Doradca podatkowy Barbara Kułakow obchodzi 25-lecie funkcjonowania swojej firmy. Księgowi i doradcy podatkowi, którzy tworzą firmę, w dość niekonwencjonalny sposób świętowali rocznicę. Ale nic dziwnego, skoro tak buduje się jej zaplecze kadrowe.

MADE IN: To był bieg jubileuszowy?

Barbara Kułakow: Zaproponowałam pracownikom, by wybrali formę uczczenia 25-lecia działalności biura rachunkowego. Nie chcieli ani imprezy w restauracji, ani wyjazdu do SPA, tylko zorganizowali „Bieg 25-lecia”. Mam tu drużynę biegaczy, która świetnie wpisuje się w sportowy klimat regionu, ale nie sądziłam, że to ich bieganie przyciągnie do firmy tylu młodych, ciekawych ludzi.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Praca księgowych raczej nie kojarzy się z pośpiechem.

„Ślamazary” w tym zawodzie nie mają szans. To co my robimy, to nie jest już tylko księgowość, bo sam zawód księgowego, ze względu na komputeryzację, jest na wymarciu, a w Anglii jest wręcz na liście zawodów ginących. My wykonujemy czynności doradztwa podatkowego, pilnując interesu podatnika. Efektem naszej pracy nie jest jedynie ustalenie kwoty zobowiązania podatkowego, ale przede wszystkim wspieranie przedsiębiorców poprzez dostarczanie wiedzy o kondycji firmy. Oferujemy im analizy finansowe nie tylko na potrzeby instytucji finansujących, ale także do celów zarządczych.

Co sport wniósł do pani firmy?

Świeżość. Jesteśmy nowoczesną firmą, w której pracownicy realizują też swoje hobby. A mają przeróżne, od sportu zaczynając, na literaturze kończąc. Poza tym sportowe zasady od zawsze tu były. Doradztwo podatkowe to gra zespołowa, więc nie ma u nas wewnętrznej rywalizacji. Gramy z klientem w tej samej drużynie, a jeśli obsługujemy go zespołowo, to zwiększa to szanse na wygraną.

Jak pracowała pani 25 lat temu?

Długopisem i ołówkiem w papierowej księdze podatkowej. Potem w komputerze. Zaczęłam jako młoda dziewczyna w dziale księgowości w „Warfamie” w Dobrym Mieście. A trafiłam tam przez przypadek. Przyjechałam z białostocczyzny, skąd pochodzę, w odwiedziny do brata do Dobrego Miasta. Opowiedział mi, jak świetnie grają w szachy w klubie działającym przy dobromiejskiej „Warfamie”. Ja też wcześniej grałam w szachy, jeszcze jako mała dziewczynka, w klubie. Ale nie w klubie sportowym, a w pierwszej na białostocczyźnie wiejskiej klubokawiarni, którą w naszym domu prowadziła moja mama, jako agent „Ruchu”. Ja i moje rodzeństwo snuliśmy się między stolikami i podpatrywaliśmy grających w szachy rolników, wśród których brylował mój ojciec. Czasem ktoś ze mną zagrał, czasem rodzice się nade mną ulitowali i pokazali parę szachowych „myków”. Dobromiejska „Warfama” grała w lidze, ale brakowało im w składzie kobiety i nagminnie tracili przez to punkty. Brat zaproponował im: „to z Baśką zagrajcie”. Jeden z zawodników wziął mnie na próbę do szachownicy i oczywiście „dostał bęcki”. Następnego dnia kapitan sekcji ściągnął mnie do klubu, a kierownik klubu szachowego – główny księgowy w Warfamie – wetknął mnie do… księgowości.

No tak, analityczny umysł.

Zaczęłam się dokształcać i szybko poczułam ten zawód. Ale to były czasy komuny, kiedy w zakładach raczej wynik i efektywność nie liczyły się, więc zwolniłam się stamtąd i zatrudniłam w najmniejszej z możliwych księgowości – w spółdzielni Plastyka zrzeszającej artystów. To tam główny księgowy, zresztą do dzisiaj mój autorytet, pan Karol Dawidziak, pokazał mi nową jakość w zawodzie i inne, zupełnie niekomunistyczne myślenie. Nauczył mnie, że aby praca miała sens, musi być rezultat, a przychodzenie do pracy jeszcze rezultatu nie oznacza. Prawdę tę uzmysławiam dzisiaj swoim pracownikom.

Zasady szachowe przenosi pani na grunt zawodowy?

Jestem doradcą podatkowym, więc od tego, jak sprawna jestem w kojarzeniu przebiegu sprawy podatkowej, zależy często jej rezultat. Szachista musi pewne rzeczy przewidzieć. Doradca podatkowy także. To, że grałam na poziomie ligowym, bardzo mi dzisiaj pomaga w pracy, bo muszę przewidzieć, jaki skutek wywoła mój ruch. A w doradztwie podatkowym nie mogę zrobić żadnego fałszywego ruchu.

Co panią motywuje w pracy?

Zawsze najbardziej bałam się zawieść swoich klientów. A dzisiaj dodatkowo motywuje mnie to, by dać jak najlepsze możliwości rozwoju moim pracownikom. Lider w firmie jest konieczny i często jest nie do zastąpienia. Ale naprawdę dobry lider to ten z powiedzenia: „kto chce rządzić ludźmi, nie powinien ich gnać przed sobą, lecz sprawić, by podążali za nim”. Staram się tak działać, aby moi pracownicy przejmowali moją wizję, funkcje, kompetencje i poprowadzili firmę jak najbardziej samodzielnie. To jest moje marzenie na następne 25 lat.

Co chce pani zobaczyć w młodym człowieku, którym miałby u pani pracować?

Zaciekawienie życiem, oczywiście życiem zawodowym też oraz firmą, do której przychodzi. A ponadto świadomość zawodu, który wybiera i głód sukcesu. I jeszcze jeden szczegół – musi mieć w sobie tyle empatii i życzliwości aby był w stanie pracować w zespole.

I tu wracamy do sportów zespołowych.

Oczywiście, siła tkwi w zespole! Ja nigdy nie byłam pierwszoplanową gwiazdą w stosunku do moich pracowników. Zresztą, co ja bym tu sama w tej firmie znaczyła?

Rozmawiał: Rafał Radzymiński, obraz: Arek Stankiewicz

* Barbara Kułakow założyła w 1992 roku Biuro Rachunkowe Barbara Kułakow, które dzisiaj jest największą firmą doradztwa podatkowego w regionie, obsługując blisko 300 firm.