HISTORIA MODY JEST JAK HISTORIA ŚWIATA – ZATACZA KOŁO I CZERPIE Z DOROBKU POPRZEDNICH POKOLEŃ. NIE TYLKO NASTROJÓW SPOŁECZNYCH I WYDARZEŃ POLITYCZNYCH, ALE TEŻ MUZYKI, SZTUKI, TEATRU. A PRZEDE WSZYSTKIM EMOCJI JEJ TWÓRCÓW. O SWOICH INSPIRACJACH I POSZUKIWANIACH MÓWIĄ LUDZIE Z WARMII I MAZUR ZWIĄZANI Z MODOWĄ BRANŻĄ.

MUZYKA W IGLE / MAGDA KIEJNO

MadeIn_Nr022_web_191

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Swój debiut w świecie mody zaliczyła w podstawówce. Ostrzygła młodszą siostrę i ręcznie uszyła jej strój królewny na przedszkolny bal. Szwy co prawda puściły, ale szybko nadrobiła braki, eksperymentując ukradkiem na domowej maszynie do szycia. Przerabiała, obcinała, farbowała. Nie odpuszczała nawet chińskim tenisówkom. Po obcięciu podeszwy przyszywała własną cholewkę i ozdabiała ją farbkami. O jej kreację, biżuterię i torby z odzyskanych materiałów, zabiegały koleżanki ze szkoły.
– Najpierw siadałam za maszyną do szycia pod nieobecność mamy. To był najważniejszy sprzęt w domu, więc nieraz dostało mi się za to, że ją rozregulowałam – wspomina Magda, projektantka i stylistka, właścicielka marki „Kiejno”. – Do dzisiaj mam starego „Singera”, którego dostałam w spadku po babci. Zjeździł ze mną pół świata.
Po szkole wyjechała do Warszawy. Na jednej z imprez klubowych, na której pojawiła się we własnoręcznie uszytej limonkowej sukience, podeszła do niej Katarzyna Mochacka, stylistka pisma „Twój Styl”. Nie mogła uwierzyć, że to dzieło domowej roboty. Tak Magda zaistniała medialnie. Jej projekty trafiły do „Elle”, „Pani”, „Boutique”, a nawet „Playboya”.
– W 2005 roku na ulicy w Londynie znalazłam metalową wpinkę do klapy z brytyjskim myśliwcem „Spitfire”, zrobioną z okazji 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej – wspomina. – Tak potocznie mówi się tam na inspirujące, wygadane, temperamentne kobiety. Stwierdziłam, że „Spitfire Woman” odpowiednio podkreśli moją osobowość i twórczość w logo firmy z przerobionym graficznie myśliwcem.

MadeIn_Nr022_web_193edyn 1
Pracowała m.in. w branży informatycznej, szyła po godzinach. Ubrania i torebki trafiły do pierwszego w Polsce sklepu z metkami polskich projektantów, m.in. Zienia, Paprockiego i Brzozowskiego – w Warszawie przy ul. Chmielnej.
– Kiedyś moją torebkę wybrała niewidoma klientka – wspomina. – Przekonała ją miękkość ekskluzywnego jedwabiu wyhaftowanego koralowcami. Podstawą w projektowaniu jest dla mnie jakość materiałów. To, jakie są w dotyku, jak zostały wyprodukowane. Jeśli wybieramy prawdziwe rzemiosło, zawsze zyskujemy podwójnie. I nie chodzi tylko o długowieczność takich wyrobów. Podczas sesji zdjęciowych, połysku jedwabiu czy faktury kaszmiru nie zastąpi żaden sztuczny materiał.
Źródło wysokojakościowych materiałów odkryła w Argen­tynie, gdzie mieszkała ponad dwa lata. Całe dnie spędzała w odzieżowych, obuwniczych i kaletniczych rodzinnych manufakturach w Buenos Aires. Do dzisiaj sprowadza stamtąd skóry cielęce, kozie, materiały i dodatki. Tam również zaistniała jako stylistka podczas sesji zdjęciowych. Po powrocie do Polski ubierała gwiazdy, m.in. podczas pokazów charytatywnych Fundacji Anny Dymnej.
– Urodziłam się z igłą w ręku, inspiracje przychodzą do mnie z wielu źródeł, ale najwięcej z muzyki, która towarzyszy mi dosłownie wszędzie – tłumaczy.
Jej eklektyczne projekty, łączące epoki i style, często noszą nazwę konkretnych utworów. Przy „Wild Is The Wind” Davida Bowiego powstała bransoletka z kolorowych kawałków skóry, przy „Death or Glory” zespołu Iron Maiden jedwabna sakiewka, a „It’s My Aeroplane” Red Hot Chili Peppers, to torba miejska z charakterystycznym logo marki.
Po podróżach po świecie Magda wróciła do Olsztyna, gdzie zaczęła się jej pasja. Tu stworzyła swój warsztat na który trafiają tkaniny, skóry i dodatki z różnych stron świata. Razem z wizażystką Aleksandrą Arabasz i fotografem Marcinem Zalechem, tworzy sesje zdjęciowe inspirowane m.in. światem baśni.
– Klienci znajdują mnie przez internet, lotnisko mamy pod nosem, w ciągu kilku godzin można znaleźć się w Londynie czy Mediolanie – przyznaje. – Nie marzy mi się masowa produkcja, ale mam satysfakcję, kiedy moje logo noszą nieprzeciętne osobowości show biznesu ale głównie znajomi i przyjaciele. Myślę, że ubrania gromadzą energię ich twórcy. Moje tworzone są z pasją i radością, a nie w warunkach urągających ludzkiej godności, jak w przypadku ubrań z sieciówek. Marka „Kiejno” to zlepek fascynacji sztuką, muzyką, filmem różnych czasów i przestrzeni.
www.kiejno.com

MadeIn_Nr022_web_206Arabasz - Queen of Hearts 1

obraz: Marcin Zalech, modelka: Żaneta Dąbkowska, makijaż: Aleksandra Arabasz, fryzura: Małgorzata Pawulska

SZYJĘ EMOCJAMI / WOJCIECH WYZA

MadeIn_Nr022_web_209

Kiedy w gimnazjum schudł 30 kilo i zamieścił na facebooku swoje zdjęcie, posypały się „lajki”. Ktoś skomentował, że z taką prezencją mógłby zgłosić się do agencji modeli. I tak też zrobił. Mimo że w wieku 16 lat świetnie sprawdzał się na wybiegach, bardziej od pozowania interesowało go zaplecze mody. Jak powstają kolekcje, z jakich materiałów i jak wywołać spektakularny efekt. Podstawy fachu znał, bo szyć uczyła go w dzieciństwie mama. Pierwszą marynarkę uszył pluszowemu misiowi, a potem poszło lawinowo. Ubierał siebie i eksperymentował z kreacjami dla przyjaciół. W 2011 roku, podczas sesji fotograficznej do książki, ,Demonica” Andrzeja Kiliszewskiego, otrzymał propozycję stworzenia kolekcji inspirowanej tą mroczną lekturą. Swoje dzieła, pod hasłem „Black and white”, zaprezentował rok później w Warszawie, podczas premiery książki.

MadeIn_Nr022_web_159
– Szycie zawsze sprawiało mi przyjemność, a potem dodatkowo stało się sposobem na wyrażenie emocji – mówi pochodzący z Olsztyna Wojtek. – Tak jak w każdej sztuce, tworzysz na maszynie, co ci w duszy gra. Bez oglądania się na tendencje, pod wpływem impulsu, wyrażasz własny nastrój. Tak jak w kolekcji „Be still” w której przewijały się wymalowane na ubraniach słowa „Moje myśli są niczym”. To mój manifest: realizować to, o czym marzymy. Nie poprzestawać na samych wizjach, wziąć życie w swoje ręce.
Po trzech latach w modelingu zerwał kontrakt z agencją, zapuścił brodę i skupił się wyłącznie na projektowaniu. W Międzynarodowej Szkole Kostiumografii i Projektowania Ubioru w Warszawie, gdzie skończył te dwa kierunki, jest jednym w niewielu facetów. Jego odważne, awangardowe peleryny, bluzy, spodnie wypożyczają styliści, noszą muzycy i aktorzy, m.in. Tomasz Ciachorowski, Dünayev, Adam Niedźwiedź – Top Model TVN, Sarsa czy Jagoda Kret z The Voice of Poland. Jedna z jego sukienek wykonana z folii trafiła do Europejskiej Galerii Sztuki w Rzeszowie. Dla warszawskiego Teatru XL przygotował kostiumy do spektaklu „Korpostory”.
– Tworzę jednocześnie w dwóch nurtach: kolekcje artystyczne i ubrania do noszenia na co dzień – tłumaczy. – Z jednej strony pociąga mnie teatr, możliwość kreowania świata we współpracy z innymi twórcami, literaturą, dlatego zamierzam studiować dodatkowo scenografię. Przy projektach „dla ulicy”, wykorzystuję m.in. obrazy zaprzyjaźnionej malarki Katarzyny Lubińskiej, które drukuję na koszulkach. W ten sposób wprowadzam do codziennego życia nieco prawdziwej sztuki, inspiracji, aby żyć bardziej kolorowo. Zdecydowanie brakuje tego na polskiej ulicy. Każda odważniejsza kreacja wywołuje niezdrową reakcję. Kiedyś się tym przejmowałem, teraz już mnie to nie rusza – przyznaje.
W ubiegłym roku odebrał nagrodę za najlepszą kolekcję w kategorii prêt-à-porter w konkursie Gryf Fashion Show 2016. Statuetkę wręczono mu podczas Weekendu Mody w Szczecinie.
– W nowej kolekcji, którą przygotowuję na konkurs Amber Look w Gdańsku i na mój dyplom z kostiumografii, pojawia się bursztyn, elementy militarne jak łuski do nabojów, sporo sztucznej skóry. To moja reakcja na to, co dzieje się na świecie: przemoc, konflikty, wyzysk. Każdy projekt ciucha przechodzi przez filtr mojej duszy. Dlatego czasem są kolorowe, czasem po prostu czarne, pełne zadrapań, szwów, asymetrii…
www.wyza.eu

MadeIn_Nr022_web_215MadeIn_Nr022_web_220

obraz: Grzegorz Mikrut, Paweł Lewandowski
GWÓŹDŹ W KORONIE / PAULINA NOWAK

MadeIn_Nr022_web_156

Zaczęło się od sceny. Na ognisko teatralne prowadzone w olsztyńskim Teatrze Jaracza trafiła w liceum. Fascynacja kostiumami, charakteryzacją, kreowaniem ról zdominowała codzienność. Oryginalne makijaże, kolczyki ze świeżych plastrów pomarańczy i stroje dalekie od szkolnego dress code – lubiła szokować. Ale że była zdolna, nauczyciele przymykali oko. Nawet na to, że podczas przerw sprzedawała wykonaną przez siebie biżuterię. Na studiach filologii nowogreckiej wytrzymała rok. Przeniosła się do szkoły wizażu i charakteryzacji w Warszawie, gdzie jej talent odkryli styliści. A potem kontynuowała fascynację światem mody w Międzynarodowej Szkoła Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Wtedy już miała na koncie pierwsze projekty. Nie tyle ubrań, co koron. Zrobione z gwoździ i pleksiglasu, trafiły na sesje zdjęciowe Maryli Rodowicz, Dody, Zofii Ślotały, sióstr Grycanek.
– Nie chciałam robić biznesu, tylko sztukę – tłumaczy pochodząca z Bartoszyc Paulina. – Te korony wyraziły wszystkie moje fascynacje i doświadczenia: dzieciństwo na prowincji, teatr, taniec, modę, a przede wszystkim odkrytą w sobie kobiecą siłę do stawienia czoła porażkom i sukcesom.
Na te drugie nie musiała długo czekać. Zadzwoniła do niej stylistka włoskiego pisma „Vogue” i łamaną angielszczyzną poprosiła, aby natychmiast wysłała zestaw koron do Mediolanu na sesję zdjęciową do pisma. Paulina zarwała kilka nocek tworząc korony. Po podróży dotarły w kawałkach. Ale że Włosi byli pod wrażeniem nawet zniszczonych dzieł, fotograf „Vogue” posklejał je w fotoshopie. A ślady zniszczeń, obwiesił łańcuszkami z wizerunkiem Matki Boskiej…

MadeIn_Nr022_web_157
– Podbudowana tym sukcesem, w wakacje przyjechałam do rodzinnego domu i na strychu stworzyłam z krawcową pierwszą kolekcję ubrań „Homeopathy” – wspomina. – Znowu dały o sobie znać fascynacje ze świata filmu i sceny. Niemal całą kolekcję kupiła mieszkanka Londynu z myślą o kreacjach na wyjście do klubu. Tam nawet ubiór pełen gwoździ nikogo nie szokuje. Skąd gwoździe? Może stąd, że mój tato z zawodu jest stolarzem?
W kolejnych kolekcjach pojawiły się m.in. wstawki z PCV. A teraz Paulina przymierza się do użycia lateksu, brokatu i… elastycznego materiału w płynie. Drag Queen, to świat który obecnie ją inspiruje.
– Na komunię zamiast zegarka dostałam sztalugę i farby. Rodzice dostrzegli we mnie artystyczny potencjał i pozwolili mi iść w tym kierunku. Mam 25 lat i jeszcze mogę pozwolić sobie na eksperymentowanie. Nie myślę biznesowo, mam w nosie sezony i trendy oraz to, że w tej branży trzeba myśleć na rok do przodu. Tworzę pod wpływem impulsu, idę własną drogą.
Na swoje projekty artystyczne zarabia kolekcjami mody użytkowej. Tworzone w kilku egzemplarzach zmysłowe damskie ubrania i bieliznę sprzedaje w internecie. Nawiązała też współpracę z holenderską firmą tworzącą biżuterię na drukarkach 3D. Wezmą na warsztat jej nowy projekt korony. Projekt „Queen”, którym wyraża miłość do siebie i świata, inspiruje coraz więcej kobiet…
www.paulinanowak.com

 

MadeIn_Nr022_web_212MadeIn_Nr022_web_211
obraz: archiwum prywatne

MODA OD PODSZEWKI / KATARZYNA ŻECHOWICZ

MadeIn_Nr022_web_065

Jej babcia, szykowna i zawsze świetnie ubrana, nawet do śniadania zasiadała z pomalowanymi ustami. Przekazała kolejnym pokoleniom rodziny, że schludny wygląd obowiązuje bez względu na porę dnia i okoliczności. Kasia wyrosła w przekonaniu, że warto inwestować w jakość, nie tylko ubrań, ale i przedmiotów codziennego użytku. Stypendium na Uniwersytecie w Bolonii, na które wyjechała jako studentka dziennikarstwa i italianistyki w Warszawie, pozwoliło jej odkryć południowy zmysł do mody i życia w dobrym stylu.
– Wybrałam Wydział Mody na Uniwersytecie Bolońskim, który połączył moje pasje: język włoski, dziennikarstwo i modę. To specjalizacja nieznana w Polsce, która przygotowuje nie tyle do projektowania strojów, co zawodu krytyka, dziennikarza związanego z tą branżą – tłumaczy pochodząca z Olsztyna Kasia.
Podczas studiów odwiedziła targi rzemieślnicze w Medio­lanie, prezentujące wyroby rękodzielników z różnych części świata. Nawiązała kontakty i ruszyła w podróż po małych manufakturach i fabrykach, gdzie zawód szewca, kaletnika, krawca, przekazuje się z pokolenia na pokolenie.
– W Kalabrii trafiłam do najstarszej fabryki tekstylnej na południu Włoch, gdzie pracuje się na XIX-wiecznym sprzęcie. Poznałam 150-letnie firmy z Neapolu czy toskańskich kaletników na co dzień pracujących dla prestiżowych marek, a po godzinach tworzących własne dzieła – wymienia. – Włochy okazały się zagłębiem skromnych wytwórców, oferujących wyroby najwyższej jakości. Tam nawet na najgłębszej prowincji ludzie pielęgnują swój styl, wspierają lokalne firmy, są dumni z rzemiosła przodków.
Nawiązałam też kontakty z rodzinną marką odzieżową z Teneryfy czy Lisbony. I zapragnęłam podzielić się ze światem swoimi odkryciami.
Po studiach wróciła do Warszawy i otworzyła butik z ubraniami i galanterią z manufaktur południa Europy. Ale szybko zderzyła się z polską rzeczywistością rynkową. Przeniosła swoją działalność do internetu. Jej portal jest połączeniem bloga o trendach i sklepu internetowego z wyszukanymi wyrobami rzemieślników kilku branż.
– Od razu dostałam maile z Chin, oferujące towar wzorowany na europejskich modelach – przyznaje. – Ale nie o to przecież chodzi. Chcę sprzedawać wyroby z tożsamością i historią.
Pisząc pracę magisterską dwa lata temu, skontaktowała się z Francesco Morace, socjologiem i założycielem Future Concept Lab. To organizacja przewidująca rynkowe trendy, z którą współpracują największe światowe marki. – Przyznał w wywiadzie, że świat odchodzi od kupowania wyrobów z logo wielkich marek – tłumaczy. – Ludzie coraz bardziej będą doceniać drobne rzemiosło „no name”, tworzone w małych warsztatach. Prawdziwym luksusem będzie świadomość, że mamy wartościową rzecz, w którą producent włożył swoją pasję i serce. Ale w Polsce trzeba na to jeszcze czasu.
Na co dzień Kasia jest redaktorką w serwisie internetowym Avanti i wykłada historię mody w prywatnej szkole. Planuje stworzenie własnej kolekcji torebek, której wykonanie zleci zaprzyjaźnionym włoskim rzemieślnikom.
– Chcę łączyć wiedzę z praktyką – przyznaje. – Moda to fascynująca dziedzina, w której odbijają się nastroje społeczne, ekonomia, kultura. Przykład? Wrócił wyluzowany styl hippie i boho. Tak jak w latach 60. i 70., hippie jest reakcją na nadmierny konsumpcjonizm, nastroje prawicowo-konserwatywne, światowe konflikty, zbyt duże przywiązanie do technologii – stąd chęć powrotu do natury. Dzisiaj potrzebujemy wytchnienia od komputerów, natłoku informacyjnego, szukamy sposobu na odreagowanie, czerpiąc inspiracje z dalekich krajów i innych kultur.
Dlatego ten rok będzie należał do koloru groszkowej zieleni, który jest symbolem nowego początku, dającym nadzieję, niosącym pokojowe przesłanie. Tak przynajmniej przewiduje Instytut Pantone zajmujący się wyznaczaniem kolorystycznych trendów dla projektantów.
– Odkąd poznałam modę „od podszewki”, kupuję mniej, ale świadomie – przyznaje Kasia. – To, jak się ubieramy, jest dla innych i nas samych ważnym komunikatem. Nasze wybory powinny być odpowiedzialne, ponieważ odzwierciedlają naszą osobowość i wiele mówią na temat emocji. Warto też zwrócić uwagę na przesłanie marki i historię ludzi, którzy za nią stoją. Czasem to fascynujące losy wielopokoleniowych rodzin. Wbrew przysłowiu – szata zdobi człowieka. A przede wszystkim, mówi wiele o naszych uczuciach i filozofii życia.
www.shopmymood.com

MadeIn_Nr022_web_177

obraz: archiwum prywatne

Tekst: Beata Waś