Ta, która wie. Wie jak wykorzystać swój potencjał i obudzić go w innych. Z symbolu ofiary zabobonów stała się ikoną kobiet świadomych swojej mocy i pomagającej sięgnąć po nią innym. Kim jest współczesna wiedźma? I gdzie można ją znaleźć na Warmii i Mazurach?

Zbliża się nów księżyca. W internecie aż gęsto od zapowiedzi dedykowanych temu zjawisku zbiorowych medytacji, kręgów kobiet, ceremonii, rytuałów, warsztatów. Nów sprzyja uzdrowieniu, pracy z intencją, rozpoczęciu procesu zmian. Zawiadując przyrodą i stanowiąc cykliczny punkt odniesienia społeczeństw tradycyjnych, księżyc do dziś stanowi dla człowieka istotny symbol – nośny dla życia wewnętrznego, jak i dla ekspresji twórczej. Wiedźmy, czarownice, kapłanki, szeptuchy przez wieki czerpały z tej intuicyjnej wiedzy pełnymi garściami. Dzisiaj inspiruje ona nauczycielki duchowości, naturoterapeutki, coache dusz. Definicja słowa wiedźma – „ta, która wie”, stała się wizytówką współczesnych kobiet świadomych swojej mocy i potencjału.

– Wbrew archetypowi, który funkcjonował przez wieki, wiedźmy nie mają związku z nadprzyrodzonymi darami, kontaktu z mocami piekielnymi. Były i są po prostu bardziej świadome, wrażliwe na sygnały ze świata i z siebie – tłumaczy Grażyna Kulka, psycholożka, certyfikowany Soul Coach i nauczycielka Soul Body Fusion. – Od zawsze miały wyjątkową więź z przyrodą, mądrze wykorzystywały jej dary, by pomagać ludziom. Żyły zgodnie ze wszystkimi żywiołami, z cyklicznością, rytmami, które łączyły je z księżycem – luną, reprezentującym żeńską energię. I dzisiaj coraz więcej kobiet budzi w sobie tę zapominaną potrzebę i moc, wraca do korzeni.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Podczas Ceremonii Księżycowych z Kakao („napój mocy” wpływający m.in. na produkcję endorfin, uznawany niegdyś przez Majów i Azteków za świętą roślinę), które odbywają się w czasie nowiu i pełni, uczestniczki pracują z energią i podświadomością.

– Praca z umysłem i przekonaniami to czasem zbyt mało, aby pomóc osobie w kryzysie czy pragnącej zmian – zapewnia Grażyna prowadząca w Olsztynie Przestrzeń Psychologii Zdrowia. – Warto wejść na głębsze poziomy energetyczne przez rytuały uwalniające emocje, pracę z ciałem. Pomagają spotkać się ze swoją duszą w prawdzie. A w niej jest wszystko, co potrzebne do naszego uzdrowienia. Kiedy świat dookoła wali się, stabilizację i spokój możemy odnaleźć w swoim wnętrzu. Czas nowiu i pełni to dobry moment na zasianie intencji, poruszenie procesu zmian i spotkanie z osobami, które nas w tym wspierają.

Nowy początek

Aby odkryć w sobie wiedźmę, czasem potrzeba życiowego wstrząsu. Choroba, rozstanie, utrata pracy uruchamiają potrzebę zmian i otworzenia nowego rozdziału. – Moja babcia i mama mieszkające w Puszczy Białowieskiej były szeptuchami – pomagały innym uzdrawiać ciało i duszę z pomocą intuicji i wiedzy przekazywanej przez pokolenia – zdradza Grażyna. – Tato prowadził „księżycowy ogród” – sadził i pielęgnował rośliny zgodnie z jego fazami. Momentem przełomowym w moim życiu była przedwczesna śmierć męża. Kiedy pod wpływem stresu zaczęło sypać się zdrowie i przyszło zawodowe wypalenie, skierowałam się w stronę natury. Odkopałam wiedzę moich przodków, postawiłam na rozwój duchowy, wsłuchałam się w potrzeby mojego organizmu i przywróciłam jego naturalny cykl. Wróciłam do domu – do siebie. I dzisiaj pomagam w tym innym kobietom.

– Odkąd pamiętam interesowała mnie duchowość, medycyna naturalna, ale długo nie byłam gotowa, aby z tej pasji uczynić sposób na życie – dodaje Ania Hajduczenia, założycielka Anahaj Centrum Samoświadomości w Olsztynie. – Szukając pomocy na dolegliwość, w której medycyna zachodnia nie potrafiła mi pomóc, trafiłam na zajęcia Qigong, czyli samouzdrawiania energią. To rodzaj medytacji w ruchu, będącej częścią Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, która aktywuje i równoważy przepływ energii ciała i duszy, otwiera serce. Pozwolił mi dojrzeć do decyzji, na którą wcześniej nie miałam odwagi.

Po kilkunastu latach praktyki Qigong i udoskonaleniu jej w chińskim klasztorze Shaolin, Anna rzuciła dotychczasową pracę, aby zająć się tym, do czego od dawna czuła powołanie: uzdrawianiem, pomocą innym. Skończyła Studium Psychotroniki i zdobyła dyplom czeladnika bioenergoterapii. Jest certyfikowanym instruktorem i prowadzi zajęcia Qigong, ale także uzdrawiające sesje Kronik Akaszy. To pole energii, źródło bezwarunkowej miłości, „baza danych” o człowieku. Pomaga uzdrawiać życie, odkryć naturalne predyspozycje i rozpracować blokady, które sprawiają, że nie możemy ruszyć z miejsca, przełamać życiowego marazmu.

Beata Kunikowska z wykształcenia jest ekonomistką, ale jej zainteresowania zawsze krążyły wokół naturalnych metod uzdrawiania, profilaktyki zdrowia, szeroko pojętej ezoteryki i nieodkrytych możliwości człowieka. Odziedziczyła je po babci, która korzystała z dobrodziejstw natury i miała dar wróżenia.

– Odkąd pamiętam, czułam potrzebę wspierania innych w ich drodze powrotu do zdrowia i wewnętrznej harmonii – przyznaje Beata. – Starałam się kierować w życiu intuicją, ale wczesna śmierć taty i związane z tym życiowe zmiany przez pewien czas utrudniały poświęcenie się pasjom. Nie poddałam się i rozpoczęłam poszukiwania wiedzy, ukończyłam wiele szkoleń i Studium Psychotroniczne w Warszawie. To odmieniło moje życie. Pożegnałam pracę w korporacji i poszłam drogą alternatywnych metod uzdrawiania, rozwoju duchowego. Poświęciłam się pracy z energią Reiki – uniwersalną energią życiową oraz pracy z emocjami.

Beata od 10 lat mieszka na Warmii, na olsztyńskich Redykajnach w gabinecie CUD Uzdrawiania i Urody prowadzi kursy Reiki i refleksologii twarzy.

– Moją pasją są naturalne metody dbania o urodę i młody wygląd: zajęcia z jogi twarzy, masaże twarzy, w tym Kobido. Najlepsze, co możemy zrobić dla siebie, to współdziałać z naturą. Czerpię ogromną radość z tego, że zajmuję się uzdrawianiem człowieka na wielu poziomach, wspieraniem w odnajdywaniu drogi życiowej i wewnętrznego spokoju.

Wszystkie fazy księżyca

Pandemia zatrzymała nas i spowodowała, że spotkaliśmy się ze swoimi emocjami: bezradnością, złością, lękiem, starymi ranami. Szacuje się, że w Polsce 1,5 mln osób zmaga się z depresją, w okresie pandemii nawet dwa razy więcej. Według Światowej Organizacji Zdrowia do 2030 roku depresja będzie najczęściej występującą chorobą na świecie. W obliczu zagrożeń rośnie potrzeba więzi z naturą oraz samym sobą. I wiara w to, że na nasze życie mają też wpływ siły, których nie widzimy.

– Jedną z istotnych przyczyn tego, że dzisiaj tak wiele osób boryka się z kryzysami psychicznymi, jest utrata więzi z naturą, rytuałów, braku osadzenia w społeczności – uważa Carolina Const, aromaterapeutka kliniczna, pierwsza w Polsce certyfikowana nauczycielka tzw. jogi świadomej traumy. – Żyjemy w ciągłej czujności, stanie zagrożenia. Kiedyś byliśmy partnerami sił natury, dzisiaj chcemy być jej zwierzchnikami. Nauka stała się nową religią, a my zapędziliśmy się w kozi róg, tracąc zasób, którym kiedyś była duchowość, praktyki związane z przyrodą, rytuały przejścia. Bez nich trudno nam zdefiniować etap dnia, życia, odnaleźć porządek, harmonię. Paradoksalnie pandemia może nauczyć nas lepszego kontaktu ze sobą.

W klimatycznej przestrzeni gabinetu Sister Moon, Carolina prowadzi warsztaty i kursy oparte na ciele i uważności: zajęcia hatha jogi, jogi świadomej traumy, wykonuje kojące i harmonijnie energetyzujące masaże aromaterapeutyczne.

– Księżyc stał się metaforą tego miejsca – tłumaczy joginka. – Inspiruje, aby zaakceptować w sobie i pozwolić na odczuwanie wszystkich faz: ciemności, przejścia, pełnego blasku. Bo nie ma złych emocji, każda jest naszym przewodnikiem w rozpoznaniu prawdziwych przyczyn, np. smutku czy gniewu. W Sister Moon celebrujemy swoje „dziwności” i ciekawimy się nimi. Joga pozwala nam odnaleźć kontakt z ciałem, dojść do prawdy o sobie. A grupa daje akceptację, ukojenie i poczucie wspólnoty.

Płonące stosy

Czarownice z symbolu kozła ofiarnego stały się dzisiaj także ikoną kobiet walczących o swoje prawa. „Jesteśmy wnuczkami czarownic, których nie udało się wam spalić na stosach” – pojawiało się na transparentach Strajku Kobiet. Przez wieki kobiety sądzone były w procesach o czary i poddawane okrutnej karze śmierci na stosie. Oskarżenia wynikały zazwyczaj z sąsiedzkich kłótni i nieporozumień, a winnych nawet drobnych nieszczęść dnia codziennego szukano wśród najbliższego otoczenia. Ofiarami oskarżeń padały przede wszystkim kobiety, także te znające się na roślinach, leczące chorych.

– A skoro potrafiły leczyć, to według ówczesnej mentalności potrafiły też szkodzić – tłumaczy prof. Jacek Wijaczka, autor publikacji i książek m.in. „Procesy o czary w Prusach Książęcych (Brandenburskich) w XVI–XVIII wieku”. – Wystarczyło, że komuś zdechła krowa, a natychmiast szukano sprawczyni rzucenia uroku, a w sądzie doszukiwano się jej związków z diabłem. Ofiarą padały często kobiety cieszące się tzw. złą sławą, niekiedy samotne, zmuszone do utrzymania się przy życiu w świecie zdominowanym przez mężczyzn.

Powszechnie uznaje się, że to Barbara Zdunk, spalona w Reszlu na stosie 210 lat temu, była ostatnią osądzoną czarownicą w Europie. W rzeczywistości skazana została na spalenie na stosie zgodnie z obowiązującym wówczas w Prusach prawem, jako podpalaczka kilku domów. W jednym z nich spłonęło dziecko i mężczyzna.

 – Potwierdzają to dokumenty z archiwum w Berlinie gdzie znajdują się przeniesione z Królewca archiwalia dotyczące dawnych Prus Wschodnich – zapewnia prof. Wijaczka. – Barbara Zdunk, samotna i biedna kobieta z dwójką nieślubnych dzieci, w realiach początku XIX wieku z góry skazana była na życiowa klęskę. To był męski świat traktujący kobiety jako istoty słabsze pod każdym względem. Dlatego wierzono, że łatwo poddawały się woli diabła.

Krystyna Ceynowa z nadmorskich Chałup, samotna wdowa po rybaku, to oficjalnie ostatnia osoba w Polsce, która poniosła w 1836 roku śmierć w wyniku oskarżenia o czary. A dokładnie o rzucenie uroku, niechodzenie do kościoła oraz to, że… na jej kominie siadały czarne wrony. Tłum skazał ją na „próbę wody”, po czym w wyniku samosądu została zatłuczona wiosłami.

Rana wiedźmy

Procesy o czary trwały od XIV do XVIII wieku i pochłonęły setki tysięcy śmiertelnych ofiar. W żyłach wielu z nas płynie krew spalonej wieki temu czarownicy. Witch wound – rana wiedźmy, to określenie na przekazywaną przez pokolenia traumę wynikającą z tysiącleci nadużyć wobec kobiet. Wieki unieważniania ich intuicji, inteligencji emocjonalnej, pokojowej siły i zaradności w zarządzaniu własną rzeczywistością.

– Zanim nastąpiła ekspansja patriarchatu, religie czciły boginie związane z ziemią, płodnością, pramaterią – tłumaczy Carolina. – Potem nastąpiło rozszczepienie tego archetypu o czym piszą naukowczynie i klinicystki takie jak Jean Shinoda Bolen, Sylvia Perera czy najpopularniejsza w Polsce Clarissa Pinkola Estés. Witch wound to wynik dominacji stereotypowo pojmowanego „męskiego” systemu wartości i zredukowania roli kobiety, traktowania jej jako istoty, która sama nie potrafi o sobie decydować. Te kulturowe doświadczenia są przekazywane z pokolenia na pokolenie, zapisane w naszym ciele. Stłumiony przez wieki głos znajduje ujście, choćby podczas kobiecych demonstracji.

Witch wound to nie tylko zapis komórkowy pokoleń kobiet, które straciły życie za to, że rozumiały lepiej otaczający świat. Te, które nie skończyły tragicznie, żyły w lęku o przetrwanie, o utratę prawa do przynależności społecznej. Najlepszą strategią było przyjęcie postawy uległej i wycofanej, stłumienie potencjału, prawdziwych potrzeb i powołania.

– Podczas moich sesji z kobietami ujawnia się wiele problemów związanych m.in. z historią rodową kobiet: poniżenie, wstyd, poświęcenie, niespełnione marzenia – przyznaje Anna. – Często jesteśmy pierwszym pokoleniem, które może to przepracować, zrobić krok do przodu obejmując sercem historię swoich przodkiń.

– W naszej zbiorowej historii jest zapisane ich doświadczenie. Mamy w sobie dużo złości wynikającej z wieków patriarchatu i jego niesprawiedliwości w stosunku do kobiet – uważa Grażyna. – Nasze babki mogły wydawać się niebezpieczne, bo kobieta, która za dużo wie, widzi i czuje, nie zawsze jest wygodna i łatwa. To jeszcze pobrzmiewa w dzisiejszym świecie, ale coraz słabiej, wiele kobiet budzi się i przyjmuje postawę „należy mi się”, „zasługuję”.

Moc samouzdrawiania

„Przenosząc starodawną mądrość na współczesny grunt, zyskuje się dostęp do potężnej, wszechwiedzącej, intuicyjnej cząstki siebie. Bycie wiedźmą oznacza życie w sposób świadomy, intensywny i pozbawiony poczucia winy” – pisze Gabriela Herstik w bestsellerowej książce „Czary. Jak być współczesną wiedźmą”.

– Długo czułam wstyd i lęk przed oceną tego, w jaki sposób pomagam ludziom, obawiałam się, że otoczenie posądzi mnie o czary lub szaleństwo – przyznaje Ania. – Dzisiaj mam odwagę dzielić się tym publicznie, bo wiem, że to dar mojej duszy. Ci, którzy mają do mnie trafić, pojawiają się głównie z polecenia, nawet jeśli nie rozumieją, w jaki sposób pracuję. „Niech pani zrobi ze mną to, co z koleżanką, która po sesji uzdrowiła i zmieniła swoje życie” – słyszę od kobiet. Podobno jestem dobrą czarownicą, która pomaga uwierzyć w czary i wprowadzić je w życie. Dzielę się światłem i miłością, które płynie przeze mnie, dotykam nim innych. Tyle wystarczy, aby obudzić ludzkie serca. I żeby zadziały się małe i duże cuda w ciele i duszy.

– Do mnie trafiają ludzie z różnymi dolegliwościami, nie zawsze świadomi, że pracuję z energią – dodaje Beata. – Na wizytę zapisują ich najbliżsi, którzy sami doświadczyli mocy Reiki, refleksologii czy uzdrawiania duchowego. Zwykle nie uświadamiamy sobie istnienia w nas mocy, których możemy użyć do wzmocnienia siebie samego na poziomie fizycznym, umysłowym, emocjonalnym i duchowym. Na warsztatach, które prowadzę, daję impuls i narzędzia do samouzdrawiania. To misja mojej duszy.

Świadome swojej mocy

Kobiety wracają do pierwotnych kręgów. Takich, jakie tworzyły ich prababki i babki, gdy zasiadały w izbach przy krosnach, przy darciu pierza. Szukają w nich bliskości, zrozumienia, pocieszenia.

– Samo bycie w kręgu ma uzdrawiającą moc – mówi Ania. – Każda z nas jest widziana i słyszana przez pozostałe. Dajemy sobie przekaz: „jesteś dla nas ważna”. Wymieniamy się swoimi uczuciami, myślami, wspomnieniami, problemami. Czasy są takie, że nawet we własnych rodzinach coraz rzadziej możemy dostać wsparcie i uwagę pozostałych.

– Bycie wiedźmą to bycie świadomą – dodaje Grażyna. – To odpowiedzialność za swoje myśli, słowa, emocje, relacje z innymi. To uważność, bycie blisko innych kobiet, bez narzucania swojego punktu widzenia. Wiedźma potrafi się wznieść ponad przekonania, małostkowość i nie potrzebuje nikogo do bycia kompletną. Bo wie, że kiedy robi w życiu to, co jest zgodne z wewnętrzną intuicją, wszystko integruje się w całość. Na ceremoniach pomału zaczynają się pojawiać mężczyźni pełni podziwu dla kobiecej mocy.

– Jeszcze niedawno mogłyśmy realizować się tylko przez mężczyzn – dodaje Carolina. – Ale dzisiaj już wiemy, że nieprawdą jest, iż kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. Lewa półkula – bardziej logiczna, męska, i prawa – intuicyjna, kobieca, nie są przeciwstawne i sam podział ich funkcji nauka odkłada obecnie do lamusa. Nasze wybicie się na niezależność, uznanie siebie jako wartościowy kompletny element społeczeństwa sprawia, że możemy czerpać z siebie nawzajem. To budujące, że mężczyźni pojawiają się na warsztatach, potrafią przyznać się do swoich słabości, wyłamać z zadaniowego trybu bycia i myślenia, pozwalać sobie na wrażliwość i samoakceptację, a nawet czułość. Po wiekach patriarchatu jesteśmy na przedprożu zmian.

Joga mówi, że żyjemy w czasach Kali Yugi – erze ogromnej polaryzacji i swoistego odwrócenia porządku. Dzieją się rzeczy piękne i straszne, tracimy to, co jest pomiędzy.

– Ale stopniowo proporcje będą się zmieniać na korzyść wrażliwości i empatii nowych pokoleń – twierdzi Carolina. – To pozwala wierzyć, że lepsza przyszłość jest za rogiem. Ale póki ona nie nastąpi, korzystajmy z dostępnych narzędzi, aby znaleźć w sobie spokój, ukojenie i entuzjazm w trudnych czasach.

Tekst kończę w grudniowy nów księżyca połączony z zaćmieniem słońca. Według astrologów to zjawisko przez cały miesiąc może wywoływać ogromne twórcze zmiany w naszym życiu. Ale jeżeli chcemy iść naprzód, najpierw trzeba puścić to, co stare – co trzyma i blokuje. Zapnijcie zatem pasy i twórzcie swoją nową lepszą rzeczywistość.

 

Tekst: Beata Waś, obraz: © Microgen / Shutterstock.com,
Radosław Zawadzki, arch. Grażyna Kulka, Anna Keppel-Płatek, Michał Bartoszewicz, arch. Carolina Const