Najpierw pojawiają się konie, potem pies i koty, a na końcu gospodarze. Dom ukryty w środku lasu na granicy Warmii i Mazur, to raj dla ludzi i zwierząt. Nic dziwnego, że goście wracają do Kolonii Mazurskiej Mierki na regularny reset.

Inspiracja pojawiła się w olsztyneckim Muzeum Budownictwa Ludowego. To tam po raz pierwszy powstał pomysł o podcieniowym drewnianym domu rodem z Żuław. Drewniana konstrukcja, rzeźbione filary, zielone okiennice, duży taras, dachówka i kamienie z odzysku – tak miał wyglądać. Ekipa zakończyła budowę i od razu pojawił się pierwszy gość. Nie zniechęcił go nawet brak prądu w domu. Regularnie o 8 rano właściciele włączali agregat, aby przyjezdny mógł użyć suszarki do swoich długich włosów. Wrócił za rok z krótką fryzurą i… suszarką do grzybów. I mimo że prądu nie było nadal, aż przez pięć pierwszych lat działania Kolonii Mazurskiej Mierki grafik pokoi gościnnych z sezonu na sezon zapełniał się coraz szybciej.

– Kiedy goście wychodzili nad pobliskie jezioro, my „produkowaliśmy” prąd z pomocą agregatów, więc nie odczuwali jego braku – wspomina Danka, właścicielka siedliska. – Od początku byliśmy szczerzy w opisach naszego miejsca: dom na odludziu, a wśród atrakcji cisza, zieleń, zwierzęta, woda. Już podczas rozmowy telefonicznej weryfikujemy czy tego właśnie szukają zainteresowani. Dzisiaj niemal połowa naszych gości w sezonie to stali bywalcy. A raczej przyjaciele domu.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Bo bajkowy dom zatopiony w zieleni, z klimatycznymi komfortowymi pokojami dla 12 osób, kusi sielską, swobodną atmosferą. O poranku czeka kawa i lokalne przysmaki na tarasie wśród śpiewu ptaków, a wieczorem biesiady przy ognisku lub kominku w salonie. A jeśli komuś mało atrakcji – może zaliczyć wycieczkę rowerową, spływ kajakowy Marózką i Łyną czy kąpiel w jeziorze Plusznym, oddalonym od siedliska kilkanaście minut spacerem. Gospodarze kierują gości do pobliskich sprawdzonych restauracji czy zaprzyjaźnionych gospodarstw skupionych wokół portalu Slowhop. Ale niektórym wystarczy aparat fotograficzny czy sztaluga i pędzle, aby oddać się malarskiej pasji w zaułkach siedliska. Powstała tu niejedna książka. Swoją powieść kończył np. Rafał Kosik, autor lektur science-fiction dla młodzieży. I nie omieszkał w niej wspomnieć o Mierkach.

– Wiele osób mówi nam, że można tu usłyszeć swoje wnętrze. Otoczenie lasu wpływa kojąco i inspirująco, a goście odkrywają nowe pasje – tłumaczy Piotr. – Gospodarstwa agroturystyczne coraz częściej stawiają na luksus. Bo muchy, komary, końskie kupy dla wielu wczasowiczów stanowią problem. A my przeciwnie – zachęcamy, aby zbliżyć się do natury. Zebrać chrust na ognisko, iść na ryby, pomóc nam rozładować siano dla koni czy wyrzucić obornik. I wiele osób wyrwanych z miejskiego świata odkrywa w tych prostych czynnościach przyjemność. Albo przełamuje lęki próbując swoich sił w siodle.

Dlatego przyjmując rezerwacje, gospodarze pytają gości czy życzą sobie wi-fi. Reset od wirtualnego świata przydaje się zwłaszcza w przypadku rodzin z dziećmi.

– Zachęcamy raczej do lektury na hamaku i celebrowania czasu na łonie natury – tłumaczy Danka. – A dla gości spragnionych historii tego miejsca, opowiadamy o Koperniku, który przed wiekami zbierał tu obok na Warmii podatki. Albo o lotnikach niemieckich, którzy kąpali się w tutejszym jeziorze, przebywając na pobliskim lotnisku w Gryźlinach. Tłem tych opowieści jest ognień, szum lasu i gwiazdy, które nad siedliskiem świecą pełnym blaskiem. Może dlatego goście w swoich recenzjach tak często piszą o magii. 

Tekst: Beata Waś, obraz: Michał Bartoszewicz

Niezwykłych miejsc Warmii i Mazur szukamy z pokładu Skody. Tym razem towarzyszyła nam nowość – Skoda Scala w 150-konnej wersji Style (test na madeinwm.pl)