Warmia i Mazury wytyczyły kurs biznesu, który stanie się kluczowy dla rozwoju regionu w strategii na lata 2015-2020. Koncentrując wsparcie unijne oraz naukowo-badawcze na naszych inteligentnych specjalizacjach, mamy szansę być w nich liderem nie tylko w kraju, ale i na rynkach zagranicznych. To branże podyktowane tradycją oraz walorami krajobrazowymi: żywność wysokiej jakości, specjalizacja drzewno-meblarska oraz szeroko pojęta ekonomia wody – od jakości oferty turystycznej zaczynając, poprzez sporty wodne, a na budowie jachtów kończąc. Rozpoczynamy cykl sylwetek firm, które przetarły szlak.

Tekst: Beata Waś, Grafika: Agnieszka Tańska

made_in_sylwetki_druk.indd
_DSC0623 (2)

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Sukces bilionów pszczół

Nie wystarczy zapał i smykałka do biznesu, aby pracować w tej branży. Trzeba mieć otwarte serce na naturę i prawdziwą pasję „“ dopiero one przekładają się na zyski w pszczelarstwie.

Dzień zaczyna od kawy z miodem wrzosowym. Albo od herbaty z miodem lipowym. Do tego pajda chleba, tym razem z miodem spadziowym. A latem – świeży miód prosto z ula.

Nie ogranicza też pracowników. Każdy może zjeść tyle, ile zapragnie. – Pytam ich co jakiś czas: „nie obrzydł wam jeszcze miód”? Jeszcze nikt nie udzielił odpowiedzi twierdzącej, a niektórzy pracują ze mną po 20 lat – mówi Bogdan Piasecki, prezes firmy „Mazurskie miody”. – To jeden z najlepszych darów natury i suplement diety, więc każdy zaspokaja nim własne potrzeby. Ja jestem prawdziwym smakoszem i nie wyobrażam sobie dnia bez miodu. Zużywam 20 litrów rocznie. Nie wspominając o propolisie wytwarzanym z kitu pszczelego, który często stawia mnie na nogi.

Historia jego miodowego imperium sięga lat 60. Rodzice, którzy przed wojną byli właścicielami uli i gorzelni na Polesiu, zarazili go miłością do pszczół. Skończył szkołę pszczelarską i założył w Pieniężnie pasiekę, a potem otworzył przetwórnię, która skupowała miód z całej Polski. Konfekcjonowała go na miody słoikowe, pitne, miodówki i destylaty. Był najmłodszym pszczelarzem zawodowym w Polsce.
W latach 80. jego pasieka liczyła 1200 uli.

Do jego obecnej siedziby w Tomaszkowie, z elewacją w formie plastra miodu, wchodzi się przez ogromną beczkę.
W ub. roku obchodził tu 40-lecie pracy. – Na nasz sukces pracują miliardy, a może nawet biliony pszczół – przyrównuje żartem. – Bez prawdziwej pasji nie dałoby się przez tyle lat przetwarzać jednego surowca. Zaraziłem nią córkę, zięcia i syna – tworzymy typowo rodzinną firmę. Robienie miodu wyłącznie dla zysku nie sprawdza się, trzeba otworzyć swoje serce na naturę. Rynek uznał i pokochał nasze produkty, co pozwala nam rozwijać produkcję.
W ofercie mają też miodówki, miód pitny, wódki i okowity. Wiele z trunków bazuje na recepturach, które Bogdan Piasecki odziedziczył po rodzicach. Jak chociażby Trójniak Kresowy, Półtorak Rodowy czy Półtorak Piasecki. Zdobyły medale m.in. na najbardziej prestiżowym na świecie konkursie poświęconym miodom pitnym – The Mazer Cup International w USA. Jednak największą chlubą Mazurskich Miodów jest medal im. ks. dr Jana Dzierżonia, przyznany przez Polski Związek Pszczelarstwa za zasługi dla branży.

– Nie wszystkie rodzaje miodu występują na Warmii i Mazurach, jak chociażby wrzosowy czy spadziowy, które sprowadzamy z innych części kraju – tłumaczy Janusz Luty, technolog firmy. – Jako jedyni w Polsce robimy miody pitne niesycone – nie są poddawane obróbce termicznej, co pozwala zachować naturalny aromat i wartości, których brakuje produktom przemysłowym. I to jest sukcesem naszej firmy – historyczne receptury i sposób wytwarzania. Kolejne nagrody potwierdzają, że warto stawiać na produkt lokalny i tradycję. Bo jest w nich smak natury, za którym tęsknimy.

made_in_sylwetki_druk.indd
Barracuda-7_124I3630

Luksus na fali

Weekend nad wodą czy na kanapie w domu? A może tak połączyć dwa rozwiązania i kupić jacht motorowy z Ostródy?

Merry Fisher to gwiazda ostatnich sezonów. Pokochali ją żeglarze i rybacy trzech kontynentów. A także ich żony.
Wewnątrz kokpitu duży stół z siedziskami wyściełanymi materacami można zamienić na pokład do opalania. I choć
w firmie Ostróda Yacht co roku przybywa kilka nowych modeli jachtów, Merry Fisher bije rekordy sprzedaży. – Kosztuje tyle, co dobry samochód – obrazuje Mirosław Hajdukiewicz, członek zarządu i dyrektor ds. logistyki i produkcji w Ostróda Yacht. – Jacht nie jest jedną z najważniejszych potrzeb Polaka, kupują je głównie pasjonaci. Za to na zachodzie czy północy Europy, np. w Norwegii, to jeden z domowych gadżetów.
Służy chociażby jako pojazd do pracy – na skróty, przez fiordy. Albo żeby wyskoczyć na godzinę na ryby czy do supermarketu. Dlatego jachty sprzedajemy głównie na eksport.

I tak jest od dekad, bo historia stoczni ostródzkiej sięga czasów budowy Kanału Elbląskiego. A od lat 50. zaczęto produkować tu kultową „Omegę” – pierwszy jacht szkoleniowy i turystyczny, który służył pięciu pokoleniom żeglarzy.

W latach 80. projekt żaglowej Sportiny 620, rozsławionej pod nazwą Jantar 21, autorstwa Andrzeja Skrzata, był prawdziwą rewolucją w polskim i europejskim jachtingu. Ostródzka stocznia zmieniała nazwy i właścicieli, aby od 1992 roku zacząć współpracę z francuską stocznią Jeanneau i uruchomić masową produkcję modelowych jachtów motorowych i żaglowych. Motorówki z Ostródy podbiły rynki Francji i południa Europy. W 2002 roku firma stała się częścią francuskiego koncernu i przeszła gruntowną restrukturyzację. W innowacyjnych halach pracuje 650 osób. – Jako jedyniw Polsce stosujemy metodę wtryskową przy produkcji kadłubów – tłumaczy dyrektor Hajdukiewicz. – To zapewnia komfort pracownikom, bo eliminuje całkowicie emisję chemicznych substancji. Inwestycje w ostatnich dziesięciu latach: robotyzacja procesów nakładania żelkotu i obcinania oraz owiercania elementów gotowych uczyniły ze stoczni jeden z najnowocześniejszych w Europie zakładów specjalizujących się w produkcji łodzi motorowych o długości do dziewięciu metrów.

Sam związany jest z firmą od 23 lat, pamięta stare czasy kiedy szkutnictwo było rzemieślniczą robotą. – W zasadzie wychowałem się w ostródzkiej stoczni. Przez 42 lata pracował tu mój ojciec, ja trafiłem tu po studiach na Politechnice Warszawskiej w latach 90. i zostałem menadżerem sieci IT. Mimo historycznych i gospodarczych zawieruch udało nam się utrzymać na rynku i to w świetnej formie.

Ostróda Yacht produkuje ponad 30 modeli jachtów motorowych i żaglowych dla marek Jeanneau oraz Beneteau.
Modernizuje linie produktów: Cap Camarat, Merry Fisher, Flyer i Antares – wszystkie o długości kadłuba od czterech do dziewięciu metrów. Zanim jachty trafią na wody Europy, Australii i Ameryki Północnej, prototypy przechodzą testy na jeziorze Drwęckim.

made_in_sylwetki_druk.indd
VENTI ARAN_ACJA 1 HR 300dpi
Dobrze umeblowany biznes

Od początku wierzył w tę branżę. Produkował, inwestował, nie zniechęcał się trudnościami. Dzisiaj jego meble trafiają pod strzechy niemal w całej Europie.

W swoim domu nie wymieniał mebli od 20 lat. Za to z jego fabryk w Elblągu codziennie wyjeżdżają we wszystkich kierunkach świata kolekcje biurowe, salonowe, sypialniane, łazienkowe, do pokojów dziecięcych i do garderoby. Najwięcej do Niemiec i Austrii. – Tam wymienia się meble co pięć lat, a nie co dwie dekady jak w Polsce – tłumaczy Leszek Wójcik, właściciel marki „Meble Wójcik”. – Na zachodzie przywiązują większą wagę do tego, aby mieć w domu design na czasie.
A jak jest w rozsądnej cenie i dobrej jakości – polecają znajomym. Mamy dobrych projektantów, którzy śledzą ogólnoświatowe trendy, są na czasie z nowościami w kwestii rozwiązań ergonomicznych, dekorów czy akcesoriów.
Zaczynał w latach 80. od małego zakładu stolarskiego.

O zbyt mebli w sklepach było trudno, więc sprzedawali je z żoną na rynkach i targowiskach. Mimo trudności nie zrażali się, bo Leszek Wójcik od początku był pewien, że ma dobry fach w rękach. Jak mawia – grunt to cierpliwość. W ciągu 30 lat rynek pomału się otwierał: najpierw rosyjski, potem bałkański, wreszcie kraje Unii Europejskiej. Na miejscu warsztatu stolarskiego w latach 90. powstało „Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowe Stolpłyt Leszek Wójcik”, a w 2006 roku – „Fabryka Mebli Stolpłyt” i „Wójcik Fabryka Mebli”. Dwa lata później zadebiutowała marka Meble Wójcik – oferta zaprojektowana z myślą o polskim rynku, odpowiadająca rodzimym gustom i warunkom mieszkaniowym.

Lista nagród dla marki „Meble Wójcik” jest długa jak jej historia. – Nasz region drewnem stoi, więc wierzyłem od początku, że ta branża ma potencjał – twierdzi Leszek Wójcik. – Sekret sukcesu to cierpliwość. Nie chcieć wszystkiego od razu, nie zrażać się porażką, bo biznes to nieustająca huśtawka. Tłumaczymy to młodym z którymi organizujemy spotkania w siedzibie firmy lub odwiedzamy w szkołach. Przekonujemy, że nie trzeba emigrować, aby mieć pracę i godny zarobek. Po dobrej zawodowej szkole, zajęcie w regionie na pewno się znajdzie – choćby u nas.

A pracować jest gdzie. W ub. roku firma powiększyła się o Żuławską Fabrykę Mebli. Na biurku prezesa czekają już plany budowy kolejnej hali w Elbląskiej Strefie Ekonomicznej. We wszystkich trzech fabrykach pracuje prawie 1000 osób, a szkoli się co roku około 100 uczniów szkół zawodowych. Prezesowi w zarządzaniu pomaga rodzina – syn, córka oraz synowa i zięć są zaangażowani w różne obszary działań firmy. – Szukają innowacyjnych rozwiązań, aby rozwijać biznes – tłumaczy szef. – Surowiec i nowoczesne zaplecze są, tylko trzeba dobrych rąk do pracy. Nie czekamy, aż urzędy nas wyręczą, sami przejmujemy inicjatywę – jak pomysł utworzenia w Olsztynie wyższej szkoły technologii drewna. Bo zamiast narzekać na brak przemysłu i miejsc pracy, rozejrzyjmy się wokół siebie i poszukajmy możliwości. Dla siebie i dla regionu.

Obrazy: archiwum producentów