Oto Natalia Bukowiecka i jej historia
Natalia Bukowiecka: Tak naprawdę wszystkie te wydarzenia były bardzo emocjonujące, tylko każde trochę inaczej. Do startowania na pewno jestem przyzwyczajona, bo to moja praca. Oczywiście wiąże się to i z emocjami, i dużym stresem, ale jest czymś, co robię na co dzień.
W przeciwieństwie do brania ślubu!
Dokładnie. Chociaż gale, wręczanie nagród, w ogóle wystąpienia publiczne, to też są dla mnie bardzo wzruszające momenty. W tym roku nie miałam zbyt wiele czasu, żeby przeanalizować starty w sezonie, bo od razu po nim był ślub na Warmii, potem wakacje, podczas których chciałam odpocząć trochę od pracy. A gala to jest moment, w którym przypominają się największe emocje z zawodów.
To był też dla ciebie rok bardzo dużych zmian – łącznie z nazwiskiem. Na międzynarodowych arenach wszyscy znają Natalię Kaczmarek, nie Natalię Bukowiecką. Czy to była trudna decyzja? Mieliście narzeczeńską burzę mózgów?
Konrad zostawił mi wolną rękę.
Zamiast łupnąć pięścią w stół, jakby można pomyśleć o potężnym kulomiocie…
Natalia Bukowiecka: Tak, powiedział, że zrozumie, jeśli nie będę chciała zmieniać nazwiska. Ale dla mnie to było oczywiste. Myślałam o tym jeszcze zanim zaczęłam karierę sportową i nic w tej kwestii się nie zmieniło. Wiem, że moje panieńskie nazwisko jest już znane, ale mam nadzieję, że po pierwsze ludzie kojarzą mnie jako osobę, rozpoznają moją twarz, bo oglądają mnie, a po drugie, że moje przyszłe osiągnięcia pozwolą na to, żeby przypisali do mnie nowe nazwisko. I mam nadzieję, że będą te osiągnięcia!
Jak to jest powiedzieć: jestem druga, trzecia na świecie?
Natalia Bukowiecka (Natalia Kaczmarek): Dla mnie na pewno dziwnie… To znaczy, wiem o tym, że tak jest, bo zdobyłam medal na mistrzostwach świata czy na igrzyskach olimpijskich, ale nie mówię tego sobie codziennie. Bardzo interesuję się sportem, zwłaszcza lekkoatletyką, i kiedy obserwuję jakiegoś utytułowanego sportowca, to mówię z podziwem „o Boże, on ma takie osiągnięcia!”. I dopiero potem sobie uświadamiam, że ja też je mam. (śmiech) Bo w kontekście siebie w ogóle o tym nie myślę. To chyba całkiem normalne? W tym naszym życiu sportowym cały czas stawiamy sobie następne cele, żyjemy od zawodów do zawodów. I czas na przemyślenie wszystkiego jest chyba dopiero po zakończeniu kariery.
Skąd się wzięło to bieganie?
Zawsze lubiłam biegać, ale trenować zaczęłam dosyć późno. Jestem z małej miejscowości, w której nie było trenera, zostałam zauważona dopiero, kiedy poszłam do liceum. Wyróżniałam się na tle innych, nawet tych, którzy trenowali już wcześniej. Więc to bieganie wyszło dość naturalnie.
W jednym z wywiadów opowiadałaś też o trenującej siostrze i pociągających cię w dzieciństwie nagrodach, które ona przywoziła z zawodów, np. kompletach… talerzy.
Taaak, moja starsza siostra biegała, ale bardzo krótko, ze względu na kontuzje i problemy zdrowotne. Podobno miała ogromny talent. Widziałam parę razy, jak startowała w popularnych wtedy zawodach ulicznych, na krótszych dystansach. Bardzo mi się to podobało i chciałam iść w jej ślady. Rodzice też zawsze zachęcali mnie do sportu, może nie profesjonalnego, ale do bycia aktywną, do próbowania. I próbowałam: gry w tenisa, pływania, jazdy konnej.
Jak już jesteśmy przy innych dziedzinach sportu, to przytoczę kilka cytatów: „żeby tak biegać, trzeba mieć w sobie jakiś element masochizmu”, „inny układ nerwowy” oraz „to są psychole” i „aż mi ich czasem szkoda” – tak o biegaczkach na 400 m mówią inni sportowcy. Coś w tym jest?
(śmiech) Tak, myślę, że każdy profesjonalista, który próbował kiedyś dystansu na 400 metrów, wie, że on jest cholernie ciężki. Żeby być dobrym i zaadaptować się do tego zmęczenia, trzeba wykonywać ciężkie treningi. Męczymy się więc tak wiele razy w tygodniu, miesiącu czy roku i jeśli ktoś to obserwuje z boku, to faktycznie może to wyglądać strasznie. Dlatego jak ktoś biega na 400 m, to po prostu musi to lubić, zaakceptować ból i zmęczenie.
To gigantyczny wysiłek, a trwa niecałą minutę, więc praca na te mniej niż 50 sekund jest nieporównywalnie większa. Warto?
Myślę, że generalnie w każdym sporcie tak jest: jeden start w roku, na przykład igrzyska, a przygotowania trwają dużo, dużo więcej niż rok, choć ten ostatni jest kluczowy. U nas w dodatku zmęczenie po biegu trwa znacznie dłużej niż sam bieg. Ale ja lubię się tak zmęczyć. Mam dużą satysfakcję, gdy wykonam ciężki trening.
Natalia Bukowiecka (Natalia Kaczmarek) o tym co jest jej motywacją i motorem napędowym:
Głównie ja sama. Wiadomo, że mam osoby, które mnie wspierają, we mnie wierzą, mamy wspólnie wypracowane metody działania. Ale myślę, że głównym powodem, dla którego wstaję i idę na ten trening, jestem po prostu ja sama i moja chęć poprawiania się. To, że chcę przez całą moją karierę przesuwać swój wynik do przodu. Z taką myślą trenuję. Choć wiadomo, że będzie coraz trudniej.
Natalia Bukowiecka (Natalia Kaczmarek)-daję z siebie wszystko
W biegu na 400 metrów pokazujesz, że dajesz z siebie jeszcze więcej właśnie na ostatnich metrach. Skąd bierzesz na to siłę?
Natalia Bukowiecka (Natalia Kaczmarek): Każdy daje z siebie wszystko, ale czasami widać, że choć bardzo chce, to już nie może. Ja faktycznie trochę lepiej znoszę końcówkę. Zawsze miałam do tego predyspozycje, poza tym mamy z trenerem takie sposoby, żeby to wyćwiczyć na treningach. I na pewno jest to też moja wola walki. Gdy biegnę i jestem blisko kogoś, to raczej nie odpuszczę i pomimo braku sił, za wszelką cenę staram się wyprzedzić.
To załóżmy taką sytuację: ucieka ci autobus. Gonisz go, bo wiesz, że dogonisz… czy raczej wolisz odpuścić, bo nabiegasz się już w pracy?
(śmiech) Raczej nie jeżdżę autobusami, ale – jak każdy sportowiec – lubię wygrywać i przenoszę to z pracy na życie codzienne. Często w takich zwykłych sytuacjach ścigamy się, bo taką już mamy mentalność, że jak coś robimy, to chcemy wygrywać.
Każdego dnia masz narzucony reżim, którego konsekwentnie przestrzegasz?
Natalia Bukowiecka (Natalia Kaczmarek): Zazwyczaj tak, chociaż nie zawsze. Na zgrupowaniu jest łatwiej, bo mieszkamy w jakimś hotelu, w którym ktoś za nas sprząta, gotuje, więc odchodzą nam prozaiczne rzeczy i możemy spokojnie trenować nawet trzy razy dziennie. W domu jest trudniej – coś trzeba załatwić, gdzieś podjechać. Mimo to zawsze staram się wstawać mniej więcej o tej samej godzinie, chodzić rano na rozruchy i zacząć dzień aktywnie. Nie zarywam nocy. Nawet w wolną niedzielę staram się wstać rano, żeby nie zaburzać tego cyklu dobowego.
Jaka jesteś na treningach? Wściekle walczysz z bieżnią czy raczej pokornie wykonujesz polecenia trenera?
Zdecydowanie te założenia rozpisane przez trenera. Zdarza się, że przy tym dużo marudzę, natomiast jest to bardziej sposób na rozładowanie stresu i poradzenie sobie z trudem. Myślę, że to raczej trener musi mnie hamować niż odwrotnie. Wiem, że jestem w stanie wykonać bardzo ciężkie treningi i często bym nie odpuściła, dlatego tutaj jest potrzebna dobra komunikacja z trenerem, żeby nie przesadzić w żadną stronę. A on zna mnie na tyle, że wie kiedy po prostu muszę pogadać, a kiedy naprawdę jest ciężko.
Z Konradem tworzycie związek sportowców, mistrzów. To pomaga, bo pewnych rzeczy nie trzeba już tłumaczyć?
Natalia Bukowiecka (Natalia Kaczmarek): Na pewno sobie kibicujemy i mocno się wspieramy. Po prostu wiemy, co te osiągnięcia znaczą, dlatego też mocniej je przeżywamy. Możemy też razem jeździć na zgrupowania czy zawody. Nie na wszystkie, bo wiadomo, mamy inne konkurencje, ale próbujemy to łączyć. I myślę, że lepiej się rozumiemy, bo sportowe życie jest specyficzne. Sportowcy są specyficzni! W wielu kwestiach są egoistami. I z jednej strony to nie ułatwia życia w związku, a z drugiej, dzięki temu lepiej się rozumiemy.
Natalia Bukowiecka o życiu na Warmii
Ty jesteś dziewczyną z lubuskiego, on chłopakiem z Mazur, ze Szczytna. Obecnie mieszkacie na Warmii, koło Olsztyna. Już na stałe tu zakotwiczycie?
Ja mieszkałam w wielu miejscach w swoim życiu, nie raz się przeprowadzałam, jeździłam na zgrupowania i mało bywałam w domu, dlatego nigdy nie byłam przywiązana do jednego miejsca. Do Olsztyna przeprowadziłam się z Wrocławia. Z dużą łatwością, bo tu jest wszystko, co powinno być. Nie ma wielkiego tłoku, tego nadmiaru rzeczy… Fajnie jest od tego odpocząć, w spokoju i blisko natury.
Stąd mieszkanie w Omega Lake, nad jeziorem Ukiel?
Kupiliśmy je inwestycyjnie, bo jest atrakcyjnie położone i wierzymy, że Olsztyn będzie się bardzo rozwijał. Już teraz widzimy, jaki postęp zrobił przez ostatnie lata. Jest nam tu dobrze, ale gdzie nas życie poniesie, ciężko powiedzieć. Marzy mi się, żeby zamieszkać kiedyś w domu nad jeziorem.
Przy tym specyficznym trybie życia jaki mają sportowcy, ile dni w roku spędzacie poza domem?
Myślę, że z 250.
Czyli właściwie czas w domu to takie wakacje… od walizek.
Tak, dlatego często myślimy trochę inaczej niż wielu ludzi. Kiedy rozmawiamy z kimś spoza świata sportu i mówimy, że jedziemy tu, tu i tu, to wszyscy mówią „ale super!”. „Zazdraszczają”. A ja zazdroszczę, że oni mogą trochę posiedzieć w domu. To tak jest, że dobrze tam, gdzie nas nie ma. My jesteśmy cały czas na walizkach i marzy nam się czasem, żeby po prostu usiąść i chociaż dwa tygodnie nigdzie się nie ruszać. Bo to się zdarza naprawdę bardzo rzadko.
Natalia Bukowiecka (Natalia Kaczmarek) o mieszkaniu na Warmii:
Tu mieszkamy blisko lasu i jeziora, więc mogę sobie wyjść na spacer, pobyć w ciszy, w naturze. Mnie to bardzo uspokaja i pomaga odpoczywać. Olsztyn ujął mnie tym od początku. Tym, że jest tu dużo do robienia, ale przede wszystkim jest bardzo ładnie. Uważam, że to jest nadal bardzo niedocenione miejsce – nie jest tak popularne turystycznie jak mogłoby być.
Co robisz przed startem, żeby pozbyć się presji, móc swobodnie myśleć, bardziej zadaniowo? Wyciszasz media społecznościowe, które są dość mocno przebodźcowujące?
Tak, na samych imprezach staram się prawie w ogóle nie używać mediów społecznościowych. Wiadomo, że czasem w nie wejdę, bo np. sprawdzam informacje o innych startach. Na igrzyskach bardzo dużo się działo, grafik był napięty, bo dużo Polaków startowało, a ja się tym interesuję. Ale na wiadomości do mnie raczej nie odpisywałam. Jak ktoś zagadywał o start, to raczej to ignorowałam. Może to było trochę niemiłe, ale w tym czasie trzeba skupić się na sobie, na swoich odczuciach.
A jak z wywiadami?
Na zawodach po każdym etapie (eliminacje, półfinał i finał) idziemy przez tzw. mix-zonę, w której są dziennikarze czekający na odpowiedzi. Staram się, żeby one były krótkie i zdawkowe, żeby naprawdę skupić się na sobie i móc odpocząć.
Być kobietą w sporcie
W przestrzeni publicznej, medialnej mówi się coraz więcej o sporcie również w kontekście kobiecości. Sportsmenki poruszają takie tematy jak menstruacja czy macierzyństwo. Myślisz, że sport dla kobiet wiąże się z większymi wyzwaniami, niż w przypadku mężczyzn?
Natalia Bukowiecka (Natalia Kaczmarek): Na pewno innymi wyzwaniami. Nie wiem czy większymi, bo ciężko mi się wypowiadać ze strony męskiej. Ale tak, nasze kobiece cykle mają duży wpływ na treningi i na zawody. Ja akurat nie mam tego problemu. Owszem, czuję się słabiej, ale nie przeszkadza mi to w treningu czy w startach. Natomiast nie wszystkie zawodniczki mają to szczęście, a jeśli w dodatku cykl trafi się akurat podczas startu, do którego przygotowujemy się cały rok… No to jest przykro, bo ciężko coś z tym zrobić. Każda z nas musi znaleźć sposób na siebie. U niektórych sportsmenek działają np. tabletki na przesunięcie menstruacji. Ale czy są one zdrowe? Mężczyźni takich problemów nie mają.
Jeśli chodzi o macierzyństwo, to wiadomo, wiele z nas chciałoby być mamami, ale też mieć długą karierę. I oczywiście można wrócić do sportu po urodzeniu dziecka, ale to jest trudne. Ja na trenowanie poświęcam cały mój czas. Bo oprócz treningów potrzebny jest też moment na regenerację. A z dzieckiem jest dużo ciężej. Z kolei jeśli chcemy urodzić po karierze, to ona w określonym momencie musi się skończyć, bo później nasz organizm może już nam nie pozwolić na zajście w ciążę. Dlatego faktycznie kobiety w sporcie mają więcej powodów do główkowania, zastanawiania się nad swoimi priorytetami. Pod tym względem jest jednak trudniej, niż w męskim sporcie.
Czy wasze przyszłe potencjalne dzieci są skazane na bycie lekkoatletami? A może wręcz przeciwnie, bo to życie w ciągłej tułaczce, z bólem i stresem?
Tu mamy nieco odmienne zdanie. Konrad często mówi, że chciałby, żeby jego dziecko uprawiało sport, ale może trochę inny niż lekkoatletyka, bo jest bardzo ciężka, a nie zawsze profity z niej są tak duże jak w innych sportach. W piłce nożnej, tenisie czy koszykówce po prostu zarabia się więcej. I nie mówię, że to są lekkie sporty, ale można wyciągnąć więcej. Jednak ja uważam, że lekkoatletyka jest bardzo fajna pod względem społeczności – bo jest dużo ludzi i konkurencji. Ma to swój klimat. Myślę, że jeśli będziemy mieli dzieci, to pozwolimy im robić to co będą chciały.
Ale z takim bagażem genów i doświadczeń od rodziców powinniśmy się szykować na kolejne rekordy!
(śmiech)
Jak ukształtował cię cały ten sport?
Natalia Bukowiecka (Natalia Kaczmarek): Pewnie odpowiedź znajdę w przyszłości, bo w tym momencie nie robię nic poza sportem i nie wiem, co będę później robić. Ale na pewno ukształtował mnie on w tych młodych latach. Dlatego uważam, że aktywność w wieku szkolnym jest bardzo potrzebna. Jest nie tylko fajnym sposobem na rozwój, ale też uczy dobrego gospodarowania czasem – a jest go mało – i wytrwałości. Bo jednak chodzi się na te treningi czy pada deszcz, czy jest zimno. Nie odpuszcza się. Poza tym dzięki temu, że trenuję, jeżdżę na zgrupowania i zawody, poznałam inspirujących ludzi, no i zobaczyłam wiele ciekawych miejsc.
Powoli dobiegamy do finiszu, więc zapytam: jak ty się czujesz po przekroczeniu mety? Gdy wiesz, że jest już po wszystkim.
To na pewno zależy od tego, o jaką stawkę był bieg, no i czy był udany. Jeśli udany, czuję i radość, i ulgę. Tak było na igrzyskach w Paryżu, gdy wiedziałam, że ta cała ciężka praca, którą wykonałam, po prostu zaprocentowała. Jednocześnie jest też tak duże zmęczenie, że czasem ciężko zastanowić się nad tym, co się dzieje wokół, więc potrzebuję paru chwil, żeby dojść do siebie.
Możemy jeszcze zajrzeć nieco za kulisy? Zawsze ciekawi mnie taka sprawa: po ogromnym wysiłku udzielacie wywiadów i… macie perfekcyjny makijaż! Ja tak dobrze nie wyglądam po bieganiu, a mam zdecydowanie wolniejsze tempo. Malujecie się same? Pracuje nad tym sztab makijażystów?
To jest mega indywidualne, bo nie każda dziewczyna maluje się na starty. Ja maluję się, bo tak czuję się dobrze. Na zawodach są fotografowie, wywiady… Ale faktycznie taki makijaż nie jest łatwy, bo pocimy się sporo i też warunki atmosferyczne są różne. Jednak przez tyle lat trenowania znalazłam takie kosmetyki i sposoby, które sprawiają, że ten makijaż się trzyma. Zazwyczaj maluję się tak samo, żeby to mi nie przeszkadzało, było wygodne, ale żeby też dobrze wyglądało. Wtedy naprawdę dużo lepiej czuję się na bieżni.
Pewnie już przywykłaś do codziennej sportowej stylówki. Masz w sobie jeszcze potrzebę wskoczenia w szpilki i kieckę?
Zdecydowanie tak! Uwielbiam okazje, na które mogę się wystroić. Robię to rzadko, na co dzień raczej wybieram wygodne, sportowe ubrania, dlatego czasem potrzebna mi jest odmiana i bardzo to lubię!
O pięknych, młodych sportsmenkach chętnie piszą różne „pudelki”. Śledzicie takie newsy?
Ja śledzę newsy typowo sportowe. Uważam, że każdy zasługuje na odrobinę prywatności i nie jestem fanką zaglądania ludziom w ich życie osobiste.
A co robi Natalia Bukowiecka, kiedy zatrzymuje się i… nie biega?
Staram się wyciszać, bo na co dzień mam sporo tych bodźców – i na treningach, i poza, co jest związane z mediami. Dlatego dużo czytam, układam puzzle, rozwiązuję krzyżówki… I bardzo często chodzę na spacery! Uwielbiam chodzić z moim pieskiem gdzieś do lasu czy nad jezioro, gdzie mogę spokojnie pomyśleć.
Ale gdy mówisz, zdecydowanie nie zwalniasz! Po obejrzeniu kilku wywiadów z tobą, tak właśnie obstawiałam, że to będzie dość dynamiczna rozmowa.
Cały czas staram się mówić coraz wolniej i wydaje mi się, że już tak mówię, ale kiedy później siebie słucham, to wiem, że mówię jednak szybko. Chociaż kiedyś mówiłam jeszcze szybciej, więc to, że wydaje mi się, że mówię wolniej, już trochę mnie spowalnia. (śmiech)
_____________________________________
- Rozmawiała: Katarzyna Sosnowska-Rama
- Obraz: Kama Staniszewska, makijaż: Gosia Niemczak