Marszałek Marcin Kuchciński podkreśla, że niewiele jest takich miejsc, które oferują tak wiele. Z Marcinem Kuchcińskim wybieramy się na letni objazd Warmii i Mazur, by nie tylko gospodarskim okiem, ale i zmysłami zwykłego turysty, także z siodła motocykla zebrać wrażenia, refleksje i emocje, które budują obraz tej niepowtarzalnej krainy.

MADE IN: Na Warmii i Mazurach wakacji bez roweru niewiele osób sobie może wyobrazić, więc dlaczego i z marszałkiem nie zacząć rozmowy od krótkiej przejażdżki.
Marcin Kuchciński: Tylko dlaczego krótkiej… (śmiech) Marzy mi się przejechanie w te wakacje Mazurskiej Pętli Rowerowej wokół wielkich jezior, by ocenić ją z poziomu turysty, a nie urzędnika. Trasę widziałem fragmentami, ale nadal znam ją najlepiej od strony prac samorządu województwa. Tym razem byłbym nastawiony na relaks. Nawiasem mówiąc, to właśnie jedna z tych umiejętności, którą powinniśmy w sobie wypracować: potrafić podczas urlopu ewoluować z myślami w kierunku wypoczynku. Ja z kolei z automatu przełączam się w taki stan, kiedy mam okazję posiedzieć na jeziorze z wędką. Jeżdżę na ryby wyłącznie dla resetu umysłu i dla świetnych rozmów z bratem, bo zwykle we dwójkę wybieramy się na wędkowanie. W takich okolicznościach nawet milczenie jest super sprawą. To dobre antidotum na przebodźcowanie dzisiejszego świata. Tak naprawdę nawet i ryby nie muszą wtedy brać.
Właśnie wędkarze narzekają, że coraz mniej ryb.
Też to dostrzegam, mimo iż nie nastawiam się na połów. Wyznaję zasadę: złap, zmierz i wypuść. A jeśli chcemy mieć rybę na kolacje, to są od tego sklepy czy gospodarstwa rybackie. Wędkarstwo powinno pozostać w sferze rekreacji, oczywiście respektując jego żelazne zasady.
Czego trzeba doświadczyć na Warmii i Mazurach, by móc uznać po wakacjach, że poznało się tę wyjątkową krainę?
To zależy od ilości energii, która w nas drzemie. Niektórzy przyjeżdżają się wyciszyć, więc idą do lasu, jadą na ryby, szukają widoków, cieszą się naturą i zaszywają w głuszy. Renesans przeżywa kajakarstwo, na nowo odkrywamy Łynę. Inni z kolei chcą dostarczyć sobie emocji i adrenaliny, od sportów wodnych, po downhill, bo i do tego mamy super trasy.
Wszystko tkwi więc w naszym temperamencie. A trzeba dodać jeszcze olbrzymią ofertę atrakcji zabytkowo-muzealnych oraz bogactwo kulinarne regionu. Niewiele jest takich miejsc, gdzie można doświadczyć tak wiele.
Dodatkowo w tym sezonie wróciły na Mazury wydarzenia światowego formatu.
Mamy za sobą i puchar świata w siatkówce plażowej w Starych Jabłonkach i Rajd Polski, który znów stał się rundą mistrzostw świata. Odwiedziły nas tysiące kibiców z wielu kontynentów i jestem przekonany, że część z nich z przyjemnością wróci tu z rodzinami by wypocząć, a druga część poleci nas swoim znajomym. Zadbaliśmy o to, by przy okazji transmisji tych wydarzeń, każde wejście na antenę telewizyjną poprzedzone było 30-sekundowym spotem prezentującym walory naszego regionu – to ogromny ekwiwalent promocyjny. Z kolei w sierpniu czeka nas kolejna edycja Olsztyn Green Festival, o którym sami artyści mówią, że to najpiękniejsza impreza muzyczna w kraju. Chyba lepszej reklamy nam nie trzeba.
Oglądając turniej w Starych Jabłonkach jako były siatkarz, zastanawiał się pan, jaką formę by zaprezentował na boisku? Tak prosto z marszu?
Oczywiście kiedy się siedzi na trybunach, to wydaje się: ja bym to lepiej zagrał. Weryfikacja przychodzi dosyć szybko, kiedy stajesz na boisku. Ja swoje aktualne umiejętności gry na plaży zweryfikowałem dwa lata temu podczas meczu charytatywnego na Plaży Miejskiej. (śmiech) Trudno zresztą oczekiwać, że jeśli nie trenujesz na co dzień, to po wyjściu na boisko będziesz błyszczeć. Nie zapominajmy też, że siatkówka plażowa i halowa – którą trenowałem, to zupełnie dwie różne dyscypliny. Poza tym motoryki w pewnym wieku się nie oszuka. Technika pozostała, wyczucie piłki także, ale wiek już nieco inny…
Z motoryką chyba nie jest tak źle, bo wystarczy prześledzić pana social media i widać tę aktywność fizyczną. Pewnie nakręca pana do tego nie tylko sam region, który kusi do rekreacji?
Przede wszystkim biegam, bo czuję taką potrzebę dla głowy, ciała i formy. Przyznam szczerze, że bieganie wcale nie jest moim ulubionym sportem, jednak widzę, jak świetne daje rezultaty. Poziom ednorfin po bieganiu jest nie do przecenienia. Zauważam, że te same problemy przed i po ukończonym dystansie stają się mniej znaczące, prostsze do rozwiązania. Ostatnio podczas biegania dostałem jeden taki „trudny” telefon. Jestem pewny, że siedząc za biurkiem urósłby w mojej głowie do znacznie większych rozmiarów.
Biega pan z telefonem?
Tak, bo słucham podcastów, audiobooka, albo po prostu muzyki.
Jakie audycje wybiera pan na jogging?
Społeczno-polityczne, o Formule 1, albo podcast Łukasza Kadziewicza – z którym skądinąd znam się z gry w siatkówkę – a który w programie „W cieniu sportu” zaprasza świetnych rozmówców. Kibicuję mu i często wymieniamy się opiniami na temat kolejnych wyemitowanych odcinków.
To ile tych kilometrów trzeba panu na dostarczenie endorfin?
Zwykle 7–8, góra 10.
No to pobiegnijmy w stronę wsi, bo te warmińsko-mazurskie wioski przeżywają właśnie renesans. Zmieniło się ich postrzeganie – kiedyś uciekali z nich młodzi, a dzisiaj rodziny szukają tam spokoju życia. Pytanie więc do gospodarza regionu: jak wspomóc ten pozytywny trend?
Marcin Kuchciński o zmianach w postrzeganiu warmińsko-mazurskich wiosek:
Sama wieś zmieniła się tak samo, jak zmieniło się choćby postrzeganie kół gospodyń wiejskich. Kiedyś kojarzyły się nieco przaśnie, tak samo jak sołtys z powiedzeń o Wąchocku. Dzisiaj to dynamicznie działające panie, które zawodowo realizują się w mieście na przeróżnych stanowiskach, a kreatywne po godzinach właśnie w swoich mikrospołecznościach, gdzie aktywizują, przynoszą dobre wzorce, inicjują edukację dla dzieci i seniorów.
Jako samorząd mamy środki, by wzmacniać takie inicjatywy. Zależy nam, by tętniło tam wartościowe życie, a wiejska świetlica nie kojarzyła się z wiekowym stołem do ping-ponga w kącie sali. Choć on akurat też swoją pozytywną rolę odgrywa.
Jako samorząd wsłuchujemy się w głos takich przedsięwzięć czy osób, które czują tożsamość regionu i dbają o kulturowy rozwój społeczności.
Kolejnym zjawiskiem, który na Warmii i Mazurach jest na fali wznoszącej, a też łączy się z wsią, są wszelkiego rodzaju manufaktury. Dzisiaj w pożądaniu są tzw. zawody kraftowe, bo konsumenci chcą się z nimi utożsamiać. W przyszłości może się to stać istotnym filarem regionalnego biznesu?
Odwołam się tu do naszego urzędniczego przesłania – do zrównoważonego rozwoju regionu, czyli takiego, w którym każdy znajdzie swoją przestrzeń do inspiracji, realizacji i rozwoju. A nasze w tym zadanie, by dać ku temu narzędzia.
Wspieramy aktywności związane z naszymi inteligentnymi specjalizacjami, bo to tworzy naszą tożsamość: produkcję zdrowej żywności, biznesy oparte o sektor drzewny, związany z wodą, zdrowym życiem. Manufaktury też rządzą się starymi prawidłami popytu na oferowany produkt, więc skoro to zainteresowanie rośnie, kwitnie, to mamy tego wymierne biznesowe efekty. I chcemy to wspierać, bo ileż mamy przykładów, kiedy ktoś zaczął np. wypiekać regionalne sękacze, a dzisiaj to świetnie prosperujący zakład. Chcemy sklepów, produktów i restauracji opartych na tradycji regionu. Wiele gmin realizuje lokalne jarmarki, gdzie manufaktury cieszą się szczególnym zainteresowaniem. Często to ludzie, którzy porzucili dotychczasowe zajęcia, które być może nie dawały im satysfakcji, a realizują się z powodzeniem właśnie w takich pasjach, które zmieniły się w biznes. I jeśli to stało się pomysłem na życie – nie ma nic lepszego.
Marszałek Marcin Kuchciński i wizja inwestycji w regionie:
Zdecydowanie poprawimy ofertę dla mieszkańców jeśli chodzi o służbę zdrowia, obiekty kulturalne, komunikację i drogownictwo, co z kolei przyciągnie inwestorów, a to przełoży się na dostęp do lepszego rynku pracy. Turystyka, która dzisiaj stanowi około 10 proc. PKB regionu, po zainwestowaniu 800 mln zł w jeziora mazurskie i 600 mln zł w tzw. Canal Velo, czyli infrastrukturę drogowo-rowerową Krainy Kanału Elbląskiego, na pewno jeszcze bardziej podbiją tę atrakcyjność regionu i dla mieszkańców, i dla turystów.
Szykuje się też ambitny projekt wartości niemal dwóch miliardów złotych, który zakłada sieć velostad, czyli układ dróg rowerowych w całym województwie, by w przyjaznych warunkach podróżować między miastami. To wszystko przełoży się na szeroko pojętą jakość życia, pracy i wypoczynku. Żebyśmy zwyczajnie czuli się tu szczęśliwi.
Turystyka to jest ten sektor, w którym szczególnie przyjemnie podpisuje się umowy inwestycyjne?
Każda podpisywana umowa, z której powstaną fantastyczne rzeczy, daje radość. Nie mamy hierarchii, która stopniuje ważność spraw, bo – jak już wspominałem – chodzi nam o tak zrównoważony rozwój regionu, by z inwestycji korzystali ludzie w różnym wieku, o różnej zasobności portfela, mieszkający na różnych obszarach i mający różne zainteresowania.
Marszałek Marcin Kuchciński o niedocenieniu potencjału stolicy naszego regionu:
Uważam, że Olsztyn wciąż jest niedoceniony, a ma w sobie ogromny potencjał. Nie chcemy, by był przystankiem do Mazur, więc liczę, że stolica regionu pokaże drzemiącą w niej moc.
Pan korzysta z urlopu na Warmii i Mazurach?
Jak każdego roku, z bratem, tatą i przyjacielem, mamy tradycyjnie już zaplanowany rejs szlakiem Wielkich Jezior Mazurskich. Ale liczę, że na łódkę wskoczę tego lata jeszcze nie jeden raz, choćby na chwilę, bo ile razy widzę żagiel na jeziorze, tyle razy pytam się: dlaczego mnie tam nie ma?
Marszałek Marcin Kuchciński o problemie zanieczyszczeń jezior przez turystów:
Problemem jest też absolutny brak świadomości, że zanieczyszczanie jezior w taki sposób jest czymś złym. Sam, kiedy wypożyczałem houseboat, pan, który wydawał mi go, tłumaczył obsługę zbiorników z zanieczyszczeniami, pokazując, że „tu jest taki zawór: w lewo do zbiornika, a w prawo do jeziora”. Ręce mi opadły. To musi być ustawowo i prawnie rozwiązane tak, by nie było tego „w prawo do jeziora”.
Jako mieszkańcy, mamy jeziora na co dzień, turyści – tylko podczas urlopu. Wierzę, że każdy, kto chce z nich korzystać, chciałby wracać do czystych wód i w takich się kąpać. Jest jeden problem. Posłużę się przykładem, który podaję na wszystkich spotkaniach i który to otwiera ludziom oczy. W szczycie sezonu na wszystkich jeziorach regionu pływa do 100 tys. osób, a 80–90 proc. z nich załatwia swoje potrzeby w jeziorze. Turysta wyjeżdża, my – a właściwie nasze jeziora – z nimi zostajemy… Czy sieć ekomarin rozwiąże problem? W pewnym sensie tak, ale bardziej potrzebne są darmowe punkty odbioru nieczystości.
W inne metody nie wierzę. Pływaliśmy kiedyś po Mamrach, Niegocinie i przed zdaniem jachtu popłynęliśmy do portu opróżnić zbiornik. Mam wrażenie, że nikt się takiego obrotu sprawy najczęściej nie spodziewa. Poszedłem do kapitanatu, tam kazali mi szukać gdzieś bosmana, bosman kazał czekać… Miałem kilka takich momentów, po których nawet zdeterminowany żeglarz odpuściłby sobie temat. Właśnie dlatego, z puli 800 mln zł, które trafią do Stowarzyszenia Wielkich Jezior Mazurskich, będą też środki przeznaczone właśnie na darmowe punkty odbioru ścieków w każdej marinie.
Schodząc na ląd, ale pozostając z przyjemnym wiatrem – we wrześniu po raz pierwszy do Polski, konkretnie do zamku w Rynie, zawita rajd zabytkowych motocykli z całej Europy – Retro Tour FIVA World Rally. Na stronie organizatora promującej wydarzenie można wyczytać: rajd będzie przebiegał zjawiskowymi drogami wokół najpiękniejszych mazurskich jezior i lasów.
I jako motocyklista rozumiem te słowa doskonale. Tu jest raj do uprawiania turystyki zmotoryzowanej, tej niespiesznej, nastawionej na delektowanie się krajobrazem. Więc kiedy widzę tu motocyklistę z obcą rejestracją, to mówię sobie: „wiem, po co tu przyjechałeś i fajnie, że tu jesteś”. A kiedy przy pięknej pogodzie sam jadę samochodem i mijają mnie motocykle, to trochę zazdroszczę, że nie jestem z nimi. Bo jazda motocyklem w takich okolicznościach przyrody to czas wyłączenia się. Odnoszę wrażenie, że ten pęd wiatru wręcz wywiewa z głowy nadmiar myśli.
Marszałek Marcin Kuchciński o najważniejszym czynniku kształtującym gen Warmii i Mazur:
Z tą tożsamością mieliśmy kłopot, bo jesteśmy miksem kultur, pochodzenia. Stąd wielu pewnie dopadł niegdyś syndrom: jestem tu na chwilę, ale kiedyś wrócę do siebie. Być może wcześniej nie pracowali na taką opinię, że to ich region. Dopiero kolejne pokolenia już zaczęły się z nim utożsamiać. Na pewno piękne okoliczności przyrody mają swój bodziec do tego, by identyfikować się z tym miejscem, jako przyjazną krainą.
Na koniec nie mogę nie zapytać marszałka o… martensy, w których codziennie wchodzi do urzędu.
Pierwsze kupiłem jeszcze na początku liceum, które nosiłem, aż się rozpadły. I kiedy kilka lat temu przyjechał do mnie w martensach brat, odezwały się we mnie młodzieńcze czasy. Nie mogłem się oprzeć – też kupiłem.
Jakoś szczególnie zwracają uwagę?
Zwłaszcza u tych, którzy też je noszą. One wnoszą odrobinę potrzebnego nam luzu. A poza tym są mega wygodne.
Rozmawiał: Rafał Radzymiński
obraz: Tomasz Grabowski