Też się w niej kochasz?

Jazda na wyższym poziomie

Splendor tej marki, siła jej pożądania, emocje, jakie wzbudza oraz pewna nieśmiertelność, a z pewnością już fascynująca historia tradycji sprawiają, że ciężko jest zasiąść do pisania o tym wszystkim z chłodnym dystansem. Bez uzależnienia i wyzbycia się subiektywnego spojrzenia na jedną z najzacniejszych nazw w historii motoryzacji.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Były to czasy jeszcze przedinternetowe. A grudzień tak mroźny, że Eskimosom renifery pękały na zakrętach. Tupałem z zimna na przystanku podmiejskiej kolejki, która miała zawieźć mnie w Stuttgarcie do mojej dzielnicy-mekki w Zuffenhausen. Siedziba Porsche nie miała tam jeszcze obecnego muzeum, które powala już samą architekturą. Wiedziałem jedynie o skromnym obiekcie wystawienniczym, ale to nie miało znaczenia – chciałem obejrzeć „Porszaki” tam, gdzie rodzi się ich życie. Idąc w tym mrozie, choć już rozgrzany od rodzących się emocji, na wejściu czytam o… zamknięciu z powodu remontu.

Był rok 1996, kochałem się wtedy po równo w mojej dziewczynie i w modelu 944.

Porsche nie miało wówczas takiej pozycji handlowej jak dzisiaj. Wyobraźmy sobie czasy, że 911-ki na tyle znudziły się „tą samą sylwetką”, że marka wpadła w poważny dołek finansowy. Bo iluż grupkom pasjonatów można proponować tak mizerną gamę produktów. Prawda, że niewielu?

I oto przyszedł on, ten, który uratował skórę niejednej marce, i to nie takiej małej, jak ówczesne Porsche. On, czyli SUV. Terenowe Porsche – tak się wtedy mówiło. Moda na SUV tak wystrzeliła, że Porsche musiało się naprawdę uwijać, by nadążyć z produkcją Cayenne i zaspokoić nową falę fanów marki.

Po nim pałeczkę w sztafecie (tak, tak, Porsche lubi się ścigać i rywalizować odkąd tylko istnieje, bo przecież po to zostało stworzone) przejął mniejszy Macan. Media branżowe pisały o nim tak, jakby wszystkie naraz się w nim zakochały. Dziwne wydało mi się to zjawisko, póki sam nie zostałem zaproszony na tour z pełną gamą modelową Porsche. I kiedy większość rzuciła się na „jedenastki”, ja wbiłem się w kabinę Macana, by na własnym tyłku poczuć jego fenomen. Kiedy zacni dziennikarze motoryzacyjni dookoła opowiadali mi, że żaden SUV tak genialnie się nie prowadzi, ja, chyba z najmniejszym doświadczeniem spośród nich, tylko przypieczętowałem ten werdykt.

W prowadzeniu Porsche jest geniuszem. Fenomen. Kiedy twoja 911-ka ma np. 350 koni, to inni muszą mieć prawie 500, by jakoś tę móc porównać ze sobą. Porsche jako mechanizm potrafi więcej. Kiedy w latach 90. słabło zainteresowanie „przestarzałą sylwetką” 911, firma postanowiła wciąż ją udoskonalać i tak oto po 58 latach od premiery, to „jedenastka” pokazuje gdzie wisi poprzeczka. Jest najgenialniejszym sportowym samochodem do jazdy na każdy dzień. Jeśli jeszcze nie siedziałeś za jej kierownicą, kiedy ta ochrypła maestria zza pleców wierci na obrotach uszy, to już lepiej nie próbuj. Dołączysz do grona tych straceńców, którzy już nie wyzbędą się marzeń o niej. Tylko wąziutkie niczym szpic wskazówki obrotomierza grono może sobie pozwolić na posiadanie go we własnym garażu. Reszta im po prostu tego nie umie wybaczyć.

Więc historię Porsche można sprowadzić do jednej brutalnej zagrywki – marka posiadła wiedzę, jak przeniknąć w nasze emocje. A ty zostajesz z tym wszystkim na rozdrożu: albo Porsche, albo coś gorsze.

 

 

 

 

 

 

 

 

Tekst: Rafał Radzymiński, obraz: Michał Bartoszewicz

Mazurek Premium Cars

Cyklowi felietonów motoryzacyjnych patronuje salon Mazurek Premium Cars – multidiler samochodów luksusowych nowych lub prawie nowych. W felietonach wykorzystujemy wybrane auto z oferty salonu. Tym razem towarzyszył nam Porsche Macan (fabrycznie nowy egzemplarz w unikatowym kolorze papaya metalic – cena 370 tys. zł).

Więcej na: mazurek.com.pl

Mazurek Premium Cars

Olsztyn, ul. Lubelska 29

mazurek.com.pl