Piotr Czułowski
przedsiębiorca (twórca marki Win-Cin), były siatkarz AZS Olsztyn (1978-85), reprezentant Polski juniorów, ksywa: „Czułek”, instagram: odlotowy_czulek
WE WRZEŚNIU 1980 ROKU przebywałem z drużyną na zgrupowaniu w Jugosławii, kiedy to otrzymałem telegram z informacją, że urodził mi się syn. Chciałem koniecznie dowiedzieć się czy jest zdrowy, więc z hotelu Intercontinental w Zagrzebiu zamówiłem rozmowę międzynarodową z rodziną w Olsztynie. Trzy dni czekałem na połączenie. Bez rezultatu. Taka mała refleksja po 40 latach – nosimy w kieszeniach smartfony, które dają nam dostęp do całej wiedzy świata, a my wysyłamy sobie głupie memy…
Z PIOTREM KOCZANEM, nieodżałowanym przyjacielem z drużyny AZS Olsztyn, mieszkaliśmy w pokojach hotelowych na wyjazdach. Ja zawsze woziłem ze sobą grzałkę do wody, bo wiecznie był z tym problem, a Piotrek… drut do radia, bo radia w hotelu rzadko miały anteny. Wieczorem zawsze wyciągaliśmy kanapki z podróży i tak wyglądały nasze pierwsze kolacje. Tak się jeździło na początku lat 80.
WIELKI ROK to rywalizacja polegająca na tym, by zaobserwować w Polsce jak najwięcej gatunków ptaków w ciągu jednego roku. W 2020 roku zgłosiła się do rywalizacji rekordowa liczba około 200 obserwatorów. Ukończyłem na 16. pozycji z zaobserwowanymi 273 gatunkami, co uważam za całkiem niezły wynik, zważywszy na silną konkurencję doświadczonych obserwatorów.
W WYUCZONYM ZAWODZIE geodety pracowałem prawie rok, bo wyliczyłem wówczas, że na Malucha i mieszkanie musiałbym z pensji pracować 120 lat. Ukończyłem więc kurs florystyczny i otworzyłem kwiaciarnię. Potem pracowałem w spółce produkującej chemikalia dla garbarni skór, ale w wyniku rządowych decyzji branża padła, a my razem z nią.
POJECHAŁEM KIEDYŚ NA WIEŚ pod Warszawę, bo dostałem informację, że na jednej posesji pojawiła się sikora lazurowa, ptak, którego ostatnio zaobserwowano w Polsce 16 lat temu. Podjeżdżam pod dom i myślę sobie, że trafiłem chyba na jakiś autohandel. Okazało się, że takich pasjonatów jak ja zjechało aż 77. Wszyscy wypatrywaliśmy w absolutnej ciszy, a na koniec właścicielka domu zrobiła nam niezłe przyjęcie ze swojskimi specjałami.
W LISTOPADZIE wyjechaliśmy z żoną do Helu – pobyt i turystyczny, i obserwacja ptaków. Ledwie dotarliśmy, a tu na naszych portalach huczy od sensacji, że pod Olsztynem pojawiła się sowa jarzębata, którą stwierdza się raz-dwa razy w roku. I dylemat: wracać – nie wracać. „Jedź, bo inaczej będziesz żałował” – zachęciła mnie Ewa. Obróciłem ekspresowym tempem, sfotografowałem, a sowa została w tym miejscu… na całą zimę.
REGULARNIE JESTEŚMY NA NAJWIĘKSZYCH TARGACH winiarskich w Europie – Prowein w Düsseldorffie, gdzie na 26 hektarach hal stoiska ma około pięciu tys. wystawców. Po szeregu rozmów biznesowych, degustacjach (nawet 120 dziennie!), a potem wieczornych spotkaniach w lokalach i restauracjach, następnego dnia cała branża znów wjeżdża tymi wielkim schodami na teren hal – sanktuarium z dziesiątkami tys. butelek wina z całego świata. Ktoś z tłumu rzucił jednego razu: „stairway to heaven”. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Coś w tym jest…
Obraz: archiwum prywatne, © RasulovS, © lsantilli / depositphotos.com