Gdyby nie ich dizajnerska siedziba otwarta niedawno przy olsztyńskim skupisku firm nowych technologii, pewnie wciąż nie mielibyśmy świadomości, że w Olsztynie rozkwitła na międzynarodową skalę marka specjalizująca się w sprzedaży dodatków funkcjonalnych do żywności i pasz. O stylu zarządzania, sportowej rywalizacji w biznesie i pomyśle skopiowania olsztyńskiego jeziora w Chinach rozmawiamy z Łukaszem Kujawą, twórcą i prezesem marki Falken Trade.

(na biurku w gabinecie stoją zdjęcia z wręczenia nagród Gazele Biznesu oraz Diamenty Forbesa) 

MADE IN: Ciężko przyszły?

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Łukasz Kujawa: Budowanie biznesu i ugruntowanej w nim pozycji, to nie jest łatwy spacer w kierunku celu jaki sobie obraliśmy. Za same dobre chęci nikt tu nie daje nagród. To harówka nierzadko 24 godziny na dobę. Trzeba podejmować wyzwania, ryzyko oraz trudne decyzje, a zarazem brać na barki odpowiedzialność za firmę i ludzi. 

Łatwo prowadzi się międzynarodowy biznes z Warmii i Mazur?

Nie mamy prawa narzekać. Inaczej nie uroślibyśmy do takiej skali. Dużym ułatwieniem w rozwoju naszego biznesu jest Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, który jest dla nas dobrym zapleczem. W zasadzie połowę kadry w naszej firmie stanowią ludzie wywodzący się z olsztyńskiej uczelni.

Są i drobne mankamenty wynikające z naszego położenia, na przykład dostęp do pracowników ze znajomością niszowych języków. Jeśli chcielibyśmy rekrutować specjalistów ze znajomością szwedzkiego, holenderskiego czy choćby węgierskiego to mamy tu ograniczone możliwości.

Jakimi językami włada wasza kadra?

Angielskim, niemieckim, rosyjskim, rumuńskim, włoskim, francuskim…

A potrzebujemy w tym momencie osoby np. ze znajomością chińskiego.

Dla firmy z taką pozycją na rynku chyba nie jest problemem ściągnięcie specjalistów choćby z Warszawy.

Często tak jest, że pozyskujemy do pracy osoby, które stąd pochodzą, a wyjechały wcześniej do dużych aglomeracji w poszukiwaniu zatrudnienia. Ich łatwiej jest skłonić do powrotu, bo wiedzą, że nasz region to najlepsze miejsce do życia. A jak ktoś spróbował tutejszego klimatu, to wie jakie ma walory i chętnie tu wraca. Tym sposobem zachęciliśmy do powrotu kilka osób z Niemiec i Anglii. To ludzie, którzy pojechali tam za pracą, ale w głębi serca czekali tylko na sposobność, by tu wrócić.

Idąc holem głównym widziałem pracujących tu w zasadzie samych młodych ludzi.

Tak, średnia wieku w naszej załodze to 30–35 lat. To młodzi, pełni determinacji i rządni sukcesu ludzie. Ich ciekawość świata jest siłą naszej firmy.

Masz dar do dobierania ludzi?

Pytasz czy facet może mieć intuicję? Jeśli spojrzeć na zespół, który udało się zbudować i co ten zespół stworzył, to wydaje mi się, że śmiało mogę powiedzieć: tak, wyczucie do ludzi mam. Potwierdza to również fakt, że mamy bardzo małą rotację kadr. Odkąd zacząłem budować firmę w Olsztynie w 2009 roku i przyjmować ludzi, to w zasadzie większość osób wciąż u nas pracuje. Współpraca jest więc długotrwała i na takiej najbardziej mi zależy. To chyba świadczy o tym, że ta intuicja w dobieraniu dobrych osób na właściwe miejsca i poukładaniu ich ról w zespole jednak jest. Bo należy też pamiętać, że dobra osoba, ale w nieodpowiedniej roli, nie będzie przynosiła oczekiwanego efektu.

Jaki jest twój styl prowadzenia firmy?

Trenowałem wcześniej amatorsko siatkówkę. Grałem w drużynie AZS Olsztyn, reprezentowałem uczelnię SGH, a później kluby w Ingolstadt i ASV w Berlinie. Dzisiaj wiele biznesowych spraw rozgrywam jak kiedyś w sporcie. Bo rozumiem, że biznes to gra zespołowa. Traktuję więc mój zespół jak drużynę. Fajnie mieć indywidualności, które wyróżniają się na tle innych. Nie oni jednak świadczą o sukcesie drużyny. Tylko zgrany i dobrze funkcjonujący zespół gwarantuje sukces.

Dla mnie najważniejsze są relacje między ludźmi w zespole, który dobrze funkcjonuje jako całość. Staramy się tak dobierać ludzi, by pasowali do wizji firmy, jej wartości i filozofii. Kluczem jest partnerskie podejście i poszanowanie takich wartości jak uczciwość, szacunek, szczerość, komunikatywność i otwartość.

Jak trafiłeś do branży spożywczej?

Trochę z przypadku. Studiowałem finanse i bankowość na warszawskiej SGH i na piątym roku wyjechałem w ramach Erasmusa na studia do Niemiec. Z kolegą z Niemiec założyliśmy firmę, która miała sprowadzać z Polski produkty spożywcze na rynek niemiecki. Na pierwszą siedzibę firmy wybraliśmy miasto Falkensee pod Berlinem. Stąd też wzięła się nazwa naszej firmy – Falken Trade. Szukając dodatkowych możliwości rozwoju naszego biznesu trafiliśmy na dodatki do żywności, które sprowadza się z Azji. Mając siatkę potencjalnych klientów rozpoczęliśmy import surowców do portu w Hamburgu. Tak to się zaczęło.

Co było potem?

Zawsze chciałem wrócić do Polski. W 2007 wspólnik odszedł do korporacji, a ja w 2009 roku zdecydowałem się przenieść firmę do Olsztyna. Pochodzę stąd i zawsze tu chciałem robić biznes. Pozostając jednak nadal wiernym genezie naszej firmy, do dziś posiadamy w Niemczech podległą spółkę będącą ważną częścią firmy.

Absolwenci SGH noszący w sobie gen przedsiębiorcy zwykle chcą powalczyć w Warszawie, a nie wracać do swoich rodzinnych miast.

Zawsze chciałem pracować w międzynarodowym biznesie i jednocześnie mieszkać w Olsztynie. To połączenie jakoś mi się na początku jednak nie spinało, gdyż możliwości są tu, jak zauważyłeś, ograniczone. Uznałem więc, że taki międzynarodowy biznes muszę w Olsztynie stworzyć. Wbrew pozorom Olsztyn daje dużo atrakcyjnych możliwości. Kiedy przeniosłem firmę do Olsztyna z Niemiec, to właśnie tu od razu zaczęła się ona intensywnie rozwijać.

Doradza ci ktoś?

Ten biznes tworzyłem od zera. Każdy dzień uczył mnie czegoś nowego, bo wchodząc na inną skalę działania, potrzebujesz też innej wiedzy i innych kompetencji. Dużo uczyłem się na swoich błędach, ale i dużo wiedzy czerpałem od taty, który zarządza firmą Tymbark w Olsztynku. Wzorowałem się na sposobie budowania przez nich pozycji lidera.

Poza tym pewne wartości wynosi się z domu, a ja byłem wychowywany w duchu przedsiębiorczości. Zawsze interesowała mnie ekonomia. Rodzice dobrze mną pokierowali. Pamiętam, że traktowali mnie jak partnera. Podejmując ważne decyzje, zawsze brali pod uwagę moje zdanie. Dużo im zawdzięczam. 

A dzisiaj? Jako firma stale korzystamy ze szkoleniowców od handlu, negocjacji i zarządzania. Widzę jak dużo nam to daje.

Jak zbudowaliście siatkę dostawców?

Tych kluczowych mamy kilkudziesięciu. Uważam, że najlepsze kontakty to te zbudowane na relacjach osobistych. Największym przetarciem szlaków był dla mnie pierwszy wyjazd do Chin w 2004 roku, tuż po założeniu firmy w Niemczech. Miałem wtedy 23 lata. Umówiłem serię spotkań, zaangażowałem tłumacza i jeździłem od producenta do producenta z obawą czy wyjazd się zwróci. Wróciłem zadowolony, bo udało mi się wynegocjować dobre ceny i kupić dwa kontenery towaru. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, to był malutki biznes, ale dla mnie wtedy był krokiem milowym w kierunku przyszłości. 

Współpracujecie z kontrahentami zagranicznymi. Przyjeżdżają do Olsztyna, by poznali miejsce w którym tworzą biznes ich partnerzy?

Do nas przyjeżdżają dostawcy, głównie z Azji: Chin, Indii, Indonezji, Wietnamu. Więc gdy uda nam się ich zaprosić do Olsztyna, bo często ze względu na ich napięty czas odbywamy szybkie spotkania w Warszawie, to zapraszamy ich nad jezioro Krzywe. Zazwyczaj jest efekt „wow!”, zwłaszcza jeśli to okres letni.

Pamiętam jak kiedyś przyjechała do nas delegacja z Chin. Przy pięknej pogodzie pływaliśmy motorówkami po jeziorze Ukiel, potem zjedliśmy obiad nad brzegiem. Byli pod wielkim wrażeniem. Wśród nich był wysoko postawiony burmistrz jednego z chińskich miast. W pewnym momencie zapytał mnie, kto projektował to piękne jezioro, kiedy ten las wokół został posadzony i czy nie przysłalibyśmy mu planów zagospodarowania, bo oni chętnie zbudowaliby sobie takie jezioro z lasem u siebie. Wytłumaczyłem mu, że to wszystko co nas tu otacza, jest naturalne.

Goście wyjeżdżają od nas zadowoleni. Fotografują las, drzewa, jezioro, błękit nieba. Największe wrażenie, szczególnie na Azjatach, robi właśnie natura. Dla nich jest tu jeden wielki park narodowy. A dla nas to krajobraz powszedni. Tak po prostu żyjemy, często tego nie doceniając.

Jak daleko sięgasz z wizją swojej firmy?

Potencjał rynku jest duży, ale patrząc na koncerny europejskie, to wciąż jesteśmy małym graczem, więc mamy kogo gonić. Ale w centralnej Europie chcemy zostać liderem. To jest cel bardzo realny.

A dzisiaj gdzie jesteście?

W kraju, jeśli chodzi o udział w rynku i obroty, z pewnością jesteśmy na podium.

Działamy na rynku osiem lat, mamy potencjał, bo tworzymy zespół młodych, dynamicznych ludzi. Każdy z nich chce się rozwijać, podejmować wyzwania, sięgnąć po więcej, bo ma ambicje. Ja też mam dużo energii. Chcę rozwijać firmę i nie mam zamiaru wycofywać się z linii ataku. 

Znowu sport. Jako firma wspieracie z kolei bieganie. To element strategii wizerunkowej?

W firmie dużo osób zaczęło biegać. Mnie też namówili. Bieganie jest uniwersalne i proste, a zarazem daje tyle korzystnych aspektów i uwalnia pozytywną energię. Dlatego wspieramy tę dyscyplinę i się z nią utożsamiamy. Organizowana przez nas we wrześniu impreza okazała się dużym sukcesem na olsztyńskiej mapie biegowej.

Ale wasza nowa siedziba, do której – jak widzę – dopiero co się wprowadziliście, jest pewnie elementem wizerunkowym.

O efektach wizerunkowych porozmawiamy za rok. Ale w naszym przypadku to na pewno dowód na to, że firma się rozwija. Siedziba będąca jej wizytówką jest ważna, pod warunkiem, że ma wystarczająco kapitału. Jak ktoś zaczyna biznes, to nie radzę od inwestowania w piękną siedzibę, bo ten kapitał tylko się przejada. 

My zaczynaliśmy w mieszkaniu, które zmieściłoby się w moim obecnym gabinecie. Miało niecałe 50 metrów kwadratowych. Na początku pracowaliśmy tam w trzy osoby, po trzech latach w siedem. Nie mieliśmy szyldu, chodziliśmy w kapciach i przyrządzaliśmy sobie kiełbaski w piekarniku. W pierwszej fazie każdą złotówkę przeznaczaliśmy na rozwój biznesu, ale w 2013 roku, kiedy zwyczajnie zrobiło się za ciasno, przenieśliśmy się do nowego, przeszło 200-metrowego lokum w biurowcu Polmozbytu. Pracowaliśmy tam do połowy 2018 roku.

W nowej siedzibie z okien widzicie Olsztyński Park Naukowo-Technologiczny. To chyba nie przypadek?

Zdecydowanie. Mieliśmy siedzibę nieopodal i na skróty chodziliśmy tędy na obiady do mieszczącej się w OPNT stołówki. Któregoś dnia zainteresowaliśmy się działką naprzeciwko. Jak się później okazało, była na sprzedaż. Kupiliśmy ją w 2016 roku, a w następnym zaczęliśmy budowę nowoczesnego, wyposażonego w innowacyjne technologie biurowca. Tydzień temu wprowadziliśmy się, rozpoczynając nowy etap w rozwoju Falken Trade (rozmawiamy 17 września – red.). To miejsce nie zostało wybrane przypadkowo. Okolice Olsztyńskiego Parku Naukowo-Technologicznego stają się przestrzenią, która skupia młode, dynamicznie rozwijające się firmy. Tu rodzą się technologie i perspektywy, które przyczyniają się do rozwoju polskiej przedsiębiorczości. Jesteśmy częścią tego organizmu, w którym przenikające się idee dają energię do ciągłego rozwoju.

Rozmawiał: Rafał Radzymiński

Obraz: Agnieszka Blonka, Maciej Janicki, fb/latająca kamera/olsztyn (dron)

Falken Trade Polska Sp. z o.o. Sp.K 

Olsztyn, ul. Rejewskiego 5

tel. 89 514 03 00 

www.falken-trade.com