Jeśli ktoś miał okazję być u niej w ciągu 20 lat istnienia gabinetu dentystycznego choć na jednej wizycie, to musi też poznać jego szaloną historię. Lidzbark Warmiński, gabinet Eurodent doktor Grażyny Powideł. Tym razem bez znieczulenia. 

Lekarzem chciała być od kiedy pamięta. A w liceum wiedziała to już na pewno. Zamiast lekarzem najpierw została jednak żoną i mamą.

Grażyna Powideł – przykład determinacji i przekonania o słuszności spełniania marzeń. Lekarzem została dopiero mając 40 lat.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Ale ze stomatologią od początku było jej po drodze. Najpierw skończyła w Gdańsku higienę stomatologiczną, techniki dentystyczne, uzyskała I stopień specjalizacji, a potem wróciła do rodzinnego Lidzbarka Warmińskiego. Tutaj jednak nikt nie witał jej z otwartymi ramionami. Ani przychodnie, ani gabinety nie potrzebowały techników. – Miałam zapał do pracy i pełną głowę pomysłów. Marzyłam, by zajmować się precyzyjnymi pracami protetycznymi, ale w Lidzbarku nikt nie robił ani odlewanych mostów licowanych porcelaną, ani koron! Byłam załamana, zastanawiałam się dla kogo ja tu będę pracować? No i z kim? – wspomina.

Nie chcąc więc pracować byle jak i byle gdzie, wpadła na pomysł założenia własnej działalności. Dzisiaj z mężem świętują 20-lecie tamtej decyzji.

Na strychu u teściów młodzi Powidłowie otworzyli pierwszą pracownię techniki dentystycznej, powoli przekonując do siebie miejscowych lekarzy. – Nie mieliśmy nawet gdzie mieszkać, bo wszystko zainwestowaliśmy w pracę. Ludzie wokół nas, pukając się w głowy, pytali: „co wy robicie?” – Grażyna Powideł przytacza słowa „otuchy”.

Do końca życia będą pamiętać swoją pierwszą wyprawę po sprzęt do pracy.

Pojechali na targi medyczne do Łodzi. Maluchem, który bardzo wyróżniał się wśród samochodów lekarzy. Zaparkowali przed głównym wejściem hali targowej, bo tylko tam znaleźli miejsce. Kiedy wyszli obładowani kartonami, nie dość, że maluch stał na kapciu, to okazało się jeszcze, że w kartonach mieli sporo rzeczy zupełnie nieprzydatnych. – Zanim kupiłam ten sprzęt, spotkałam się ze swoim asystentem z Gdańska, który wskazał, co warto mieć w pracowni. Nie mieliśmy o tym pojęcia, więc kupiliśmy wszystko, o czym mówił – szczerze wyznaje.

Na przykład takie „skarby” jak grube woskowe kanały do odlewnictwa, których używa się stosunkowo rzadko.

– Nadal je mamy – zaskakuje lekarka. – Szpule z kanałami do tej pory leżą w kartonie.

Gabinet Dentystyczny Grażyna Powideł otworzyła sześć lat temu, tuż po ukończeniu studiów stomatologicznych. Dziś mówi otwarcie: „mogę w nim siedzieć od rana do wieczora!”. I opowiada o swoim mężu, techniku dentystycznym. Ten, choć niechętnie pozuje do zdjęć, jest kluczową postacią opowieści.

Przyznaje, że bez niego nic by się nie udało, a dzięki jego wsparciu, mogła zrealizować marzenia o studiach i spełniać się zawodowo. – I nadal bardzo mnie wspiera. Kiedy długo jestem w pracy, potrafi przynieść mi obiad, pytając zarazem: „czy ty kiedyś sobie odpuścisz?”. A ja wzruszam ramionami, bo naprawdę nie wiem.

W ślady rodziców poszedł też syn, obecnie student stomatologii na Uniwersytecie Lwowskim.

– Przy okazji ostatniego pobytu w domu przepytał mnie z anestezji, środków znieczulających i technik podawania. Dociekał też jakich używam wytrawiaczy, a jakich bondów podczas zakładania wypełnień – wylicza ze śmiechem. – Mam nadzieję, że to, co udało nam się wspólnie dotychczas stworzyć, po nas przejmie i rozwinie, choć sam mówi: „mamo, tak wysoko postawiłaś poprzeczkę, czy ja ją w ogóle przeskoczę?”.

Ale trudno wyobrazić sobie energiczną panią doktor siedzącą bezczynnie. Tryska pomysłami i pisze kolejne projekty unijne. To dzięki nim udało jej się, jeszcze w czasie studiów, pozyskać środki na wyposażenie gabinetu w najlepszy sprzęt. Teraz w planach ma rozszerzenie działalności na inne miejscowości, utworzenie Gabinetu Medycyny Estetycznej, a nawet wybudowanie centrum medycznego z pokojami noclegowymi. To ukłon w stronę pacjentów z zagranicy, którzy odwiedzają jej gabinet z prostego powodu: znakomitej jakości i dobrej ceny.

– Bo ja zawsze mam plan na pięć lat do przodu. I to nie jest tak, że jak coś zrealizuję, to powiem sobie stop – stanowczo podkreśla.

Tekst: Hanna Łozowska, obraz: Arek Stankiewicz