątkę. Blog „Profesorskie gadanie” regularnie cytowany jest w lokalnej prasie; jego fragmenty wykorzystała w swojej książce o prowincji Katarzyna Enerlich, regionalna pisarka.
– Jesteśmy ciekawi mikro- i makrokosmosu, bo szukamy w nim porównań, odniesień do naszego ludzkiego świata. Chcemy się w ten sposób dowiedzieć czegoś nowego o sobie – tłumaczy biolog.
 
Ale nie tylko fauna i flora zajmuje profesora. Oprócz stricte naukowych rozważań na blogu, autor zamieszcza też notatki z podróży, czy refleksje na temat regionu, dziedzictwa kulturowego, dziedzictwa przyrodniczego i inne przemyślenia o zabarwieniu społecznym i filozoficznym. Chociażby na temat nietrafionej promocji Olsztyna poprzez… klub go-go i panie z różowymi parasolkami.
– Jestem zapisywaczem myśli. Swoich, przetworzonych, zasłyszanych. Odganiam chwilowe pokusy, aby pisać „poczytnie”, aby było dużo kliknięć, przedruków, komentarzy. Nie chcę być niewolnikiem oglądalności. Piszę bo chcę, a nie dlatego, że muszę. Bloguję bo w jakiejś formie jest to uporządkowana próba dyskusji z samym sobą i upowszechnianie wiedzy, otwartej wiedzy.
czachorowski.blox.pl
 
 
0J2A2183
Mydło, powidło i piękne kobiety
Krzysztof Sołowiej/finansista
Jego dom przypomina małe muzeum. Im coś starsze, tym bardziej chce to mieć. Krzysztof Sołowiej, z wykształcenia magister ochrony wód, z zawodu finansista, a po godzinach kolekcjoner, historyk i fotograf, zbiera stare pocztówki z Olsztyna i trójwymiarowe kartki. Wiekowe zdjęcia i monety. Nie gardzi też przedmiotami użytku codziennego. Na rynku kupił wagę z epoki carskiej Rosji, piwo pije w kuflach z okresu I wojny światowej z fabryki w Miśni, nalewki trzyma w starych butelkach z niemieckimi sygnaturami, a kawę mieli w drewnianym młynku. Pasjonuje go bitwa pod Tannenbergiem, której ma namacalny dowód w postaci kilku guzików od munduru i klamry od paska wojskowego. Fascynacjami przeszłością pięć lat temu postanowił podzielić się ze światem. Blog „Olsztyn, fotografia i trochę historii”, szybko przyciągnął bratnie dusze „“ kolekcjonerów i miłośników lokalnej historii. Również spoza granic Polski.
– Jedna z emigrantek poprosiła mnie o przesłanie fotki Olsztyna, z której chciała zrobić w domu fototapetę – zaczyna opowiadać. – Wysłałem wiosenne zdjęcie starówki z zamkiem w tle. Zainteresowania kolekcjonerskie mam tak wszechstronne, że nie mogłem się zdecydować o czym pisać bloga. Piszę więc i o historii, i o fotografii, o pocztówkach i pięknych kobietach. Takie mydło i powidło.
Temat pięknych kobiet na blogu pojawił się kiedy Krzysztof zdobył na aukcji fotografię Liny Cavalieri, włoskiej śpiewaczki operowej, którą w pierwszych latach XX wieku uznawano za najpiękniejszą kobietę świata. Do kolekcji piękności z lamusa dołączyły pruska księżniczka Wiktoria Luiza i Władysława Kostakówna, Miss Polonia z 1929 roku.
 
– Fascynuje mnie wszystko co ma związek z początkiem XX wieku, a więc także trendy w modzie, fryzurach. Podoba mi się kobiecość, którą w tamtych czasach panie tak umiejętnie potrafiły podkreślić.
 
Dla Krzysztofa grzebanie w przeszłości i pisanie o niej jest odskocznią od problemów życia codziennego, próbą odnalezienia korzeni, regionalnej tożsamości.
 
– Mam też okazję poznać szaleńców, którzy za pocztówkę rodzinnej miejscowości są w stanie zapłacić kilka tysięcy złotych. Ja aż tak nierozsądny nie jestem, ale zdobycie cacka sprzed stu lat daje mi dużą satysfakcję. A jeszcze większą, jeśli ktoś o tym przeczyta na blogu i skomentuje, że mnie rozumie i cieszy się moim szczęściem.
photokrzysztof.blogspot.com
 
 
0J2A2089
Magia codzienności
Hanna Brakoniecka/pisarka
Wyszła za mąż za mistycznego poetę, nieprzeciętnego wrażliwca i myśliciela. I wiedziała, że albo będzie wesoło, albo umrze z rozpaczy. Zaczęła rysować scenki z ich życia, notować zabawne dialogi, opisywać codzienność w „Kronikach rodzinnych”. Dzisiaj Hanna Brakoniecka, emerytowana polonistka i pisarka, prowadzi trzy blogi, na których pisze, rysuje i fotografuje. I już nie tylko zdarzenia z własnego życia, ale też historie opowiedziane przez innych. Bo ma wyjątkowy dar słuchania, ogromną empatię przez co ludzie uwielbiają się jej zwierzać. Rozdaje dobrą energię, uczy wizualizacji, a dzieci słuchają jej z otwartą buzią. Dla nich i o nich powstał blog „Pani bajeczka” bazujący na dialogach z wnukami i poznanymi przedszkolakami. Adres mailowy zaczerpnęła od ulubionej bohaterki – Mary Poppins.
 
– Od dzieciństwa chciałam być guwernantką tak jak literacka Mary – przyznaje Hania. – Marzyłam żeby poprawiać rzeczywistość, dawać innym siłę i inspirację. I tak w zasadzie żyję, akceptuję ludzi i świat, daję im to co mam najlepszego. A przede wszystkim ich słucham. Blogi to dla mnie sposób na zarażanie dobrą energią, humorem, magią, która tkwi w drobiazgach, codzienności.
 
Na blogu „Głosy, głosy, głosy”¦” przeczytamy literackie miniatury o codziennych zmaganiach z dziećmi, zasłyszane anegdoty „na faktach”. Jak na przykład o pozostawionej na chwilę podczas telefonicznej rozmowy torbie z karkówką na kotlety, do której dobrał się pies sąsiadki. Albo o uroku kiepskich dowcipów zwanych „sucharami”.
 
– Kiedyś powiedziałam do męża: wiesz, my kobiety lubimy być słuchane, akceptowane, wspierane. A mąż: – To spotykajcie się i dawajcie to sobie.
 
Więc spotykają się w dużym kobiecym gronie i dają sobie to, czego często nie dostają w związkach, czyli wsparcie i zrozumienie. Po takich babskich sabatach, pełnych opowieści, śmiechu a czasem i łez, nie brakuje inspiracji do pisania. I rysowania. Bo „Habra blog” to humorystyczne dialogi z przyjaciółmi i mężem intelektualistą, przeniesione na papier. A raczej ekran. Przykład? Hanka: – Zobacz co się dzieje z Eroskiem (pies). Chowa się i cały trzęsie! Mąż Kazimierz: – Może czytał moje wiersze”¦
brakoniecka.blogspot.com
habra-smiechoty.blogspot.com
panibajeczka.blogspot.com
 
 
0J2A3108
Blog od kuchni
Karolina Lewandowska/radiowiec
Gotować zaczęła dopiero po trzydziestce, kiedy już była „na swoim”. Związała się z wegetarianinem i złapała bezmięsnego bakcyla. W maleńkiej kuchni, na trzech metrach kwadratowych, zaczęły powstawać smakołyki z owoców, warzyw, nabiału i kasz. I fantastyczne słodkości. Znajomi, którzy mieli okazję ich spróbować, od razu pytali o przepis. Tak narodził się pomysł na bloga „Co pysznego?”,
na którym olsztynianka Karolina Lewandowska umieszczała sprawdzone przepisy dla przyjaciół. Po pierwszych komentarzach od czytelników wciągnęła się na dobre. Może poza jednym wyjątkiem. – Nie zapomnę wpisu: „sama sobie to żryj!” – wspomina Karolina. – Zrobiło mi się przykro, podzieliłam się swoim smutkiem z chłopakiem i przyjaciółkami. A oni na to: ciesz się, masz swojego pierwszego hejtera, znaczy: zaczynasz być sławna!
 
Inspiracje czerpie z literatury, podpatruje w menu ulubionych restauracji, wyczytuje w internecie. Najbardziej przemawia do niej kuchnia włoska. Nie gardzi też azjatyckimi specjałami. Twierdzi, że kuchnia wege daje większe pole do popisu niż przyrządzanie mięsa. Chociaż, kiedy ma okazję, dobrym drobiem też nie pogardzi. I w ogóle nie ma rzeczy, której by nie spróbowała.
 
– Nawet larwy. Gotowanie rozwinęło mój zmysł smaku, węchu, rozbudziło ciekawość do kuchni z różnych stron świata – twierdzi Karolina. – Jednak jak zostaję sama na weekend, potrafię przeżyć na kanapkach. Prawdziwą satysfakcję daje mi gotowanie dla kogoś, wspólne degustowanie, wymiana spostrzeżeń, skojarzeń. I ten błysk w oku, kiedy potrawa rozpala zmysły.
 
Na bloga wrzuca tylko sprawdzone dania. Przygotowuje je w swojej miniaturowej kuchni często z przyjaciółką, potem fotografuje. Jeśli danie zdobywa uznanie domowników, trafia na forum.
 
Do Karoliny zaczęli zgłaszać się producenci żywności, organizatorzy degustacji i warsztatów kulinarnych. Poza pracą etatową, w piątki pichci z grupą kobiet w jednej ze szkół, w soboty prowadzi zajęcia gotowania i zdrowego żywienia dla dzieci. Marzy o otwarciu w Olsztynie restauracji wegetariańskiej z prawdziwego zdarzenia. – Kucharze zazwyczaj uważają, że warzyw nie trzeba doprawiać, dogotowywać. Traktują je jako marny dodatek, a nie danie główne. Jestem w stanie udowodnić, że wspaniałego, sycącego kotleta można zrobić z buraków lub ciecierzycy.
copysznego.blogspot.com