Jako szef kuchni reprezentuje nie tylko restaurację, ale też smak regionu. Oto kuchnia od kuchni utytułowanego Andrzeja Zielaskiewicza.
O tytułach, światowych i krajowych, które przez lata uzbierał w przeróżnych konkursach kulinarnych, w większości musiałem doczytać w internecie. Sam nie jest skory do pochwalenia się. Ledwie wydusiłem z niego, że z jednego konkursu wrócił wygranym autem. I w ogóle nie wygląda na mistrza kuchni, do jakich przyzwyczaiły nas mnożące się programy kulinarne w telewizji. Z tym całym show. Należy do tych wirtuozów fachu, którzy gadanie zastępują finałem na talerzu. Andrzej Zielaskiewicz od ośmiu lat kształtuje smaki gości olsztyńskiej Karczmy Jana. Sam pochodzi z Mrągowa i mocno zaangażowany jest w pielęgnowanie potraw, które stanowią o sile warmińsko-mazurskiego jadłospisu. – Starannie dobieram surowce, zależy mi na towarze od sprawdzonych lokalnych dostawców. Na chiński czosnek nikt mnie nie nabierze, bo wyczuję go z daleka. I zawsze staram się wykorzystać sezonowość produktów. Dlatego na zimę nie pozostaje mi nic innego, jak przygotować menu opierające się na marynatach, suszonkach i kiszonkach – podkreśla. Lubi poeksperymentować. Z kucharzami z Karczmy Jana robią sobie co jakiś czas burzę mózgów i analizują opinie, które przynoszą z sali kelnerzy. Mają coś z duszy artysty, który opanował instrument i umie teraz zagrać z każdą orkiestrą. Andrzej z kuchni zrobił i zawód, i pasję. Jeździł po Europie na staże do uznanych kulinarnie miejsc. „“ Tam podpatruję mistrzów i wyciągam wiedzę – mówi. Akurat wspomina niemiecką restaurację z dwoma gwizdkami Michelina. – I chętnie tą wiedzą dzielą się? – To obustronna korzyść, bo w zamian – bez kosztów – dostawali mnie, chętnego do pracy.
Tekst: Rafał Radzymiński
Obraz: Joanna Barchetto