Mazury były odkryciem naszego pokolenia – mówiła Agnieszka Osiecka. W tym regionie chętnie odpoczywali i tworzyli artyści i intelektualiści czasów PRL. Jakie miejsca i wydarzenia kulturalne rozsławiły wybitne osobowości? Dlaczego mówiono, że Mazury do sanatorium dla duszy?
Leśniczówka Pranie malowniczo położona w Puszczy Piskiej nad jeziorem Nidzkim, przeszła do historii dzięki pobytom w niej poety Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Przyjeżdżał tu z Warszawy od 1950 roku przez kolejne trzy lata, jako gość ówczesnego leśniczego. Plany zamieszkania na stałe w okolicy jeziora zniweczyła nagła śmierć poety w 1953 roku. W leśniczówce powstały m.in. „Kronika Olsztyńska”, „Niobe”, „Wit Stwosz”. W latach 60. jezioro Nidzkie i jego okolice stały się popularnym miejscem spotkań warszawskiego świata kultury. Agnieszka Osiecka upodobała sobie miejscowość Krzyże w gminie Ruciane-Nida, a młody leśniczy z Prania był inspiracją do napisania piosenki „Na całych jeziorach ty”. Jak wspomniała w książce „Na początku był negatyw”: „Myśmy w latach 60. ukochali Mazury. Były odkryciem naszego pokolenia”.
Tomiki pełne Mazur
W Krzyżach Agnieszka Osiecka wodowała swoją motorówkę Mister Paganini, którą kupiła za pieniądze wygrane w 1963 roku na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Bywali tu m.in. Krystyna Sienkiewicz, Olga Lipińska, Andrzej Wajda, Daniel Olbrychski, Maryla Rodowicz.
– Na Mazury po raz pierwszy właśnie przywiozła mnie Agnieszka – wspomina Magda Umer. – Zawiozła mnie do leśniczówki w Praniu, oprowadziła po swoich Mazurach. Ale jeszcze zanim się spotkałyśmy, byłam w Wilkasach pod Giżyckiem z moim kabaretem Stodoła.
W Krzyżach Agnieszka Osiecka wodowała swoją motorówkę Mister Paganini, którą kupiła za pieniądze wygrane w 1963 roku na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Bywali tu m.in. Krystyna Sienkiewicz, Olga Lipińska, Andrzej Wajda, Daniel Olbrychski, Maryla Rodowicz. – Na Mazury po raz pierwszy właśnie przywiozła mnie Agnieszka – wspomina Magda Umer. – Zawiozła mnie do leśniczówki w Praniu, oprowadziła po swoich Mazurach. Ale jeszcze zanim się spotkałyśmy, byłam w Wilkasach pod Giżyckiem z moim kabaretem Stodoła.
Krzyże zapisały się w literaturze, m.in. w opowiadaniu „Jak mi było na Mazurach” Edwarda Stachury, który bywał również w Olsztynie. Tutejsze Wydawnictwo „Pojezierze” wydało kilka tomików z twórczością poety, a przed jego śmiercią szkic literacki „Fabula rasa”. Okładkę do niej przygotował Tadeusz Burniewicz, olsztyński plastyk. – Stachura bardzo lubił Warmię i Mazury i może by nawet zamieszkał w Siemianach na jeziorem Jeziorak. Tutaj Wiesław Niesiobędzki, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Iławie, przygotował mu filię, którą miał objąć po załatwieniu warszawskich spraw – wspomina Burniewicz.
W 1979 roku Stachura miał spotkanie autorskie w Siemianach. Z pobliskiego Jerzwałdu przyjechał na nie pisarz Zbigniew Nienacki, który żył i tworzył przez 27 lat w domu nad jeziorem Płaskim. W Jerzwałdzie bywali dziennikarze i biografowie, a przede wszystkim od lat goszczą tu fani jego serii „Pan Samochodzik” – Żył tu raczej skromnie. W ogrodzie sławojka, w domu kilka prostych mebli, za to spektakularny widok na jezioro, który pobudzał wyobraźnię – przyznaje Bogusław Ćwirko-Godycki, od 28 lat właściciel domu, w którym mieszkał Nienacki. – Przez lata przewinęły się tu setki osób ciekawych pozostałości po pisarzu. Legenda Nienackiego wciąż jest silna, zwłaszcza w średnim pokoleniu.
Poezja pod lipą
50 lat muzyki i słowa – w tym roku odbyła się jubileuszowa edycja Ogólnopolskich Spotkań Zamkowych „Śpiewajmy Poezję”. Na zamkowym dziedzińcu przez pół wieku pojawiali się wybitni interpretatorzy, poeci, kompozytorzy i znawcy gatunku, m.in. Zygmunt Konieczny, Aleksander Bardini, Ewa Demarczyk, Hanna Banaszak, Agnieszka Osiecka, Przemysław Gintrowski, Andrzej Poniedzielski.
– Trafiali do nas wykonawcy z festiwali studenckich, m.in. Jacek Kaczmarski – wspomina Jolanta Szydzińska, która od 1988 roku, przez 20 lat koordynowała wydarzenie. – Wieść o zaczarowanym miejscu na dziedzińcu zamkowym niosła się po Polsce. Nawet Ewa Demarczyk, przed której koncertem należało spełnić mnóstwo warunków i zgodziła się zaśpiewać wyłącznie w Teatrze Jaracza, przyznała potem, że gdyby wiedziała, jaka jest atmosfera na dziedzińcu, zaśpiewałaby tam, gdzie pozostali. A Agnieszka Osiecka w jednej z rozmów powiedziała do mnie „proszę nazwać Spotkania moim imieniem, kiedy już mnie nie będzie”. I tak się stało po jej śmierci. Laureatem Spotkań Zamkowych w 1976 został Jan Wołek, poeta, pisarz, pejzażysta.
– Zacząłem śpiewać i zerwała się potworna burza i ulewa. Potem prasa napisała, że to wykonanie było bardzo mocne, przejmujące, artysta śpiewał nerwowo – wspomina Jan Wołek. – Jak miałem śpiewać, skoro nad głową pioruny mi waliły. Te emocje były, zdaje się, źródłem mojego sukcesu – pierwszej nagrody. Potem wracałem na Spotkania Zamkowe jako juror, kierownik artystyczny, reżyser. Olsztyn uważam za jedno z najpiękniejszych miast w Polsce, uwielbiam jego kameralny klimat, zieleń.
– Wielkim sentymentem darzę Spotkania Zamkowe, robiłam tu kilka koncertów, m.in. piosenki Jeremiego Przybory – wspomina Magda Umer. – Cierpiałam, kiedy w 2006 roku wichura zakończyła życie pięknej zamkowej lipy, jakby na znak, że skończyła się pewna epoka.
Jak w kinie
Piękne plenery ściągały do regionu również filmowców. Najwybitniejszym dziełem z czasów PRL z akcją osadzoną na Mazurach pozostaje „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego z 1961 roku.
„Przedtem trochę żeglowałem, stąd się zresztą wziął pomysł tej fabuły, lubiłem Mazury i byłem zakochany w atmosferze jezior” – wspominał Polański w książce o operatorze Jerzym Lipmanie.
„Faraon” z roku 1966 w reżyserii Jerzego Kawalerowicza realizowany był na Mazurach za sprawą Witolda Sobocińskiego, wówczas asystenta operatorów kamery, a z zamiłowania żeglarza. Znał dzikie miejsca na mazurskich jeziorach i zaciągnął ekipę filmową na jezioro Kirsajty, które w filmie „grało” Nil. Wiedział, że przebywają tam białe łabędzie, na które w filmie poluje Ramzes.
Od lat 70. swój dom na Mazurach nad jeziorem Łaśmiady ma Jerzy Hoffman. – Moja mazurska przystań to sanatorium dla duszy – przyznaje reżyser. – Z okien widzę jezioro, które ma w sobie magnetyzm. Można się na nie gapić godzinami. Tu, na Mazurach, jest jak w kinie.
Tekst: Beat Waś
Obraz: Archiwum CEIK, Tadeusz Morysiński, Arek Stankiewicz, Marcin Łobrów