Tomasz Niedźwiedź. Życie z garbusem

Kiedy pasja staje się fascynacją i niebezpiecznie zbliża się do nałogu.

Tomek, od zawsze maniak motoryzacyjny (w wieku 12 lat kupił za oszczędności kultową motorynkę), jako pierwszy dosiadał Garbusa.

Tomasz Niedźwiedź- „Garbusiarz” od dziecka

W 1993 roku Tomasz Niedźwiedź robił prawo jazdy, a jego ojciec właśnie odkupił od kolegi VW Garbusa, rocznik ’81. Trochę obskurny i pordzewiały, za to dość sprawny. Tomek, od zawsze maniak motoryzacyjny (w wieku 12 lat kupił za oszczędności kultową motorynkę), jako pierwszy dosiadał Garbusa. – Wraz z grupą innych „garbusiarzy” stworzyliśmy wówczas olsztyński klub „Beetland”. I tak zacząłem zaliczać nim pierwsze zloty – wspomina Tomek.

Rozwód z samochodową pasją nastąpił wraz z wyjechaniem na studia do Poznania. Garbus poszedł na sprzedaż.

– Ponieważ choroba, którą zostałem zarażony, czyli miłość do tego kultowego auta nie minęła, pod koniec studiów znów kupiłem Garbusa, w dodatku od kolegi Łukasza, którego ojciec sprzedał nam tego poprzedniego – dodaje.

Akurat był to model z rocznika Tomka (1976), nawet z tego samego miesiąca (sierpień). Z narzeczoną Martą pojechali nim do ślubu, służył jako codzienny pojazd, również zimą i nie raz zaliczał trasę do Poznania, nawet z rowerami na dachu. Obleciał i zlot do Wilna, i wyprawę w góry. – Nie traktowałem go wtedy jak klasyka, bo Garbus przez długi czas nie był tak postrzegany. Był po prostu niezawodnym samochodem na co dzień – podkreśla Tomek. Z tym egzemplarzem związany był aż 21 lat.

Rodzina Garbusów stale powiększa się

W międzyczasie Garbusów w rodzinie przybywało. W 2017 roku wraz z żoną wylicytowali na aukcji charytatywnej przelot z Szyman do Oslo. Tomkowi zaświtała więc myśl, by przejrzeć w sieci oferty sprzedaży Garbusów w okolicy. Trafiła się – jak podkreśla – okazja nie do przepuszczenia: rzadka wersja z 1958 roku w oryginalnym kolorze Fjordblau, jeszcze bez kierunkowskazów, a z wysuwanymi ze słupka semaforkami. – Znalazłem mojego świętego Graala – przyrównuje. Kupił go w ciemno jeszcze przed wylotem.

Kilka miesięcy później kolejna okazja nadarzyła się w Trójmieście – customowa wersja ze szwedzkiej manufaktury, rocznik ’66, z chemicznie wytrawioną blachą, która sprawiała wrażenie jednej wielkiej rdzy (tzw. rat look). Dostał ksywkę „złomek”. – Wyskoczyło mi to ogłoszenie i po kilku godzinach byłem na miejscu z gotową umową kupna – dopowiada z lekką bezradnością w głosie.

Czwarty własny Garbus znów ma norweskie korzenie. Podczas odwiedzin cioci, notabene harfistki… niestety, ponownie zajrzał w ogłoszenia. I znów znalazł. – Był niedrogi, blisko, grzechem byłoby go nie obejrzeć… Wprawdzie nie odpalany przez 15 lat, ale w oryginalnym stanie, z piękną patyną, rocznik także ’66, ale tym razem po pierwszym właścicielu od nowości – wymienia atuty.

Tomasz Niedźwiedź i jego przywiązanie do Garbusów

Cztery Garbusy w kolekcji uświadomiły Tomkowi, że zbliżył się do niebezpiecznej granicy nałogu. Za „delikatną” namową żony podjął twardą decyzję o uszczupleniu zbiorów o połowę.

– Świat Garbusów to mnóstwo wersji, cech, detali, różniących się roczników, ale jedno jest niepodważalne – Garbus jest jak wino: im starszy, tym lepszy, a szczytową formę prezentują modele z przełomu lat 50. i 60. No i każde dziesięciolecie to inne prowadzenie. Wiem coś o tym, bo miałem Garbusy z czterech różnych dekad. Dlatego zostawiłem dwa, które mają w sobie najwięcej klimatu, te zakupione w Norwegii.

– I którym wyjeżdżasz dla przyjemności?

Żaden na sprzedaż

– …Dobre pytanie. Kiedy schodzę do garażu, na wszelki wypadek biorę kluczyki od obydwu, bo gdyby w jednym padł akumulator, a to jedyna rzecz, która może unieruchomić Garbusa, na przejażdżkę biorę drugiego. To wyszukane egzemplarze, takie jak powinny być, autentyczne i starzejące się razem z nami. Więc nawet już nie potrafiłbym zdecydować, którego miałbym sprzedać. Myślę, że zostaną w naszej rodzinie na długo. W końcu mam dwóch synów.

Tekst: Rafał Radzymiński

obraz: Michał Bartoszewicz

Świat Garbusów to mnóstwo wersji, cech, detali, różniących się roczników, ale jedno jest niepodważalne – Garbus jest jak wino: im starszy, tym lepszy, a szczytową formę prezentują modele z przełomu lat 50. i 60.
Mecenas projektu:

Bling Factory

Wyjątkowe pojazdy wymagają wyjątkowego traktowania. Sami pasjonujemy się wspaniałymi maszynami i wiemy, jaką przyjemność daje posiadanie samochodu, który codziennie wygląda jak gdyby przed chwilą opuścił salon. Stworzyliśmy profesjonalne studio kosmetyczne z miłości do piękna motoryzacji, zdając sobie sprawę, że niektóre samochody wymagają bezkompromisowych rozwiązań.

Bling Factory

Olsztyn, ul. Lubelska 43i

www.blingfactory.pl