Zdaniem naukowców po pandemii, wojnie i inflacji czeka nas kolejny kryzys: brak wody pitnej. Jakie wyzwania w związku z tym czekają europejskie regiony? I dlaczego tu, na Warmii i Mazurach, możemy czuć się uprzywilejowani i jak oszczędzać wodę?
Dowiedz się jak oczadzać wodę i dlaczego może jej zabraknąć
Świat w kryzysie
Każdego dnia media obiega informacja z cyklu „świat na krawędzi”. Ekstremalne susze, racjonowanie wody w wielu europejskich regionach, zanikanie lodowców, straty w rolnictwie czy katastrofy ekologiczne, nie tylko na Odrze. Woda upomina się o naszą uwagę. Coraz częściej określana jest ropą XXI wieku, a geopolitycy przestrzegają, że masowe emigracje i konflikty o jej zasoby, które od dawna mają miejsce na świecie, niebawem nasilą się. Jednak póki płynie z kranu, wielu z nas wydaje się, że problem wciąż jest gdzieś daleko.
– Klimat zmienia się na tyle nieprzewidywalnie, że problemy związane z wodą mogą wystąpić już dosłownie wszędzie – twierdzi Kuba Dorosz z Olsztyna, instruktor survivalu, autor e-booka „Plan początkującego preppersa”. To ostatni dzwonek aby uświadomić sobie, jak powinnyśmy dbać o jej zasoby i jak susza, powodzie czy zanieczyszczenie mogą wpłynąć na życie każdego z nas. Zakręcony kran podczas mycia zębów to już za mało, potrzebne są rozwiązania systemowe. Nie oznacza to jednak, że mamy odciąć się od tematu i nie robić nic.
Stres wodny
Ponad połowa krajów unijnych i Wielka Brytania walczą z suszą, która może być najgorszą w Europie od 500 lat. Tak wynika z badań Europejskiego Obserwatorium ds. Susz opublikowanych w sierpniu. Z niedoborem wody borykają się m.in. Francja, Włochy i Holandia. Wpływa to m.in. na plony i częstotliwość pożarów lasów jakie w tym roku miały miejsce choćby w Hiszpanii. Tam właśnie trwa największa susza w historii.
Bezśnieżne zimy, wydłużające się okresy bez deszczu i wyższe temperatury sprawiają, że Polska także zmaga się z coraz poważniejszymi konsekwencjami deficytu wody. Zasoby słodkiej wody gromadzonej w warstwach powierzchniowych i podziemnych w naszym kraju są niewielkie – 1600 m³ na mieszkańca przy średniej 4500 m³ dla reszty Europy. Próg 1700 m³/os jest granicą „stresu wodnego”, czyli zagrożenia deficytem wody.
– Ten deficyt jest zauważalny głównie w wodach powierzchniowych – przyznaje Jarosław Kuzemko, kierownik Działu Ochrony Środowiska w Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji w Olsztynie. Jednak w okresie suszy letniej już także pokłady wody podziemnej, z których korzystamy, sięgające nawet stu metrów i niżej w głąb ziemi, obniżają się średnio o 3,8 metra. Od dawna mówi się, że Polska jest krajem ubogim w wodę. Porównywanie jej zasobów do Egiptu to zbytnie uproszczenie, ale faktem jest, że mamy w kraju bardzo słabą retencjonowalność.
Tego lata aż 360 polskich gmin ogłosiło apel o oszczędność lub zakaz dotyczący użycia wody wodociągowej do celów innych niż bytowe, w tym m.in. gmina Dźwierzuty, Jonkowo, Dobre Miasto.
– Olsztyn jest uprzywilejowany pod względem zasobów wody pitnej – dodaje Jarosław Słoma, wiceprezes olsztyńskiego PWiK. – Póki co, średnio w połowie wykorzystujemy zasoby wód wgłębnych. „Kranówka” ma świetne parametry, dlatego zachęcamy do jej picia tworząc m.in. bezdotykowe mini-zdroje w Kortowie, urzędach, szkołach. Woda butelkowana jest tysiąc razy droższa, więc mamy w kranach prawdziwy skarb. Zachęcamy, aby nie tracić go na podlewanie ogródków czy mycie samochodów. Zresztą odkąd wprowadzono liczniki na wodę, mieszkańcy korzystają z niej oszczędnie.
Z chmury do rury
Kluczowym działaniem adaptacyjnym wobec zmiany klimatu jest zatrzymywanie wody w miastach. Jak wynika z raportu NIK z 2020 roku o zagospodarowaniu wód opadowych i roztopowych, około 70 proc. z nich jest bezpowrotnie tracona. Gospodarowanie nią opiera się na zasadzie „z chmury do rury”. W uszczelnionych centrach miast spływa w większości wprost do kanalizacji, a że system jest niewydolny, gwałtowne ulewy powodują często lokalne podtopienia.
– Jest w Olsztynie kilka zbiorników retencyjnych, ale nowoczesne rozwiązania ze świata, jak zielone dachy, deszczowe ogrody, do naszego regionu jeszcze nie dotarły – zauważa Tomasz Lella, olsztyński architekt. – Od lat uczulam prywatnych inwestorów, aby zostawiali jak najwięcej powierzchni zielonej na swoich działkach. Na ścieżce w ogrodzie wystarczy przecież płytka co krok, na podjeździe – wzmocniony, ażurowy ślad pod koła. Przesączając się przez warstwy niezabetonowanego gruntu, woda jest oczyszczana i magazynowana, odnawia zasoby wód podziemnych, zamiast trafiać do kanalizacji, a docelowo Morza Bałtyckiego. Może sugerowany przez urzędy podatek od powierzchni utwardzonych zniechęciłby do jej wszechobecnego uszczelniania? – zastanawia się.
Cień i wilgotność
Wycinka drzew, beton i kolejne metry kostki brukowej – tak w Polsce od lat wygląda rewitalizacja miejskich parków i rynków. Przykładem zjawiska „betonozy” jest rynek w Bartoszycach, który całkowicie ogołocono z zieleni. Co prawda Unia Europejska zapowiedziała już koniec środków dla samorządów na takie inwestycje. Ale ich konsekwencje będą jeszcze ciągnąć się długo.
– Były na to pieniądze, więc miasta i miasteczka po nie sięgały – przyznaje Tomasz Lella. – Gminy korzystające ze środków z UE budują chodniki z kostki betonowej, utwardzone place itp. Może lepiej się po nich chodzi, ale czy tylko na tym powinno nam zależeć? Ogranicza się w ten sposób możliwości zatrzymywania opadów w koronach miejskich drzew, w glebie, w mokradłach. Cenne tereny podmokłe i bagna pod presją deweloperów zamieniane są w drogi i osiedla – choćby olsztyńskie Jaroty.
Zieleń w aglomeracjach reguluje jego mikroklimat. Jest kluczowa dla przetrwania miast i ich mieszkańców w dobie zmian klimatu.
– Zapewnia cień, ale również większą wilgotność i niższą o kilka stopni temperaturę niż otoczenie – dodaje prof. Stanisław Czachorowski, hydrobiolog i entomolog z UWM. – Każde drzewo jest potężną pompą, zasysającą wodę z gleby i przetrzymującą ją w swoich tkankach. I nie zastąpią ich ozdobne drzewka w donicach, które nie mają szans na ukorzenienie.
Łąka zamiast klepiska
W tym roku wiele miast, w tym Olsztyn, ograniczyło koszenie miejskich trawników. Zastąpiły je częściowo łąki kwietne, które są oazą dla owadów, ale i sposobem na zatrzymanie wody.
– System korzeniowy roślin wiąże wodę deszczową w glebie, zwiększa się w niej ilość próchnicy, która działa jak gąbka – tłumaczy prof. Czachorowski. – Nie trzeba mieć prywatnego ogrodu, sam zasadziłem taką łąkę na klepisku pod moim blokiem.
Wystarczy jeden dzień solidnych opadów, aby zmagazynować w zbiornikach na deszczówkę 1200 litrów wody. Woda opadowa i śnieg, jak podało w sierpniu pismo „Environmental Science & Technology”, jest niezdatna do spożycia już na całym globie, nawet na obszarach tak mało dotkniętych działalnością człowieka jak Antarktyda czy Wyżyna Tybetańska. Przyczyną jest zawartość w niej tzw. związków PFAS – niebezpiecznych dla zdrowia chemikaliów, które łatwo rozprzestrzeniają się w atmosferze. Ale ogrodowe oczka wodne i deszczówka mogą służyć do podlewania roślin, sprzątania czy spłukiwania wody w toalecie.
– Potrzebna jest nam mała rozproszona retencja wszędzie, gdzie się da – dodaje Antoni Matusiewicz, olsztyński radiesteta. Studnia w ogrodzie to dzisiaj prawdziwy skarb. Ale przybywa miejsc w Polsce, gdzie jej wykopanie do 25 metrów, na które nie trzeba mieć zezwolenia, już nie wystarczy, aby mieć wodę. Susza i efekty wieloletnich melioracji powodują, że podskórne cieki wodne zanikają. Czas już, aby ludzie wzięli odpowiedzialność za planetę, każdy w swoim otoczeniu.
W budowę obiektów tzw. błękitno-zielonej architektury jak łąki kwietne, stawy retencyjne, oczka wodne czy systemy gospodarowania wodą opadową. W miastach angażują się odpowiedzialne społecznie przedsiębiorstwa. Przykładem jest choćby firma Volvo Maszyny Budowlane Polska, która pod hasłem „Save, save water” udostępnia sprzęt i tworzy takie obiekty razem z lokalnymi społecznościami.
Kamienie głodu
„Jeśli mnie widzisz – płacz” – to ostrzeżenie wyryte na kamieniu obiegło latem media. Wyłoniło się z wody pod wpływem niskiego poziomu rzeki Łaby przepływającej przez Czechy i Niemcy. Tzw. „kamienie głodu” ostrzegające od dekad przed suszą i jej konsekwencjami, stały się widoczne także m.in. w Renie. Brak opadów i upały doprowadziły do rekordowo niskich poziomów rzek również w Polsce. Niemal 90 proc. z nich wymaga renaturyzacji, czyli przywracania stanu naturalnego – dobitnym przykładem jest chociażby katastrofa eksploatowanej nadmiernie Odry.
– Naukowcy od dawna mówią: żadnego pogłębiania i betonowania koryt, prostowania rzek, wielkich zapór. Również koszenie roślinności, które co roku odbywa się m.in. w Łynie, nie ma żadnego uzasadnienia gospodarczego, za to pozbawia życia m.in. bezkręgowce – przyznaje prof. Czachorowski.
Zarastanie i zanikanie jezior to zjawisko naturalne, zachodzące bardzo powoli. Ale w ostatnich latach nabrało wyraźnego przyspieszenia. W XIX i na początku XX wieku wiele jezior osuszono, jednak dzisiaj to kwestia klimatyczna i złej gospodarki wodnej.
– Kiedyś kawał łąki był cenniejszy niż woda. Jeden z powodów dzisiejszych problemów jezior to m.in. wydłużony sezon parowania i tzw. przeżyźnienie spowodowane spływaniem azotów i fosforów z pól – dodaje naukowiec.
Filtr na deficyt
Zasoby wód Ziemi to w 97 proc. woda słona. Reszta w znacznej większości, czyli w 68 proc., jest w lodowcach i powoli dołącza do wód słonych, a 31,4 proc. jest pod ziemią. Zostaje ułamek procenta na wody słodkie powierzchniowe dostępne dla roślin, zwierząt i człowieka – w tym przemysłu, rolnictwa, energetyki itp. Według ONZ już w tej chwili z powodu deficytu wody cierpi ponad 40 proc. światowej populacji. Około 2 miliardy ludzi żyje na obszarach z ograniczonym dostępem do wody dobrej jakości. U dorosłego człowieka stanowi około 60–75 proc. masy ciała. Bez dostępu do niej można przeżyć zaledwie trzy dni. Jak ją uzdatniać w kryzysowych sytuacjach?
– Podręczny, skuteczny na różne rodzaje zanieczyszczeń filtr, który towarzyszy mi w wyprawach survivalowych, to koszt około tysiąca zł – mówi Kuba Dorosz. – Ale w warunkach kryzysowych można używać choćby tkaniny, filtru do kawy, gazy z apteczki czy nawet rozpakować tampon i umieścić w otworze butelki PET. Improwizowana filtracja nie usunie skażeń biologicznych i chemicznych. Skarżenia biologiczne możemy usunąć poprzez m.in. przegotowanie wody. Wyzwaniem pozostaną potencjalnie zawarte w wodzie szkodliwe związki chemiczne, które w drodze survivalowych rozwiązań usunąć można w procesie destylacji. Jest on niestety mało wydajny.
Od lat na świecie trwają prace nad technologiami, które pozwolą m.in. na odsalanie wody morskiej. Gdyńska firma Nanoseen stworzyła w tym roku filtr z nanomembranami, który wykorzystując siłę grawitacji. W kilka minut zamienia słoną wodę w całkowicie zdatną do wypicia. Zdaniem konstruktorów urządzenie jest w stanie w ciągu 2–5 minut przefiltrować 200 mililitrów wody.
Działać w każdej skali
Antropocen, który trwa, to epoka nieodwracalnych i na niespotykaną dotąd skalę zmian w środowisku naturalnym. Za kryzysem różnorodności biologicznej i kryzysem klimatycznym idzie krok w krok jeszcze jeden – kryzys związany z dostępnością wody słodkiej. Nauka już od dawna ma opracowane sposoby, a najlepszą terapią jest powrót do korzeni, czyli do przywracania naturalności ekosystemów wodnych wszędzie tam, gdzie się da. Musimy przede wszystkim zmienić nasze gospodarowanie wodą. Z nastawionego na szybkie pozbycie się jej, na gospodarkę skupiającą się na łapaniu wody tam gdzie spada, czyli retencji krajobrazowej.
– Działania można podjąć w każdej skali – zapewnia prof. Czachorowski. – Poza dawaniem pozytywnych przykładów potrzebna jest nam przede wszystkim edukacja, świadomość problemu. Mamy deficyty w rozumieniu świata przyrodniczego, a o zmianach klimatu nie uczy się w szkołach, niewiele mówi w telewizji. Ale są inne źródła i trzeba po tą wiedzę sięgać.
Jak oczadzać wodę?
Za każdym razem spłukując toaletę zużywasz statystycznie 6 l pitnej wody. Jeśli oczywiście masz ekonomiczną spłuczkę, bo te starsze zużywały nawet 10 l.
Te kilka litrów wody spuszczanych do kanalizacji jednym naciśnięciem przycisku może nie robi wielkiego wrażenia. Do momentu, kiedy uświadomimy sobie, że taką ilość pitnej wody mają do dyspozycji przez cały dzień mieszkańcy najuboższych regionów świata: do picia, mycia i innych celów.
A pitnej wody na cały dzień mają tyle, ile zużywasz przy jednym naciśnięciu spłuczki. Może zatem warto ograniczyć nasz rozmach w trwonieniu najważniejszego surowca świata, który nie jest przecież nieskończony. Jeszcze w tym stuleciu wiele miejsc naszej planety będzie kompletnie pozbawionych pitnej wody. Nasz region oczywiście jest w bardzo dobrym położeniu, ale prędzej czy później problem braku pitnej wody dotknie i nas. Co możemy zrobić, aby przyczynić się do walki z trwonieniem pitnej wody? Wystarczy wprowadzić kilka drobnych, codziennych nawyków. Obawiasz się, że uprzykrzą ci życie? Sprawdziłem to. Spokojnie – okazuje się, że mogę oszczędzić kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt litrów dziennie kilkoma prostymi sposobami.
#1 Jak oszczędzać wodę: Miska w umywalce – dziennie oszczędzam 10–15 l pitnej wody
Wracając z pracy, szkoły czy podwórka pierwsze co robimy w domu to mycie rąk. Nie dostrzegałem ile zamydlonej wody spływa do kanalizacji dopóki nie ustawiłem pod kranem miski. Dziennie nasza czteroosobowa rodzina napełnia 5–6 misek. A przecież ta woda świetnie nadaje się do spłukiwania toalety.
#2 Jak oszczędzać wodę – Deszczówka do beczki – tygodniowo oszczędzam 100–150 l wody
Oczywiście jest jeden warunek, że co jakiś czas pada deszcz. Więc gdy trzeba podlać ogród, zamiast odkręcać przydomowy kran, napełniam konewki deszczówką z beczki ustawionej pod rynną. Można znaleźć w internecie za kilkadziesiąt zł beczkę po składnikach z branży spożywczej. A za kilkaset zł używany wcześniej w zakładzie przetwórstwa spożywczego zbiornik o pojemności 1000 l. Pieniądze lecą z nieba i wpadają same do zbiorników. I rośliny w suchy dzień na pewno wolą deszczówkę od wody z wodociągów.
#3 Jak oszczędzać wodę – Zimna woda w prysznicu – dziennie oszczędzam 1 l pitnej wody
Jeśli mieszkacie w domu jednorodzinnym i ciepłą wodę dostarcza wam dwufunkcyjny piec, wiecie doskonale, że zanim poleci ciepła, trzeba chwilę poczekać. Ta chwila to czasem litr wody, który bezcelowo trafia do kanalizacji. Można go złapać do wiaderka i wykorzystać np. do spłukania toalety. Albo – zbierając do garnka – użyć do ugotowania ryżu na śniadanie.
#4 Jak oszczędzać wodę – Oszczędzając jedzenie, oszczędzasz wodę – tygodniowo oszczędzam… mnóstwo pitnej wody
Do wyprodukowania bochenka chleba trzeba zużyć 462 l wody. Aby wyhodować pomarańcze na szklankę soku, potrzeba 50 szklanek wody. Do wyprodukowania litra piwa potrzeba 8 litrów wody. 1 kg ryżu – niemal 3000 litrów wody, a 2 kg wołowiny – niecałe 9000 litrów wody. Zatem jeśli ugotowałeś na obiad zbyt dużo ryżu, zastanów się czy resztę wrzucić do kosza. Czy może na drugi dzień zjesz go z owocami na śniadanie? Pomyśl o tym wylewając sok, który zepsuł się. Albo wyrzucając kiełbaski z grilla, bo przesadziliśmy z ich liczbą.
#5 Jak oszczędzać wodę – Miska w kuchennej umywalce – dziennie oszczędzam 5–10 l pitnej wody
Płucząc owoce czy warzywa, niemal czysta woda spływa do kanalizacji. Postanowiłem łapać ją do miski, potem przelewam do konewki i podlewam domowe kwiaty lub rośliny w ogrodowych donicach.
#6 Jak oszczędzać wodę – W biurze płynie woda – tygodniowo oszczędzam… mnóstwo pitnej wody
Wyprodukowanie 1 kg papieru wymaga około 250 l wody. Może zatem warto wykorzystać zadrukowane po jednej stronie kartki do zapisania biurowych notatek? Pamiętajcie też, że kartki na flipcharcie też mają swoje drugie strony. Gdy widzę jak podczas szkoleń prowadzący zrywają zakreślone karki i rzucają w kąt sali, widzę litry zmarnowanej pitnej wody.
Tekst: Beata Waś
Wodę oszczędza Michał Bartoszewicz.