GOŚCIMY Irenę Telesz-Burczyk*

Kiedy za komuny wyrzucili ją z teatru, handlowała jajkami i hodowała świnie. Kiedy teraz widz wyrzucił ją z teatru, chce mu postawić szampana. Jak okiełznać temperament Ireny Telesz-Burczyk*? 

MADE IN: W Wikipedii wypatrzyłem, że magazyn z naszą rozmową ukaże się akurat cztery dni przed pani urodzinami.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Irena Telesz-Burczyk: O! Ale w tym roku już nie zatańczę na stole.

A to taka tradycja?

Tak. Tańczę tam, gdzie jest bankiet urodzinowy. Przez kilka urodzin z rzędu tak się złożyło, że byłam na planie „Domu nad rozlewiskiem”. Dwa lata temu obchodziliśmy je w pokoju operatora. A tam stał nieduży stolik, więc zastanawiałam się, jak na nim zatańczę. Ale dźwiękowiec trzymał stół od dołu, a reżyser z operatorem mnie za ręce. Inaczej się nie dało, tym bardziej, że stały kieliszki, które trzeba było omijać. 

Ryzykantka z pani.

Eee tam, ryzykantka… Szpagatu już nie robię.

No to mnie pani rozczarowała.

Zawiodłam? Cholera, to może ja się jeszcze zepnę.

Przepraszam za brawurowe pytanie, ale w jakim wieku „Sto lat” już nie wypada śpiewać jubilatowi?

Zawsze, nawet w moim. Ja to w ogóle miałam żyć 60 lat. Tyle żył mój dziadek i tata. A ponieważ mam taką samą budowę jak ojciec, też myślałam, że umrę w wieku 60 lat. A tu 79.

Nie przywiązywałam wagi do wieku, póki nie skończyłam 70-ki. Dźgnęło mnie, kiedy do autobusu miejskiego wsiadałam już bez biletu, bo mamy taki przywilej. I wszyscy widzieli, że mam przynajmniej 70 lat, bo nic nie kasuję. Ale to jeszcze małe piwo. Potem sama zaczęłam sprawdzać inne pasażerki. I wchodzi taka stara raszpla. Patrzę na nią i myślę: na pewno ode mnie starsza, bo wyglądam lepiej. A ta małpa podeszła i skasowała bilet.

(na schody wchodzi dwójka mieszkańców. Irena Telesz-
-Burczyk zaczepia: – Dzisiaj nie ma wejścia, albo 5 zł się płaci.

Pierwszy, podłapując żart: – Mam 2,50, urządza panią?

– A będzie pan wychodził?

– Będę, ale nie dzisiaj.

– To ja posiedzę i poczekam.)

Ponoć niedawno wyrzucili panią za drzwi spektaklu w którym pani grała?

Tak, w Lidzbarku Warmińskim. Przedstawienie „Stara wiosna” było trochę o nieumiejętności znalezienia się starszych w obecnej sytuacji. Grzesiek Gromek, który grał dyrektora teatru, wyrzucał mnie co chwila za drzwi wejściowe, a ja co chwila wracałam. I jeden facet z widowni nie zreflektował się, że taką po prostu mam rolę, więc wypchnął mnie w końcu za te drzwi i je zamknął. Do dzisiaj mam wyrzuty sumienia, że na spotkaniu po spektaklu nie podziękowałam temu panu, który tak uwierzył w moją grę. Przecież dla aktora nie ma lepszej recenzji. Proszę teraz znajomych z Lidzbarka, by namierzyli mi tego pana, bo winna mu jestem szampana.

Szalona pani jest.

Ja ciągle w głowie mam 19 lat. Spotkałam niedawno sporo młodszego kolegę i mówię mu: „wiesz, że ja wciąż na chodniku kopię butem kamienie?”. Albo ja jestem nienormalna, albo nigdy w życiu się nie pogodzę z tym, że jestem już taka stara. Pamięta pan serial „Ptaki ciernistych krzewów”? Była tam scena w której zafascynowana zakazaną miłością bohaterka porusza temat piekła, które być może nastąpi po śmierci. I dodaje, że piekło to jest właśnie wtedy, kiedy młodzieńcze myśli w starym ciele nie tworzą już równości. To jest problem starszych ludzi, który sprawia potworny ból. A to właśnie dzięki fascynacji drugim człowiekiem chodzi się uskrzydlonym pół metra nad ziemią. Ja codziennie muszę powstrzymywać się, by ubrać się normalnie, bo ciągnie mnie do czerwonych butów, wielkich dekoltów i kolorowych cekinów. Mam nieprawdopodobny apetyt na życie i nie znoszę pytań od znajomych: „jak się czujesz? Jak zdrowie?”. Trochę brzmią: „czy się jeszcze nie rozsypujesz?”.

Bo pani starość bierze na wesoło.

W maju zaprosili mnie na spotkanie z kombatantami i wymyśliłam, że pójdę bez protezy, zmażę makijaż, włożę starą bluzkę, co to biust leci w dół i zawiążę chustkę na głowie. Zapowiedzieli Irenę Telesz-Burczyk, którą ci ludzie przecież znają. Ale jak weszłam, to ich min nie zapomnę nigdy. Potem stopniowo zaczęłam się robić na człowieka: makijaż, szpilki, biust do góry. Pokazałam im, że gdyby się za każdego starego wziąć i pomóc mu, to zobaczymy zupełnie innego człowieka. 

Nawet pani psycholog miała łzy w oczach.

W latach 80. za działalność konspiracyjną wyrzucili panią z teatru. Z czego pani żyła?

Najpierw sprzedawałam na rynku ciuchy moich koleżanek. Potem, z nieżyjącym już dziennikarzem Julem Grodzińskim, kupiliśmy w Kętrzynie u pani Rakowskiej 200 kurczaków. Do tego chowałam świnie i gęsi. Od Pasymia po Olsztyn tylko u mnie były jajka. Przychodziły Warmiaczki: „ty, „Ruda” – bo taką mam ksywę – sprzedaj tych jajków, ni, bo ja geburtstag mam, kucha muszą zrobić. (zacytowała gwarą warmińską)

To niesamowite, że pamięta pani nazwisko kobiety, od której ze 35 lat temu kupiła kurczaki.

Bo ona kochała, tak jak i ja, rosyjskiego poetę Siergieja Jesienina. Weszliśmy do jej gabinetu, a na biurku zdjęcie Jesienina. Poeta zmarł w 1925 roku i od jego śmierci, kobiety, które go kochały, są wdowami po Jesieninie. Ja jestem jedną z nich. Rakowska też. No to jak nie zapamiętać jej. 

Z pamiętaniem tekstów też nie ma problemów?

To pytanie cywili. Trudniej znaleźć w sobie tę postać, którą masz zagrać, bo tekstu zawsze się nauczysz: powtarzasz zdanie, potem dwa, trzy, pięć, a na koniec kładziesz rolę pod poduszkę i rano budzisz się z zapamiętanym tekstem. 

Taki pani rytuał?

Poduszka to stary patent. Choć kiedyś podłożyłam tekst, a na poduszce zasnął mąż, ale roli się nie nauczył. (śmiech)

Jak pani ćwiczy umysł?

A np. rozwiązuję krzyżówki, ale nie te na wiedzę, a na inteligencję i kojarzenie. Niech pan odgadnie hasło: wóz, patelnia, żona wróży. Co to jest?

(myślę)

Przedostatnia „a”, na pięć liter.

(dalej myślę)

Na moje 80. urodziny będzie rozwiązane?

Cygan. Proste, nie?

Wie pan, ja byłam największą przeciwniczką obniżenia wieku emerytalnego. Bo na emeryturę powinno się iść wtedy, kiedy się nie ma siły, choć i tak trzeba ze sobą walczyć. Jak człowiek coś musi, to robi to. Chociażby pójść na maseczkę do Chimery czy zlikwidować lwią zmarszczkę. 

Liftinguje się pani?

Chodzę do Chimery, bo właścicielka Kasia, to wspaniała postać, pomaga i ludziom, i przyrodzie. Wie pan, że ona ma kury w kurniku i te kury mają firanki w oknach, talerze ozdobne na ścianach i kredens? 

Jak było kiedyś babskie spotkanie w Chimerze, wyjęłam kartkę, że to niby list od producenta serialu, i z powagą odczytałam: pani Ireno, ze względu na wysokie koszta pani odmładzającej charakteryzacji do roli, jesteśmy zmuszeni zrezygnować z pani roli. Chyba że Chimera pokryje koszta perfekcyjnego odmłodzenia.

Też pomagam ludziom. To mój egoizm, który pozwala mi żyć. Jak komuś pomogę, to myślę sobie: dobra jesteś Telesz, nie?

Menelom pani pomaga?

Pomagam. Gdzieś w roku 1973, może 74, w Grudziądzu, bo tam wtedy w teatrze graliśmy, stał przede mną w sklepie przystojny mężczyzna i o tak pięknych dłoniach jak pana. Tak, tak, proszę to napisać. Facet klasa, choć widać, że niezamożny. I kupił pół litra denaturatu. 

Ile minęło? Czterdzieści parę lat i ja sobie do dzisiaj nie mogę darować, że mu nie kupiłam ćwiartki wódki.

(wchodzi po schodach kolejna lokatorka, Irena Telesz-Burczyk: – Panią za darmo wpuścimy, bo tak to się 5 zł płaci. Wyjątkowo, bo pani poszkodowana, ręka zabandażowana. Co się stało?

Kobieta: – Właśnie sześć szwów założyli. Dzbanek myłam, bo kwas ogórkowy chciałam przelać. I pękł, a takie grube szkło weszło.

Telesz, głaszcząc rękę: – Przekażę tylko to, co dobre. 

– Oj, dziękuję dobra kobieto. A jeszcze wiśni kupiłam, żeby zrobić dżem).

Czasem menele to wykształceni i inteligentni ludzie, którzy przez zbieg zdarzeń, tak właśnie skończyli. Więc nie oceniajmy ludzi tak pochopnie, bo w każdym jest coś. 

No i miał pan o teatr pytać, a tu co?

Jaki teatr! O pani teatrze to już wszyscy wszystko wiedzą. 

Irena Telesz-Burczyk

ikona aktorstwa i olsztyńskiego teatru im. Jaracza z którym jest związana od 44 lat. Kobieta instytucja, społecznica i filantropka o niespożytej energii i zachwycającej błyskotliwości. Mamy w redakcji wypracowaną tezę, że gdyby wszyscy mogli poznać Irenę Telesz-Burczyk, świat zwyczajnie byłby lepszy. Wdowa po zmarłym pięć lat temu aktorze Stefanie Burczyku.

Rozmawiał: Rafał Radzymiński, na schodach przy ul. Dąbrowszczaków 14 w Olsztynie, w deszcz, w poniedziałek 29 lipca o godz. 15:20 

Obraz: Michał Bartoszewicz