OPASŁE SEGREGATORY DYPLOMÓW, GODZINY CODZIENNYCH ĆWICZEŃ I SETKI PRZEJECHANYCH KILOMETRÓW NA PRÓBY, KONCERTY, WARSZTATY. W MARCU I KWIETNIU TERMINÓW WOLNYCH: BRAK. DLA MUZYKÓW – NAWET TYCH DZIESIĘCIOLETNICH – WIOSNA UPŁYWA POD ZNAKIEM KONKURSÓW. I MÓWIĄC O DZIESIĘCIU LATACH, MAMY NA MYŚLI WIEK, NIE DOŚWIADCZENIE. CHOĆ W WYPADKU MARCELINY RUCIŃSKIEJ DATĘ URODZIN NIEWIELE DZIELI OD DATY PIERWSZEGO KONCERTU.

Nim jednak pomyślicie, że to współczesna historia Mozarta, zamęczanego w dzieciństwie rodzinnymi tournée po Europie, zacznijmy tę opowieść od jej naturalnego początku. – Ciąża bliźniacza, żywiołowe ruchy w brzuchu, a gdy mąż włączał płytę z muzyką klasyczną lub grał na pianinie, zapadała błoga cisza – wspomina Anna Rucińska, wyjaśniając, że muzyka właściwie towarzyszyła dzieciom od zawsze. Zamiast kołysanek był więc Bach, Haendel, Vivaldi. Goście zatykali uszy przy włączonym do kolacji Brahmsie czy Prokofiewie, tymczasem Marcelinie i o minutę młodszemu Marcelowi usypianie nie było już potrzebne…

– Kiedy mieli niecałe trzy lata, usłyszeliśmy, że córka jednego z braci Golców gra na skrzypcach metodą Suzuki. Zaczęliśmy szperać w Internecie – opowiada Arkadiusz Ruciński i tłumaczy: – W tej metodzie dziecko słucha najpierw wielu prostych utworów, a następnie, pod opieką nauczyciela i przy pomocy rodzica, próbuje te melodie grać, bez znajomości nut.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Ten system edukacji muzycznej kilkulatków został stworzony przez japońskiego skrzypka Shinichi Suzuki, który zauważył, że dzieci otoczone troską i miłością chętnie naśladują dorosłych, dzięki czemu odnoszą błyskawiczne postępy w nauce. Więcej, udowodniono, że tak wczesne zainteresowanie muzyką wzmacnia nie tylko wrażliwość na piękno, ale też pewność siebie, rozwija pamięć, umiejętności językowe i matematyczne.

Tyle z teorii. Gdy państwo Rucińscy opowiadają o trzy-czterolatkach, grających z pamięci kilkanaście utworów, mam pewnie podobną minę, jak oni jeszcze siedem lat temu, kiedy z rodzinnej Prątnicy pod Lubawą pojechali do Olsztyńskiej Szkoły Muzycznej na koncert noworoczny klas Doroty Obijalskiej, nauczającej metodą Suzuki. Zobaczyli na scenie około 70 dzieci – włącznie z brzdącami, którym co chwilę spadały skrzypce. Ku ich zdziwieniu, bez żadnego rygoru dały świetny koncert. – Wówczas to była dla nas cała wyprawa: z dwójką trzylatków, sto kilometrów w jedną stronę. Dziś właściwie ciągle jesteśmy w drodze – porównuje pani Ania.

A zaczęło się od nauki trzymania malutkich skrzypiec z gąbki. – Były zrobione przez wujka, w moim ulubionym kolorze, fioletowe – przypomina Marcelina i z niezmąconym uśmiechem opowiada o tym, jak codziennie rozgrywa się na gamach i etiudach, a później śnią się jej nutki. Obecnie gra już na szóstym instrumencie w karierze – wraz z dzieckiem muszą przecież rosnąć skrzypce. Marcel w tym roku zamienił je na gitarę. Gdy pytam dziewczynkę, czy i ona miała kiedyś wątpliwości, odpowiada zdziwionym: – Nie, nigdy.

A terminarz obowiązków aż skrzypi od ich ilości. Codzienne domowe treningi z tatą, lekcje w Olsztynie dwa razy w tygodniu, nauka w Powiatowej Szkole Muzycznej w Dywitach (pierwszej wiejskiej szkole muzycznej w Polsce!), raz w miesiącu konsultacje w Warszawie u prof. Magdaleny Szczepanowskiej i oczywiście szkoła podstawowa w Prątnicy. W wolnym czasie – bo okazuje się, że dziewczynka naprawdę taki ma – basen i książki, najchętniej Nela Mała Reporterka i Martyna Wojciechowska. Jako idol, zamiast Justina Biebera, Henryk Wieniawski, XIX-wieczny skrzypek i kompozytor. Cudowne dziecko?

– Talenty od czasu do czasu się trafiają, ale Marcelina jest wyjątkowa. Uczę już 35 lat i to moja pierwsza uczennica, która tak szybko się rozwija – ocenia Dorota Obijalska. – Choć zapowiadała się przeciętnie, to gdy trafiła do pierwszej klasy, nastąpił skokowy rozwój. Dosłownie połykała każdą trudność, jaką ryzykowałam jej dać. Zamiast dwóch-trzech miesięcy, na utwór potrzebowała dwie-trzy lekcje! Wielu rzeczy nie trzeba jej mówić, czuje to sama z siebie, spontanicznie. Ma autentyczny, muzyczny temperament, w dodatku jest pracowita, a gdy wychodzi na scenę, gra lepiej, niż na próbach.

Lista wygranych konkursów solowych jest imponująca, w duetach i kwartetach podobnie – głównie pierwsze lokaty. Jednak, jak podkreślają rodzice, na razie nie o rywalizację tu chodzi: – W życiu tak małego dziecka musi być jeszcze czas na odpoczynek, beztroskę. Bardzo dbamy o równowagę. Bierzemy udział w około 20 konkursach rocznie, nasz rekord to trzy w ciągu jednego dnia, ale w ferie czy wakacje staramy się to dzieciom wynagrodzić, więc dom jest pełen ich koleżanek i kolegów. Staramy się zapisywać Marcelinkę na warsztaty z profesorami z prestiżowych uczelni. To kilkudniowe, bardzo wymagające zajęcia, ale widzimy, jak wiele córka z nich wynosi, jak się rozwija. Właściwie jedyną przeszkodą są finanse.

Choć Marcelina wygrała już dwie pary skrzypiec, to nie może na nich grać – na jej poziomie potrzebne są lepsze. – Niestety mało kto bierze w Polsce pod uwagę, że dokładnie w tak młodym wieku trzeba zacząć inwestować w talenty, by później byli z nich wielcy artyści – zauważa Dorota Obijalska. – Dobry instrument kosztuje kilkanaście tysięcy złotych, do tego smyczek, często zmieniane struny. Na razie udaje się nam to wypożyczać. Ale nawet sam udział w warsztatach, konkursach jest szalenie kosztowny.

Wraz z dyrektorem Powiatowej Szkoły Muzycznej w Dywitach Januszem Cieplińskim wskazują, że dziesięciolatka znajduje się w czołówce najlepszych skrzypków dziecięcych w Europie: – To kwestia szczęśliwego zbiegu okoliczności. Po pierwsze – utalentowane dziecko, które ma nie tylko predyspozycje muzyczne, ale i psychiczne: jest odporne na stres i gotowe na systematyczną pracę w dużym skupieniu, która nie jest dla niego ciężarem, a przyjemnością. Po drugie, bardzo mądrzy, świadomi, kochający rodzice, którzy z poświęceniem towarzyszą córce w procesie edukacji. Trzeci warunek to fenomenalny nauczyciel – pani Dorota. Dzięki temu, jak prowadzi uczniów, Marcelina ma solidne podstawy do rozpoczęcia światowej kariery solistki.

Kiedy pytam samą Marcelinę, czy takie plany są trudne do zrealizowania, odpowiada z rozbrajającą szczerością: – Tak sobie.

MadeIn_Nr022_web_179MadeIn_Nr022_web_178

Tekst: Katarzyna Sosnowska-Rama, obraz: Piotr Dowejko

PROJEKT EVA ZDRÓJ KOCHA(M) – POMAGA(M)

W sześciu kolejnych wydaniach magazynu poznacie dzieci i młodzież, które swoją postawą mogą inspirować rówieśników. To wolontariusze, młodzi liderzy małych społeczności, utalentowani sportowcy, artyści, twórcy, o których można z dumą pisać i opowiadać. A jednocześnie osoby skromne i pełne pozytywnych wartości. Chcemy inspirować również dorosłych, by spotykając młodych wartościowych ludzi, chcieli pomagać im się rozwijać. Taki przykład wysyła w świat olsztyńska marka EVA ZDRÓJ, która będzie nagradzać naszych bohaterów. Dzięki jej wsparciu finansowym Marcelina Rucińska weźmie udział w Kursie Młodych Smyczków podczas Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie. – Marcelina to ponadprzeciętnie utalentowana dziewczynka. Bardzo nas cieszy, że dzięki wsparciu marki EVA ZDRÓJ będzie mogła rozwinąć swój talent – mówi Piotr Kłopotowski z MAG Dystrybucja.

MECENAS PROJEKTU: 

Mecenasem projektu jest olsztyńska firma MAG Dystrybucja. Dzięki temu, że działa już 25 lat, doskonale zna potrzeby lokalnej społeczności i nieustannie wspiera miejscowe inicjatywy. Jednym z priorytetów jest pomoc dzieciom z naszego regionu. Doskonałym tego przykładem jest stworzona przez nich marka wody EVA ZDRÓJ 0,5 l. 5 groszy z każdej sprzedanej butelki trafia do potrzebujących dzieci na Warmii i Mazurach. Dzięki zgromadzonym środkom sfinansowano m.in. budowę placu zabaw na terenie Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Olsztynie.