A może rzucić to wszystko i zamieszkać na prowincji Warmii i Mazur? Uprawiać eko warzywa, piec domowy chleb, prowadzić agroturystykę? Region od dekad kusi tych, którzy szukają alternatywy dla wielkomiejskiego stresu. A pandemia jeszcze bardziej podkręciła boom na własny kawałek ziemi w inspirującej przestrzeni wiejskiej. Poznaj styl życia- slow life, który z sukcesem można prowadzić na Warmii i Mazurach. 

Na zdjęciu jest kobieta, ma twarz przykrytą kapeluszem. Leży na trawie, w prawej dłoni trzyma marchewki.

Warmia i Mazury to idealne miejsce dla idei slow life- ucieczki od wielkomiejskiego szumu. Zielona trawa, ekologiczne warzywa, słońce i odpoczynek

Slow Life na Warmii i Mazurach – „Sontag”- celebrowanie spokojnych, leniwych niedziel

Na zdjęciu jest kurnik.

Dzidka i Darek przed kilkoma laty szukali dla siebie miejsca na reset od zawrotnego tempa stolicy. Stuletnie gospodarstwo na obrzeżach wsi rozkochało ich swoim potencjałem.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Minęło osiem lat odkąd serce zabiło im na widok wzgórz i doliny położonej między dwoma jeziorami. Siedlisko Niedziela w Zyndakach to spełnienie marzeń o miejscu, gdzie każdy dzień jest celebracją życia. Pochodzący z Warszawy Dzidka i Darek przed kilkoma laty szukali dla siebie miejsca na reset od zawrotnego tempa stolicy. Stuletnie gospodarstwo na obrzeżach wsi rozkochało ich swoim potencjałem.

– Kiedy jechaliśmy tu po raz pierwszy z agentem nieruchomości, już z drogi zwróciły moją uwagę dachy trzech budynków na wzgórzu – wspomina Dzidka Przetacka, współwłaścicielka Siedliska Niedziela. – Był styczeń, niezbyt dobra pora na oglądanie takich miejsc. Ale kiedy poczuliśmy jego energię, przeszliśmy się po starym sadzie, oczami wyobraźni zobaczyłam sielski, zatopiony w zieleni raj. Nazwaliśmy siedlisko od „Sontag” – starej nazwy naszej miejscowości z czasów pruskich. A dodatkowo nawiązaliśmy do naszego wielkomiejskiego marzenia, że kiedyś „niedziela będzie dla nas”. Leniwa, aktywna, rodzinna, samotna i wśród przyjaciół – każdemu z naszych gości według potrzeb.

Slow Life na Warmii i Mazurach- szansa na zupełnie nowe życie

Radośni ludzie w swoim sadzie.

Nasze potrzeby, zwłaszcza po pandemii zostały skierowane w stronę natury. Poszukujemy ekologicznych upraw, chcemy mieć swój kawałek ziemi. Szukamy plonów z bezpośredniego źródła- od rolników.

Historii o życiowych zwrotach akcji pod wpływem tutejszego krajobrazu można usłyszeć wiele na Warmii i Mazurach. Już od lat 90. sprowadzali się tu miłośnicy życia w bliskości z naturą. A konieczność pracy zdalnej podczas pandemii zainspirowała kolejnych mieszkańców dużych miast, aby przenieść swoje życie na prowincję.

Paweł, analityk biznesowy pracujący zdalnie w firmie zlokalizowanej w Warszawie, wraz z Natalią, lektorką, dołączyli do wspierającej się, prężnej społeczności z okolic Jezioran. Skupia ona przybyszy z miast – twórców, hodowców, producentów naturalnej żywności, którzy na Warmii zaczęli swoje życie od nowa. I na czele ze Stephanem Lefevre, francuskim hodowcą owiec, stworzyli artystyczną grupę – Teatr Niezbyt Zwyczajny.

– Podczas odwiedzin poznanych przypadkiem właścicieli Kwaśnego Drzewa Sauerbaum pod Jezioranami, zakochaliśmy się w tutejszym krajobrazie – wspomina Paweł Godlewski, współwłaściciel gospodarstwa „Stary nowy sad” w Lądku pod Bisztynkiem. – A miejscowi ludzie sprawili, że zaczęła kiełkować w nas zmiana. Którejś jesieni pojechaliśmy kupić warzywa do gospodarstwa w Lądku, a obok wyłonił się stary dom otoczony zdziczałym sadem. Po jego częściowym remoncie dwa lata później przenieśliśmy tu nasze życie. Co roku powiększamy ogród warzywny, zasadziliśmy 160 owocowych drzew starych odmian i… dalej remontujemy nasze wymarzone miejsce na ziemi. Dzieci rosną razem z drzewami albo zanurzone w książkach i komputerach, albo bawiąc się swobodnie na łące. Kury i kozy, które z czasem pojawiły się w gospodarstwie, mają do dyspozycji duże wybiegi i odwdzięczają się swojskim mlekiem i jajami oraz pracą przy usuwaniu chwastów. Pomimo kilku lat, które minęły od wyjazdu ze stolicy, nadal często gościmy przyjaciół z miasta. Znajomi dzwonią też z prośbą o konsultację, na co zwrócić uwagę przy zakupie starego domu czy siedliska.

Slow Life na Warmii i Mazurach- zdrowa żywność z ekologicznych upraw

Wystarczy post ze zdjęciem truskawek czy kapusty na facebooku, aby w Ekologicznym Gospodarstwie Ogrodniczym we Frygnowie rozdzwonił się telefon. Chętnych na świeże eko warzywa i owoce jest zazwyczaj więcej niż plonów. Kiedy dziewięć lat temu Joanna i Sebastian Walkiewiczowie porzucili stolicę i kupili gospodarstwo na wsi pod Olsztynkiem, sami musieli szukać odbiorców swoich produktów. Dzisiaj mają listę klientów, którzy biorą każdy towar w ciemno.

– Po latach intensywnego życia w Warszawie szukaliśmy nowego pomysłu na siebie – wspomina Sebastian, politolog z zawodu. – Żona jest ogrodnikiem, więc zdecydowaliśmy się kupić 11-hektarowe gospodarstwo na Warmii. Produkcja zdrowej żywności bez chemii to był strzał w dziesiątkę, choć obarczona ciężką, fizyczną pracą.

– Pracujemy od piątej rano do wieczora, ale jesteśmy szczęśliwi – dodaje Joanna. – Własny kawałek ziemi, certyfikowane uprawy eko pozwalają na niezależność. A komentarze klientów w stylu „takie truskawki jadłem ostatnio w dzieciństwie” to motywacja, aby dzielić się pasją do zdrowego życia.

– Pozytywny efekt pandemii jest taki, że skierowała nasze potrzeby w stronę natury. Sprawiła też, że własny kawałek ziemi jest w cenie bardziej niż kiedykolwiek – dodaje Hirek, właściciel permakulturowego gospodarstwa w Skolitach. – Chcemy zwolnić tempo i skupić się na jakości życia, dlatego rośnie zainteresowanie dobrą ekologiczną żywnością, której szukamy u źródła – bezpośrednio u rolników.

Na zdjęciu są ekologiczne przetwory, a w tle ceglana ściana.

Zmienia się ludzka świadomość, bardziej w stronę eko. Co raz więcej ludzi marzy o takich konfiturach, jak w dzieciństwie, bez chemii, zbędnych ulepszaczy. Po prostu prawdziwy smak np. świeżej truskawki prosto z pola.

Na zdjęciu są jabłka, gruszki i śliwki w koszach po zbiorach.

Pasja do zdrowego stylu życia rozwija się i zamiłowanie do plonów prosto od rolników.

Na zdjęciu są suszone jabłka i czajnik na starym palniku.

Chętnych na świeże eko warzywa i owoce jest zazwyczaj więcej niż plonów.

Zatrzymać to, co już odchodzi 

Wimlandia to grupa miłośników tradycji, dobrej kuchni i rzemiosła. Tworzy ją około dwudziestu gospodarstw agroturystycznych, lokali, pracowni rękodzielniczych i małych zakładów produkcyjnych. Wspólnie wystawiają się na festynach i targach, stworzyli mapę, która wskazuje drogę do ukrytych wśród pól gospodarstw, lokali i zakładów rozrzuconych po Warmii i zachodnich Mazurach.

– Nasza rola nie ogranicza się tylko do prowadzenia gospodarstw, raczenia gości wyszukaną kuchnią – twierdzi Beata Sacharuk z Uroczyska Deresze w Giławach. – Edukujemy przyjezdnych, wskazujemy na różnice historyczne, przyrodnicze czy nawet religijne krain, na styku których działamy. Opuszczając kilka lat temu miasto, zmieniłam dotychczasowe priorytety. Wieś uczy uważności, pokory i szacunku dla otoczenia oraz dorobku naszych przodków. Wierzymy, że każdy gość opuszcza nasz region nie tylko bardziej wyciszony, ale też uświadomiony, wrażliwszy na otoczenie, historię. Wimlandia to rodzaj misji – zatrzymać świat, który odchodzi i pokazać, jak jest fascynujący.

Na zdjęciu jest kobieta z dzieckiem na plecach, która robi własne, ekologiczne wypieki.

Slow life umożliwia zatrzymanie tych tradycji, które już odchodzą. Tak jest w przypadku Wimlandii, czyli grupy miłośników tradycji, dobrej kuchni i rzemiosła. Kto teraz piecze własny chleb? A no z roku na rok jest co raz więcej chętnych na lokalne, ekologiczne i tradycyjne przysmaki.

Sztuka tworzenia wyjątkowych gospodarstw 

Nowe Kawkowo i jego okolice to już znana społeczność artystycznych dusz tworzących nietuzinkowe gospodarstwa. Każdego lata ciągną tu tłumy, aby zażyć aromaterapeutycznego spaceru na Lawendowym Polu. Albo zjeść crepes i kupić unikatową ceramikę w gospodarstwie Cegielnia Art czy wypić napar ze świeżych ziół w Galerii Kawkowo w centrum wsi.

„Wieś jest spowolnieniem. Zatrzymuje człowieka. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. A bycie wieśniakiem to powód do dumy. Zawiera w sobie ogromną wiedzę na temat natury. Wiedza ta nie jest dana człowiekowi w mieście, choćby całymi dniami przesiadywał w parkach.” – napisała w swojej bestsellerowej książce „Jak zostać wieśniakiem” Joanna Posoch. 

Podczas wrześniowego festiwalu „Sztuka w obejściu” właściciele gospodarstw z gminy Jonkowo zapraszają w swoje progi prezentując potencjał kulinarny i artystyczny. Podwórkowe galerie, warsztaty, koncerty pod chmurką i degustacje lokalnych przysmaków przyciągają z roku na rok coraz więcej uczestników. To okazja, aby z pierwszej ręki zasięgnąć wiedzy o tym, jak zacząć żyć w duchu slow.

Tekst: Beata Waś