Według naukowców stoimy nad przepaścią. I mamy wybór – działać natychmiast, albo czekać na tragiczne skutki zmian klimatu. Ekologia w domowym wydaniu, parmakultura, bioarchitektura. Jak na Warmii rozwijają się działania sprzyjające człowiekowi i planecie?

Harmonia ze środowiskiem

Mimo październikowej słoty, skrzynki w ogrodzie gospodarstwa EtnoWarmia w Skolitach pełne są dorodnych warzyw, ziół i kwiatów. I jak zapewniają gospodarze – jeszcze na początku grudnia można będzie zbierać plony. Tempo wzrostu roślin jest takie, że Kamila i Hirek, nie nadążają ich przetwarzać. Każdy gość wychodzi więc z naręczem buraków, jarmużu czy bazylii. Zapach i smak roślin uprawianych w ich permakulturowym ogrodzie jest tak intensywny, że nadają potrawom niespotykane smaki.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

– Nawet pokrzywa na naszych grządkach parzy kilka razy dotkliwiej – żartuje Hirek Jaroszewicz, rolnik, właściciel gospodarstwa EtnoWarmia. – Udało nam się wyhodować solidne arbuzy, które w naszym klimacie zazwyczaj nie osiągają znacznych rozmiarów. Umieszczamy obok siebie w ogrodzie gatunki, które mają na siebie najlepszy wpływ, jak marchew z cebulą czy seler z porem. I naprzemiennie: zioła, kwiaty, warzywa. Bioróżnorodność sprzyja zdrowiu roślin, kusi kolorami i zapachami pożyteczne owady.

Idea upraw permakulturowych (permanent agriculture – trwałe rolnictwo) zakłada tworzenie ogrodów odzwierciedlających to, co robi natura np. w lesie. W skrzynkach z desek wbudowanych w ziemię i wyłożonych izolacją tworzy się warstwy: stare drewno, piach, darnina, słoma, obornik, znowu słoma i ziemia. 

– Prowadzimy warsztaty z upraw permakulturowych dla dzieci i dorosłych. To wygodne, praktyczne rolnictwo i łatwo złapać bakcyla – tłumaczy Kamila Moroz z EtnoWarmii, plastyczka, współorganizatorka warsztatów. 

Uprawy permakulturowe, których nazwa powstała w ub. wieku, ale zasady są stare jak świat, przeżywa rozkwit nie tylko na warmińskiej wsi. Skrzynkę z mini-ogrodem można stworzyć nawet na balkonie w bloku. – To holistyczny system, który ma przywrócić harmonię człowieka ze środowiskiem naturalnym bez względu na miejsce w którym żyje. Chodzi w nim o samowystarczalność, rozsądne określanie potrzeb, a w razie nadwyżki – dzielenie się z innymi – tłumaczy Bogusław Kosek, inżynier z Olsztyna tworzący w gminie Jonkowo permakulturowe uprawy w wysokich grządkach. – Procesy zachodzące w skrzyniach sprawiają, że ziemia jest nie tylko żyzna, ale ma też wyższą temperaturę. Sprzyja szybszemu wzrostowi roślin i dłuższej wegetacji bez użycia nawozów sztucznych. 

– Uprawa roślin przy której wykorzystujemy mikroretencję, nie wymaga zbytniego wysiłku z naszej strony. Jest to więc coś w rodzaju inwestycji oszczędzającej czas, pieniądze i środowisko – dodaje Anita Jabłonowska-Kosek, olsztyńska lekarz dermatolog, propagatorka permakultury i zdrowej diety roślinnej. – Skrzynie to także sposób na pozbycie się wszelkich odpadów organicznych: zgrabionych liści, skoszonej trawy, gałęzi, starych odpadów drewnianych jak deski, belki, wióry. To potencjał, z którego można czerpać tworząc domową gospodarkę obiegową.

Słoneczna ziemianka

Permakultura stosowana jest nie tylko w rolnictwie. Z jej zasad korzysta się przy projektowaniu domów i wiosek, systemów energetycznych czy w zagospodarowywaniu odpadów. Earthshipy – energooszczędne, pasywne domy z odpadów, od lat 60. budowane są w różnych częściach świata. Ich prekursorem jest Mike Reynolds, wizjoner i architekt, który stworzył je z myślą o przyszłości jaka czeka Ziemię na skutek zmian klimatycznych. W Wołownie w gminie Jonkowo powstaje jeden z nich – stumetrowa szklarnio-ziemianka ze starych opon, butelek, puszek. Otulona jest z trzech stron ogromną masą termiczną z odpadów wymieszanych z gliną. Odpowiednia konstrukcja i ściana ze szkła od strony południowej wykorzysta energię cieplną bezpośrednio ze słońca.

– Bez względu na porę roku, w eartshipie temperatura nie spada poniżej 19 stopni, bo skumulowana w ścianach energia oddaje ciepło – tłumaczy Maciej Wójcik, mieszkający przez wiele lat w Warszawie, związany w przeszłości z ekobudownictwem, założyciel Stowarzyszenia Earthshiplife tworzącego „słoneczną ziemiankę”, część większego Projektu na Rzecz Klimatu. – Woda deszczowa spływająca z dachu do zbiorników, po filtracji i uzdatnieniu będzie wykorzystywana do picia i mycia, a po przejściu przez domową oczyszczalnię ścieków – posłuży roślinom. Prąd uzyskamy z paneli fotowoltaicznych. Zatem taki dom nie emituje dwutlenku węgla, nie ma żadnych kosztów utrzymania. 

W każdej chwili można przyjechać do Wołowna na plac budowy swoistej „arki Noego” i dołożyć swoją cegiełkę, a raczej oponę czy butelkę do powstającej konstrukcji. Uwijają się tu wolontariusze z różnych stron Polski zainteresowani innowacyjnym patentem na życie.

– To projekt, który pozwala na samowystarczalność żywieniową i mieszkaniową. No, może nie wyprodukujemy sami soli, ale warzyw i owoców w ogrodzie i oranżerii na pewno nie zabraknie – zapewnia Maciej. – Projekt powstał, aby inspirować innych i pokazać, że dom nie musi być zbudowany z tradycyjnych materiałów, aby żyć wygodnie i tanio. Chcemy tu w Wołownie stworzyć kolonię eartshipów. Podpiszemy kontrakt ze słońcem i przyrodą, a nie z systemem, który opiera się na paliwach kopalnych. I nauczymy wszystkich chętnych jak uniezależnić się od nich, co i tak kiedyś musi nastąpić, jeśli chcemy przetrwać na tej planecie.

Konopie na kryzys

Żniwa konopne w gospodarstwie ekologicznym w Praslitach, gdzie ma swoją siedzibę Stowarzyszenie Warmińskich Chłopów Bosych, przyciągnęły pod koniec lata sporo wolontariuszy. Oprócz ekologicznych warzyw i zbóż, od zeszłego roku właściciele uprawiają tu konopie włókniste na dziesięcioarowym polu. Roślina ceniona od wieków, a przez ostatnie dekady ciesząca się złą prasą, znowu wraca do łask. Jej zastosowanie w przemyśle jest niezwykle szerokie, ale wciąż mało popularne. Można ją np. wykorzystać do produkcji biodiesla czy biomasy opałowej. W Praslitach, póki co, powstaje surowiec zielarski.

– Z suszu robimy wartościowe lecznicze napary wzmacniające m.in. układ odpornościowy, nerwowy. W planach mamy zakup sprzętu do destylacji, aby tworzyć także konopny olejek eteryczny – tłumaczy Joanna Sekulska, absolwentka Uniwersytetu Ludowego Rzemiosła Artystycznego. Wraz z rodzicami prowadzi gospodarstwo ekologiczne w Praslitach. – Marzy nam się także, aby w przyszłości wykorzystać uprawy do produkcji przędzy, cenionej w przemyśle odzieżowym. W październiku, podczas warsztatów kosmetycznych, w każdym produkcie upchniemy kawałek warmińskiej łąki. Nie tylko konopie, ale też koniczynę, krwawnik czy skrzyp. A w mojej pracowni rękodzieła „Bosasia” tworzę produkty z materiałów z odzysku, m.in. wojskowe worki lniane, które ozdabiam haftem ręcznym. 

W gospodarstwie w Praslitach można też kupić certyfikowane produkty ekologiczne, nauczyć się piec domowy chleb czy poznać zalety chodzenia boso przez cały rok, z czego słyną gospodarze. Bożena i Mariusz Sekulscy, jego założyciele, poznali się na początku lat 90. w jednym z pierwszych gospodarstw ekologicznych w Polsce.

– Kończyłam wtedy studia chemii rolnej, pisałam pracę magisterką na temat m.in. nawozów sztucznych – wspomina Bożena Sekulska. – Po zgłębieniu zasad nowatorskiej wówczas biodynamiki, dotarło do mnie, że to, czego mnie uczono, nie ma przełożenia na rzeczywistość, że manipulowano danymi, aby promować chemiczne rozwiązania. Zawarłam swoje nowe obserwacje w pracy magisterskiej, ale promotorka wykreśliła je. Postanowiłam, że nie chcę mieć z chemią nic wspólnego. Skierowaliśmy z mężem nasze życie w stronę natury. Tworzymy wokół gospodarstwa społeczność wspierającą się w działaniach eko i zarażamy innych do korzystania z potencjału lokalnej natury i rezygnacji z chemii. To łatwiejsze i tańsze niż się wydaje.

Zakasać rękawy

Wrześniowe strajki klimatyczne na całym świecie pokazały, że świadomość ekologiczna i strach przed zmianami klimatycznymi rośnie. Kolejne rekordy temperatur, susze i nagłe ulewy dają się we znaki nawet „niedowiarkom klimatycznym”. Zmiany systemowe przeciwdziałające emisji gazów cieplarnianych to zadanie dla rządzących. Ale każdy z nas może dołożyć cegiełkę do ratowania klimatu. Inwestycja w odnawialne źródła energii, korzystanie z transportu publicznego, ograniczenie spożycia mięsa czy choćby segregowanie odpadów – to małe kroki o wielkiej sile. Mowa o nich podczas cyklicznych Sobót dla Klimatu organizowanych przez Stowarzyszenie Artystyczno-Ekologiczne Ręką Dzieło w Godkach.

– Często słyszę pytanie: czy wierzę w globalne ocieplenie? To tak jakby pytać czy wierzę w istnienie elektronów, których przecież też nie widać. Więc to nie jest kwestia wiary, tylko nauki, jej badań i pomiarów – mówił podczas sierpniowej Soboty dla Klimatu Marcin Popkiewicz, fizyk jądrowy, analityk megatrendów. – Można się przyglądać wymieraniu gatunków, albo zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Każda duża zmiana zaczyna się od jednostki i jej wyborów. Bo to one wywierają presję na rządzących. Jeśli wybieram pociąg, albo rower zamiast samochodu, głosuję swoimi pieniędzmi na konkretną infrastrukturę i polityków, którzy mi ją obiecają. Jeśli zapraszam znajomych do knajpy wege, a nie na steka – pokazuję im, że można żyć bez mięsa i też jest smacznie. W Polsce dzieje się to jeszcze na małą skalę, ale jeśli spojrzymy na Europę – zachodzi poważna zmiana w świadomości. To ostatni moment, aby się opamiętać, bo na naszej komfortowej łódce płynącej po rzece, słychać już groźny szum zbliżającego się wodospadu.

Tekst: Beata Waś, obraz: Kamila Moroz, Beata Waś, Joanna Sekulska