85 koncertów przez rok działalności, często pełna widownia i kolejka artystów chętnych do zagrania. Olsztyńska Scena Muzyczna Mirka Mastalerza – fortepianmistrza, to jedno z najciekawszych miejsc na muzycznej mapie Polski. O jej fenomenie rozmawiamy z Leszkiem Możdżerem, wybitnym pianistą i kompozytorem, a także patronem sceny i jej częstym gościem.
Leszek Możdżer o Olsztynie:
– Odkąd Mirek Mastalerz wstawił swoje pianina i fortepiany do Stajni Dragonów, to miejsce stało się jednym z najjaśniejszych punktów na muzycznej mapie Polski. Dzięki niemu czuję się tu jak u siebie. Zagrało tu już wielu znakomitych muzyków, a Mirek czasem nawet sprzeda coś w swoim salonie. Choć to nie jest główne źródło jego utrzymania – bo żyje głównie z wynajmu instrumentów – to sam fakt, że artyści mają tu do dyspozycji unikalną kolekcję, czyni tę przestrzeń wyjątkową.
Ja sam tak się rozpędziłem, że swoją najnowszą płytę Beamo nagrałem jednocześnie na trzech fortepianach. Znajomość z Mirkiem otworzyła mi głowę. W świat fortepianmistrzów udało mi się wciągnąć także Larsa Danielssona i Zohara Fresco. Obaj są zachwyceni.
Projekt „Beamo” powstał właśnie z ich udziałem. Co was łączy?
To są ludzie, do których mam stuprocentowe zaufanie. Nagraliśmy ze sobą wiele płyt w przeróżnych konfiguracjach i gramy razem już ze dwadzieścia lat. Projekt „Beamo” to bardzo trudne przedsięwzięcie, zarówno pod względem organizacyjnym, jak i koncepcyjnym, więc potrzebowałem mieć ze sobą zaufanych ludzi. Koncepcja jest trudna, bo wyłamuje się z tradycyjnie pojmowanej tonalności, a trzy fortepiany to – co by nie mówić – jednak trzy razy więcej fortepianów, niż zwykle. I tutaj Mirek Mastalerz okazuje się ogromnym wsparciem.
Jako patron Olsztyńskiej Sceny Muzycznej, obserwujesz jej rozwój z bliska. 85 koncertów w rok to chyba wyjątkowy wynik?
To wynik sensacyjny, nie tylko w kwestii ilości koncertów, ale również ich jakości. Przez ten rok przewinęła się tutaj absolutna czołówka muzyki polskiej, a nawet światowej. Przez lata pracy Mirek nazbierał tyle znajomości, że wszyscy chętnie przyjeżdżają pograć do Olsztyna. Miejsce ma szczególny klimat, chociaż jeszcze sporo jest do nadrobienia pod względem technicznym. Jednak okazało się, że historyczna sala Stajni Dragonów ma doskonałą akustykę i nawet prostymi środkami da się tutaj zrobić świetnie brzmiący koncert. Na razie Mirek radzi sobie z prowadzeniem klubu, ale obawiam się, że bez wsparcia może opaść z sił.
Sam kiedyś prowadziłeś klub w Sopocie. Wiesz, jak trudne to zadanie.
Ja wymiękłem po półtora roku, ale akurat wziąłem pod skrzydła miejsce bardzo specyficzne, obciążone długami oraz wpasowane w trudną tkankę społeczną Trójmiasta. Do tamtej pory był to klub znany głównie z imprez techno, a muzyka techno jest obrośnięta całym mrocznym światem, o którym nie miałem pojęcia. Przez swoją ignorancję wprowadziłem zamęt w niepisanych prawach terytorialnych Sopotu i odbiło mi się to potężną czkawką. Jestem za to bardzo wdzięczny, bo zorientowałem się, jak naprawdę wygląda rzeczywistość. To był potężny moment przebudzenia. Zacząłem czytać inne, niż dotychczas, książki i dotykać tematów, o których nie miałem pojęcia. W tamtej sytuacji, przy moim stanie świadomości, przedsięwzięcie było skazane na porażkę. Tutaj, w Olsztynie, wszystko wychodzi naturalnie, miejsce jest nieobciążone i czyste. To dobry adres na scenę muzyczną.
Tempo działalności sceny i jej repertuar zdają się wręcz wyprzedzać możliwości regionu.
Publiczność jest tutaj doskonała i przede wszystkim chce słuchać. Zadziwia mnie fakt, że Mirek tak regularnie robi koncerty i jakoś mu się to spina. Nie znam drugiego klubu, który by tak intensywnie działał, nie będąc instytucją publiczną. Mirka telefon dzwoni cały czas, artyści sami mu proponują terminy.
A do ciebie – też dzwonią z propozycjami?
Na szczęście do mnie nikt nie dzwoni, bo nie dałbym rady prowadzić kilku działalności na raz. Dałem Mirkowi jakieś graty (m.in. nagłośnienie i scenę – red.), czasami mu pomagam w promocji, albo z rzadka pośredniczę w rozmowach, ale cała scena jest na jego głowie, nie będę mu się wtrącał.
Wystąpisz też jako taper podczas cyklicznych pokazów kina niemego?
Zapewne Mirek ci o tym powiedział? To jego stary numer: najpierw wszystkich informuje, a ja się dowiaduję ostatni. Często jest już za późno, bo robi się takie ciśnienie, że mi nie wypada odmówić. Czasami jestem wściekły, że ciągle daję się nabrać. Kiedy miałem 20 lat, to organizatorzy wkręcali mnie w koncerty dokładnie tak samo: „panie Leszku, nie wyobrażamy sobie tej imprezy bez pana, niechże nam pan tego nie robi!”.
Leszek Możdżer i przestrzeń twórcza na Mazurach:
Na razie przedzieram się przez materię budowlaną, a to jest świat, o którym mam niewielkie pojęcie. Dowiaduję się nowych rzeczy i pomimo przeróżnych błędów, budowa idzie do przodu. Jak dobrze pójdzie, to już w tym roku zrobimy tam jakiś jam session.
Leszek Możdzer i jego brzmienie warmińsko-mazurskiego:
Chlupot wody, szum wiatru, śpiew ptaków, no i terkocący motor starej łodzi Mirka Mastalerza to pierwsze, co przychodzi mi na myśl. Siłę czerpię tutaj z energii przyrody, chociaż muszę przyznać, że na Mazurach nie pracuje się najlepiej, bo ciągle ktoś przychodzi z wizytą. Jak się mieszka w mieście, to do drzwi dzwoni tylko listonosz.
Rozmawiała: Beata Waś
Zdjęcie: Sisi Cecylia
🎶 Możdżer/Danielsson/Fresco – koncert w Olsztynie
Trio Możdżer/Danielsson/Fresco zagra 5 czerwca o godz. 19:00 w Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej w Olsztynie. To kontynuacja trasy promującej album Beamo. Po sukcesie pierwszej części i pełnych salach, muzycy wracają na sześć wybranych scen w Polsce.