Miasto się wyludnia, wieś staje się cool. Co pcha ludzi w przestrzeń z dala od centrów handlowych i blokowisk? Spokój i piękne widoki? To zbytnie uproszczenie. Dla nich bycie wieśniakiem to powód do dumy.

– Któregoś poranka, kiedy zadzwonił budzik, poczułem, że nie chcę już marnować życia na użeranie się z kontrahentami i dylematy w stylu: jaki garnitur włożyć na dzisiejszy bankiet – mówi Zbigniew Nadrasik, architekt i kolekcjoner sztuki pochodzący z Torunia. – Potrzebowałem nowego wyzwania. Przyjechałem do biura nieruchomości w Olsztynie. Usłyszałem o Blankach. Odszukałem je na mapie, zobaczyłem polną drogę prowadzącą do gospodarstwa i przechadzającego się bociana. To był dla mnie znak do otwarcia nowego rozdziału w życiu.

Wolność. Dopiero tutaj poczuli, co ona oznacza. Nawet jak odetną prąd, zasypie śnieg albo zostaną bez grosza – przeżyją. Wystarczy w porę zatroszczyć się o opał i przetwory z własnego ogrodu i pola. Albo skorzystać z sąsiedzkiej pomocy. Nie znaczy to, że na wsi nie ma stresu. Tyle że ten jest motorem do działania i tworzenia, a nie wyniszcza podstępnie, tak jak miejski stres. I to jeden z powodów ich życiowej rewolucji. – To nie tak, że postanowiłam zmienić sobie życie, bo stare już mi się znudziło. Po prostu dotarło do mnie, że muszę natychmiast je zmienić, jeśli chcę przeżyć – tłumaczy Joanna Posoch z Nowego Kawkowa. – Nie miałam energii, entuzjazmu, radości. Nie chciałam umierać.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Joanna siedemnaście lat temu porzuciła Warszawę i osiadła w gminie Jonkowo. Prowadzenie firmy brokerskiej zamieniła na uprawę hektarowego, lawendowego pola. Kostiumy Chanel i szpilki – na wygodne swetry i gumiaki. I po latach doświadczeń na Warmii napisała bestsellerową książkę „Jak zostać wieśniakiem”. Kultowy poradnik, pełen praktycznych wskazówek doczekał się już dodruku – bo tych, którzy chcą opuścić miasto, przybywa.
A do opuszczenia czasem potrzeba gwałtownego impulsu, jak w przypadku Zbigniewa Nadrasika. A czasem długiego procesu, jak u Marceliny Mikułowskiej, architektki i projektantki przestrzeni, która trzy lata temu zamieniła Olsztyn i urzędniczą pracę na własną działalność zawodową i społeczną w Tłokowie pod Jezioranami. – Już od czasów liceum bywałam u znajomych na wsi – przyznaje. – I odkąd pamiętam, marzyłam o własnej przestrzeni wśród pól i lasów.
Na wystawie w Olsztynie poznałam księcia z bajki, który zabrał mnie do wymarzonej krainy. Jestem szczęśliwa, chociaż pracy mam więcej niż w mieście. I nowych problemów, typu: jak uchronić czereśnie przed szpakami…

Wielu właścicieli warmińskich gospodarstw po otwarciu granic przeniosła się do Niemiec. Duża grupa uciekała z upadłych PGR-ów. Nietrudno było na przełomie lat 80. i 90. kupić dom za nieduże pieniądze. Wtedy nastąpił prawdziwy boom na Warmię. Nowi osadnicy, najczęściej artystyczne dusze, przybywali z dużych miast w poszukiwaniu zmiany, inspiracji, spokoju. Wtedy też z Warszawy przybył Mirosław „Micia” Bojenko.
– Przypadkiem poznałem właścicieli domu w Głotowie pod Dobrym Miastem. Samotny dom na skraju lasu, oddalony od innych gospodarstw, aż prosił się o ratunek – wspomina.

Micia, podróżnik i biznesman, zostawił w Warszawie dobrze prosperującą firmę konsultingową.
– Chciałem zmiany, spokoju, czasu na rozwijanie fotograficznej pasji – mówi Micia. – Ale Warmia nie była gościnna. Pierwsza zima zaskoczyła mnie w trakcie robienia nowej izolacji i ocieplenia domu. Śnieżne zaspy odcięły dom od świata. Od zamarznięcia uratował mnie styropian, którym ogrzałem kawałek ściany przy łóżku. Kiedy zobaczyłem za oknem przebiśniegi, poczułem, że wygrałem i najgorsze mam za sobą.

Iwona Sojka, skrzypaczka pochodząca ze Starachowic, początkowo przyjeżdżała z grupą przyjaciół spędzać na Warmii lato. I w 1994 roku po prostu nie wróciła z wakacji. Mieszka z synami na kolonii wsi Godki.
– Zawsze mieszkałam w blokach, wieżowcach. Marzyłam, aby wychodzić z domu prosto do ogrodu – tłumaczy.
– Nie miałam scenariusza na Warmię, skupiłam się na wychowywaniu dzieci. Potem odkryłam w sobie zdolności rzeźbiarskie, wróciłam do muzyki. Swoje życie oparłam na budowaniu relacji z ludźmi. To prawdziwa wartość na wsi. Sąsiedzi, choć oddaleni o kilka kilometrów, są mi bliscy jak rodzina. Nawet jeśli zastaję u nich zamknięte drzwi, wiem, gdzie jest schowany klucz. Mogę wejść i się rozgościć.

W miastach ludzie są oddzieleni ścianą, a potrafią latami nie zamienić ze sobą słowa.
Umiejętności nabyte w mieście, na wsi tracą na znaczeniu. Trzeba przestawić się na nowe działania i źródła zarobku.
– Początkowo od warmińskiej ciszy brzęczało mi w uszach, przerabiałam lęki związane z osamotnieniem w przestrzeni
i brakiem stałych zajęć – mówi Joanna Posoch. – Uczyłam się rąbać drewno, palić w piecu. Ludzie ze Stowarzyszenia Ekologiczno-Artystycznego „Ręką Dzieło” w Godkach natchnęli mnie do nowych działań. Zamarzyłam o lawendowej plantacji na zboczu małej górki. Wystarczyło pójść do sklepu ogrodniczego po nasiona, poprosić sąsiada o zaoranie pola, przeczytać to i owo o lawendzie, poeksperymentować.
Następne działania to już tylko konsekwencja tego pomysłu.
Z podręczników o farmacji Joanna uczyła się przetwarzać ziele na kremy i olejki. Teraz dzieli się wiedzą podczas warsztatów w Lawendowym Muzeum Żywym, swoistym
etnograficznym centrum edukacyjnym, otwartym na jej
posesji dzięki zrzutce internautów.

Micia Bojenko po wywiezieniu kilkunastu taczek gnojówki ze swojej obory i kilkuletnim remoncie stworzył wiejską galerię sztuki. Latem polną drogą na wernisaże ciągnęła publiczność z różnych stron Polski. We wrześniu jubileuszową wystawę otworzy tu olsztyńskie Stowarzyszenie „Areszt Sztuki”.
– Na wsi życie podporządkowane jest porom roku – mówi Micia. – Latem goście, jesień i zima to czas archiwizacji działań, przygotowywanie albumów, knucie planu na następny sezon. Czekam, aż skowronki obwieszczą wiosnę i wychodzę z aparatem fotograficznym w warmińską przestrzeń.

Specjalnością Mici jest warmińskie niebo. W fotograficznym archiwum ma też dokumentację kilkuset przydrożnych kapliczek, z których powstał dwujęzyczny album „Warmińskie kapliczki”.
Zbyszek Nadrasik w swoim „Siedlisku Architekta” w Blankach połączył pasje: sztukę, kuchnię i sport. Na odpoczynek w designerskich wnętrzach domu i urokliwej okolicy jeziora Blanki, na warsztaty kulinarne i warsztaty jogi zjeżdżają turyści ze wszystkich stron świata.
– Miałem gości z Singapuru, Dubaju – wymienia. – Takich, którzy widzieli już wszystko, mają przesyt luksusem i przewidywalnością turystycznych atrakcji. Warmińska wieś była w stanie ich zaskoczyć. Nieskażoną naturą, bliskością dzikich zwierząt czy po prostu ciszą.

Swoje hektary podzielił na działki i część sprzedał ludziom, którzy, tak jak on przed laty, chcą zmiany.
– Chcemy tu założyć wioskę społecznościową. Taką sąsiedzką grupę wsparcia. Będziemy razem biegać po lasach, gotować, dzielić wspólny sprzęt rolniczy czy razem remontować. Dobry sąsiad to podstawa na Warmii – tłumaczy architekt.

Wielu nowych Warmiaków odnalazło się w projektach, działaniach na rzecz lokalnej społeczności. Marcelina i Rafał Mikułowscy założyli w Tłokowie Fundację Revita Warmia. Misja: rewitalizacja gospodarcza, społeczna i przestrzenna prowincji. Walczą o dotacje i granty. Przy rynku głównym w Jeziorach otworzyli Galerię Revita Warmia, gdzie skupują rękodzieło regionalnych artystów i rzemieślników, tworzą informację turystyczną gminy.

– Otworzyliśmy tu galerię dzięki dyrektorowi lokalnego banku, którego ubłagałam, aby nie stawał do przetargu na ten lokal – zdradza Marcelina. – Zrozumiał, że chcemy stworzyć miejsce z misją, które pomoże mieszkańcom wyjść z niebytu, zarazić się pasją tworzenia i dostać szansę zarobku. I zrozumieć, że „napić się i zdechnąć pod płotem” to nie jedyna wizja na przyszłość.

Mikułowscy wyposażyli galerię w krosno i zachęcają do korzystania z niego kobiety różnych pokoleń.
– Pokazujemy młodym, że tworzenie jest „cool” – mówi Marcelina. – Dzieciaki na moich warsztatach artystycznych przechodzą prawdziwą metamorfozę. Dlatego chyba cieszymy się u miejscowych „szacunem”. Kradzieże i rozboje są tu na porządku dziennym, a nasze ławeczki przed galerią stoją nienaruszone…
Warmińska wieś wyostrza wzrok i słuch. Pozwala wejść w komitywę z dzikimi zwierzętami. Zimą daje „popalić”, ale wiosną rekompensuje trudy. Nie tylko „alianci”, ale większość mieszkańców Warmii to jej goście. Autochtonów prawie już nie ma. Tym, którzy są tu z wyboru, a nie przymusu, zależy na życiu w harmonii i ochronie krajobrazu.

– Zanim nie mieliśmy terenowego auta, zakupy zawinięte w koc ciągałem po śnieżnych zaspach. I co z tego, skoro wiosną jemy śniadanie na tarasie, patrząc na olbrzymiego łosia na naszym polu. Takich widoków nie ma nigdzie na świecie – przyznaje Rafał Mikułowski, artysta, teoretyk sztuki, który wychował się we Francji, skończył artystyczne studia w Belgii i zwiedził pół świata. – Warmia, jej krajobraz, potrzebuje jednak pomocy, stąd nasz wybór, aby tu żyć i działać.

– Codziennie od nowa zachwycam się tym, co widzę z okna – mówi Iwona Sojka. – A muzyka pozwala mi przetrwać długie zimy, trudne momenty. I nie tylko moje. Kiedy spotkałyśmy z koleżanką myśliwego, ze strzelbą czającego się na dziki, wybiegłyśmy z instrumentami w pole i zaczęłyśmy grać. Zepsułyśmy mu polowanie. Bronimy nie tylko krajobrazu, ale i jego mieszkańców. Wieś uczy szacunku i pokory, radości z małych rzeczy. Na przykład posadzone w ogródku rośliny – biorę wieczorem latarkę i sprawdzam, czy urosły, czy nic ich nie przygniotło. Cieszy mnie każdy wyhodowany szczypiorek.

– Wieś jest spowolnieniem. Zatrzymuje człowieka. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie – dodaje Joanna „od lawendy”.
– A bycie wieśniakiem to powód do dumy. Zawiera w sobie ogromną wiedzę na temat natury, która nie jest dana człowiekowi w mieście, choćby całymi dniami przesiadywał w parkach. Krajobraz zmienia się jednak w szybkim tempie. Kilkanaście lat temu pod okna mojego domu przychodziło duże stado saren. Teraz pojawiają się pojedyncze sztuki. Ten świat odchodzi, przestrzeń się kurczy, zarasta architekturą wyjętą z innej bajki. Nie uda się tego zatrzymać,
ale można spowolnić tempo zagłady.

Tekst: Beata Waś,
Obraz: Joanna Barchetto