Szanty narodziły się przed wiekami na morzu, a kilka dekad temu podbiły porty Warmii i Mazur. Choć ich popularność w młodym pokoleniu słabnie, nadal trudno wyobrazić sobie bez nich żeglarską biesiadę. Na czym polega fenomen szant szuwarowo-bagiennych?
Prawdopodobnie śpiewane są od czasu, kiedy ludzie zaczęli wyruszać w rejsy na dużych łodziach, wymagających wieloosobowej załogi. Jednak ich znaczenie dla synchronizacji pracy na pokładzie, tak naprawdę zaczęto doceniać na przełomie XVII i XVIII wieku. Niemal na każdym statku, tak zwany szantymen podawał a’cappella rytm pieśni, który stymulował marynarzy do pracy. Śpiewano je w trakcie wciągania żagli, przy rwaniu kotwicy, pompowaniu zęz. Od lat 70. ub. wieku szanty to część żeglarskiej kultury na Warmii i Mazurach. A prawdziwy boom na nie przypadł na koniec lat 90. To wtedy zawiązało się sporo regionalnych grup szantowych, które działają do dziś.
Więcej o szantach dowiesz się z naszego podcastu na Spotify
– Opowieści o morskich podróżach, piratach, dalekich lądach pobudzały naszą wyobraźnię w dzieciństwie i młodości – wspomina Piotr Kowalewicz z szantowej grupy Mietek Folk, która w latach 90. powstała w Bartoszycach. – Jeszcze w liceum założyliśmy zespół i zaczęliśmy grać szantowe klasyki. Od tamtej pory minęło prawie 40 lat, stworzyliśmy dziesiątki autorskich utworów, wydaliśmy kilka płyt. I choć zmienia się rynek muzyczny, my wciąż mamy taką samą radość z grania szant.
Co odróżnia szanty morskie od tak zwanych szuwarowo-bagiennych, które powstały w regionie?
– Chodzi bardziej o tematykę, niż styl – tłumaczy Tomasz Marek z olsztyńskiej grupy Wodny Patrol.
– Wiele naszych regionalnych szant opowiada choćby o tutejszych kultowych portach, np. w Węgorzewie, Mikołajkach. Wiele z nich, jak szanta „Mazurski rejs”, jest rozpoznawalna wśród miłośników gatunku. Czasami dobijając do kei słyszymy jak ktoś ją śpiewa. Sami jesteśmy żeglarzami, instruktorami więc to, o czym śpiewamy, jest autentyczne.
– Jedna z naszych szant powstała po tragicznym białym szkwale, który wydarzył się na Mazurach parę lat temu – podaje przykład Dominik Kaźmierczak z zespołu Załoga Dr Bryga z Giżycka. – Ja zdążyłem zejść na ląd, zanim rozpętało się piekło, ale emocje zainspirowały mnie do stworzenia tekstu. Śpiewamy też o tęsknocie za Mazurami, którą żeglarze odczuwają po sezonie, przemycamy w tekstach lokalne ciekawostki, jak np. opowieść o Wyspie Miłości znajdującej się na jeziorze Niegocin.
– Gdy zaczynaliśmy przygodę z zespołem, chcieliśmy śpiewać o Krzyżakach i rycerzach – wspomina Piotr z grupy Mietek Folk. – Ale zaczęliśmy pływać po jeziorach i twórczość poszła w inną stronę. Piszemy autorskie teksty – przewrotne, zawierające dużą dawkę humoru, często w oparciu o autentyczne wydarzenia z historii, życia kultowych żeglarzy.
Choć szantowe evergreeny, jak choćby „Gdzie ta keja” autorstwa Jerzego Porębskiego znają przynajmniej trzy pokolenia, gatunek w swojej tradycyjnej formie zanika, ewoluuje, a publiczność starzeje się razem z muzykami. Nowych zespołów szantowych nie przybywa.
– Na nasze koncerty przychodzą głównie rówieśnicy, którym czasem towarzyszą dzieci albo i wnuki – przyznaje Piotr Kowalewicz. – Szanty to muzyczna nisza, która nie pojawia się w radio. Młode pokolenie ma inne gusta i raczej nie kontynuuje tradycji śpiewania przy ognisku. Szantymena z gitarą często zastępuje dzisiaj na jachcie czy w porcie głośnik bluetooth.
– Zespoły, które działają w szantowym nurcie, mają minimum po 20 lat – dodaje Dominik. – Grupy są wypierane przez solistów, bo łatwiej utrzymać się z grania jednej osobie, niż większemu zespołowi. Latem nasz grafik się wypełnia, gramy głównie w tawernach i portach. Ale oczywiście jest to pasja, a nie sposób na życie.
Koncerty szantowe trwają na Mazurach od pierwszego weekendu majowego, nawet do końca października. Wiele szantowych wydarzeń, jak choćby kultowy festiwal w giżyckiej Twierdzy Boyen, zniknęło z mapy regionu. A te, które nadal się odbywają, często łączą z szantami inne gatunki muzyczne, jak folk czy rock.
– Naszą muzykę określamy rockiem marynistycznym – przyznaje Dominik z Załogi Dr Bryga. – Klasyki szantowe jak „10 w skali Beauforta”, „Na Mazury” i własne utwory wykonujemy w rozbudowanym aranżu instrumentalnym. Dlatego nie jesteśmy zapraszani na szantowe festiwale, których regulamin zabrania np. używania perkusji na scenie.
– Kiedy zaczynaliśmy działalność, graliśmy 100 koncertów rocznie, teraz niecałe 50. Przed laty, wiele dużych przedsiębiorstw w Polsce miało swoje ekipy żeglarzy i zespół szantowy, choćby Michelin – przyznaje Tomasz Marek. – Co ciekawe, ci którzy mają do jezior najdalej, są najlepsi. Pewnie nie bez powodu największy w Polsce festiwal szant odbywa się w Krakowie. Nie doceniamy tego, co mamy na co dzień, starsze pokolenie nie przekazuje kultury żeglarskiej młodszemu, ale szanty na pewno przez kilka dekad jeszcze przetrwają. Choć idą często z duchem czasu, są modyfikowane i przeplatane muzyką komercyjną, pozostają muzyką miłośników wiatru i wody.
Tekst: Beata Waś
Obraz:
arch. zespołu Wodny Patrol,
arch. zespołu Mietek Folk
Podcastu o szantach szuwarowo-bagiennych szukajcie na kanale MADE IN Warmia & Mazury
Wydarzenia szantowe 2024:
- 21 lipca Plaża Miejska, Giżycko: Giżycko Fest Folkowo i Szantowo
- 26–27 lipca, Iława: Szanty w Porcie nad Jeziorakiem
- 2–3 sierpnia, Mikołajki: 46. Festiwal Szantowy oraz Festyn „Pod banderą Króla Sielaw”
- 13–15 sierpnia, Nowy Sztynort Sztynort Szanty Festiwal