Zachowanie dziedzictwa kulturowego regionu opiera się też o renowację zabytkowych obiektów. Mirosław Jonakowski, który jest Warmińsko-Mazurskim Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków opowiada nam o tym, czy ratowanie „starego” jest tak straszne, jak krążąca opinia.
MADE IN: Dlaczego boimy się restaurować zabytkowe obiekty? Często słyszy się mało eleganckie sformułowanie, które wręcz zieje grozą: „konserwator trzyma na tym łapę”. Jak to wygląda u źródła?
Mirosław Jonakowski: Problem najczęściej wynika ze zwyczajnej niewiedzy, kiedy inwestor podchodzi do tematu remontu zabytkowego obiektu, a nie bardzo wie, co może z nim zrobić, a i nie zawsze chce o tym z nami rozmawiać. Zadaniem urzędu konserwatorskiego jest dbanie o interes publiczny, czyli przede wszystkim o ochronę zabytków. Dlatego staramy się rozmawiać z inwestorem, nierzadko szukając nawet kompromisu: aby uświadomić go i wskazać co jest bezcenne i bezwzględnie należy zachować, czego nie można przebudować, a jakie modyfikacje są dopuszczalne. Punktem wyjścia do ustalenia niezbędnych działań jest przede wszystkim rozeznanie zabytku: badania konserwatorskie i analiza historyczno-architektoniczna.
Dużo obiektów kupili prywatni inwestorzy, nie zdając sobie sprawy z jakim wysiłkiem finansowym wiąże się remont. Stąd wiele zabytków dalej niszczeje. Jak temu zapobiec?
Chciałbym, żeby potencjalni inwestorzy podchodzili do zakupu obiektów zabytkowych świadomie, z rzetelnym oszacowaniem przyszłych kosztów – tak jak przy każdej innej inwestycji niezbędny jest plan działań, kosztorys i budżet. Jednym z naszych działań są zalecenia konserwatorskie. Jeśli ktoś zamierza nabyć taki obiekt, warto, by takie zalecenia pozyskał. Pozwoli to na podjęcie świadomej decyzji. Właściciel może też ubiegać się o dotacje konserwatorskie udzielane przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków oraz samorządy lokalne. Jest to konkurs oparty o jasne zasady, które punktują wartość historyczną, architektoniczną, trudność i kosztowność prac, wartość społeczną… Jednak żadna dotacja nie pokryje wszystkich kosztów.
Jako społeczeństwo dojrzewamy do szanowania starej tkanki?
Niestety, nadal sporo osób – szczególnie właścicieli – traktuje zabytek jako zło konieczne, ale na szczęście prowadzona od lat edukacja w tym zakresie rozbudziła naszą świadomość. Dzięki temu jest coraz więcej osób, które doceniają wartość zabytków jako nieodnawialnego świadectwa naszej historii i dziedzictwa, świadomie kupując je z zamiarem ich ratowania.
Na wsiach szczególnie widać rozbieżność w podejściu: światli mieszkańcy chcą ratować stare domy, drogi i aleje drzew, autochtoni chcą „nowego”, często kłócącego się z tożsamością architektoniczną. Gdzie jest złoty środek?
Na wsiach pokutuje jeszcze takie podejście, że stare jest synonimem biedy. Dotyczy to szczególnie środowisk popegeerowskich, a pamiętajmy, że dawne PGR-y użytkowały wiele pałaców i dworów.
Rozwiązanie tego problemu w przyszłości dostrzegam w dalszej edukacji w tym zakresie: dlaczego zabytkowa architektura jest tak cenna dla zachowania naszej tożsamości, dziedzictwa kulturowego, otaczającego krajobrazu. Taka nauka powinna jednak bazować na historii regionalnej, byśmy poczuli tożsamość naszej małej ojczyzny.
Musimy też mieć świadomość aspektów ekonomicznych – gdyby wszystkich było stać na właściwy remont starego domu z cegły, ocieplić go droższą technologią od środka, a nie styropianem z zewnątrz, pokryć nową ceramiczną dachówką, a nie blachą, mielibyśmy inny obraz kulturowy wsi i miast. Na szczęście coraz częściej pojawia się bardzo istotny, ekonomiczny argument przemawiający za mądrym inwestowaniem w remonty zabytkowych domów – tak odrestaurowany nabiera dodatkowej wartości, ponieważ coraz częściej są one poszukiwane przez ludzi świadomych ich unikalności, doceniających walory historyczne, dziedzictwo, które przecież nie jest odnawialne.
Spotykacie się z głosami inwestorów, że odbudują walący się zabytek, identycznie w detalach, tylko na nowo?
Tak, i tłumaczymy wtedy, że jest to trochę tak, jakby kolekcjonerowi np. zabytkowej broni, powiedzieć, że jego zbiory zastąpimy idealnymi, ale współczesnymi replikami. Czy wtedy będą miały dotychczasową wartość? Właśnie o to w całym procesie konserwatorskim chodzi, by chronić cenne i autentyczne rzeczy.
Rozmawiał: Rafał Radzymiński, obraz: Michał Bartoszewicz