Marta Andrzejczyk

pieśniarka, aktorka, animatorka społeczno-kulturalna i menedżerka kultury, ksywa „Andrzejka”, albo „Nuta” (z harcerstwa)

MARZENIA O WŁASNYM OGRODZIE realizuję na swoim balkonie w kamienicy. Podchodzę ambitnie do upraw, oprócz kwiatów pojawiają się na nim warzywa. Wyhodowałam m.in. pomidorki cherry i ziemniaki. Przez kilka miesięcy bulwy rosły w specjalnych workach, zamieniły balkon w dżunglę. W sierpniu straciłam cierpliwość i zrobiłam wykopki. Okazało się, że zbyt wcześnie, ziemniaki były niedojrzałe. I tak starczyłoby jedynie na dwie obiadowe porcje.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

OD DWÓCH DEKAD KOLEKCJONUJĘ oldskulowe walizki. Część z nich znalazłam na śmietnikach, inne w szmateksach i na bazarku przy ul. Grunwaldzkiej. Kiedy nazbierało się ich ponad 20 i zajmowały w mieszkaniu zbyt dużo miejsca, zrobiliśmy z nich domową meblościankę. Wykorzystujemy je do przechowywania rzadko używanych gadżetów. Czasem walizki służą za rekwizyt w monodramach i spektaklach.

NAJWIĘKSZA WPADKA NA SCENIE wydarzyła się podczas koncertu z udziałem lokalnej elity z okazji pięciolecia Sceny Babel. Podczas interpretacji utworu „Rebeka” Ewy Demarczyk, pomyliłam tekst i przemilczałam połowę refrenu. Zamarłam na scenie, w mgnieniu oka wyobraziłam sobie upadek mojej początkującej dopiero scenicznej kariery. Zebrałam się w sobie, wróciłam na dobre tory utworu i dośpiewałam go do końca. I podobno była to najlepsza interpretacja wszech czasów tego niezwykle trudnego utworu.

UWIELBIAM KOLOROWE STYLIZACJE. Ubieram się w szmateksach i sklepach dla dzieci, gdzie zamiast córce, często kupuję ubranie sobie. To ciuchy ze zwierzęcymi i kwiatowymi motywami, np. sweter w liski, bluza w ptaszki. Ale mój ulubiony schodzony już ciuch to „pantalony” – spodnie z niskim stanem, które są moim znakiem rozpoznawczym. Ostatnio powstała na zamówienie w pracowni Agi Skórskiej ich czerwona wersja do premierowego spektaklu „Wigilijne opowieści z szafy”.

JAKO MIŁOŚNICZKA ŻYCIA w duchu eko, od lat marzyłam o kompostowniku. Mąż od czasów narzeczeństwa drżał, że ta wizja któregoś dnia się ziści pod naszym wspólnym dachem. Przeczytałam, że kompostownik umiejętnie prowadzony pachnie leśną ściółką. Zainwestowałam w profesjonalny domowy zbiornik na odpadki organiczne. Jednak do ich rozkładania niezbędne okazały się dżdżownice kalifornijskie, których nie miał w ofercie żaden sklep wędkarski w Olsztynie. Zamówiłam je przez internet, przyszły żywe do paczkomatu. Kiedy nadeszły upały, kompostownik zaczął roztaczać zapach w niczym nie przypominający leśnej ściółki. Dżdżownice przeprowadziłam na zieleniec przy domu.

UWIELBIAM ZAPACH DRZEWA PALO SANTO i gdziekolwiek jadę, zabieram ze sobą kadzidła. Ich palenie to mój rytuał w nowych miejscach, gdzie zatrzymuję się podczas występów – w hotelach, pensjonatach. Paląc je niczym szaman, oczyszczam miejsce z nagromadzonych energii. Sytuacja się komplikuje, kiedy hotel jest wyposażony w system przeciwpożarowy i automatyczne zraszacze. Raz je przeoczyłam, ale nie zadziałały. Zanim dokonam rytuału, robię w budynku dokładny research.