Podobno każdy z nich ma jakąś moc. Wzmacniają, pomagają w relacjach z innymi, dodają optymizmu, no i przede wszystkim szyku. Biżuteria z kamieni półszlachetnych marki Soul Beads ma jeszcze jedną cechę – żaden egzemplarz się nie powtarza.

Można wybierać godzinami. Różowy kwarc na przypływ miłości albo błękitny lapis lazuli na inspirację. Zielony malachit hamuje zakażenia, a białe perły odpędzają negatywne moce. A może postawić na klasyczną czerń onyksu czy szarość hematytu? W końcu sięgam po kamień wulkaniczny – kojarzy mi się z wakacjami pod Wezuwiuszem.

W dizajnerskim salonie Soul Beads czas płynie inaczej. Bo nie dość, że nie można oderwać oczu od bransoletek, wisiorków, kolczyków i pierścionków, to ich twórczyni potrafi godzinami opowiadać o mocy zaklętej w kamieniach.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

– Od wieków przypisywano kamieniom i minerałom wyjątkowe właściwości. Każdy z nich pochodzi z innego zakątka świata, więc pewnie noszą w sobie energię tych miejsc – twierdzi Natalia Dąbkowska, właścicielka marki Soul Beads. – Zazwyczaj klientki intuicyjnie wybierają swój egzemplarz. I często przychodzą np. po czarny, a wychodzą z zielonym. I może same nadają im moc, której potrzebują? – pyta retorycznie.

Natalia tworzyła bransoletki już w dzieciństwie. Odwiedzając w USA babcię, brała tam udział w warsztatach dla dzieci z całego świata. Poznała finezyjne sploty i sposoby komponowania koralików. I na długie lata zapomniała o tych umiejętnościach. Skończyła psychologię i kilka biznesowych kierunków podyplomowych. Trafiła do korporacji i po jakimś czasie zamarzyła o własnym biznesie, który pozwoli jej wykorzystać wiedzę i kreatywność.

– Jeszcze na studiach zaczęłam od tworzenia bransoletek dla najbliższych – wspomina. – Kiedy zauważyli je znajomi, zaczęły się pierwsze zamówienia. Dostarczałam je do butików, markowych sklepów i na pokazy mody. Od podstaw stworzyłam swój brand. W sesjach zdjęciowych wzięły udział koleżanki ze studiów, a prototyp logo narysowałam… na chusteczce podczas lunchu.

Dwa lata temu w rodzinnym Olsztynie otworzyła własny salon. Wystroju dizajnerskiego wnętrza nie powstydziłyby się luksusowe dzielnice światowych metropolii. Eleganckie, czarne gabloty i drewniane ekspozytory. Trawertynowa podłoga i nastrojowe oświetlenie. A do tego zapach amerykańskich świec z naturalnych olejków, które dołączyła do asortymentu.

– Potrafię przewidzieć rynkowe trendy – przyznaje Natalia. – I choć rynek się ujednolica, jestem pewna, że coraz bardziej cenione będą wyroby wysokiej jakości, ponadczasowe i unikatowe.

W małej manufakturze na zapleczu salonu gromadzi kamienie ze wszystkich kontynentów ale też m.in. mocne sznurki wykorzystywane zazwyczaj do szycia skór czy solidne jubilerskie żyłki. A także przewieszki w kształcie kwiatów lotosu czy medytującego Buddy. Chwosty wisiorków nawiązują do tybetańskich i indyjskich sznurów modlitewnych. Bo fascynuje ją duchowość Wschodu.

– Tam liczy się człowiek i jego rozwój, a nie sprawy materialne. Moje wyroby niosą w sobie pewną ideę: warto być uczciwym, bo tzw. karma wraca do nas. Wszystko wykonuję ręcznie. Nie idę na łatwiznę, wkładam w to kawał misternej pracy i swoje serce.

Natalia daje dożywotnią gwarancję na swoją biżuterię. Mimo że sprawia ona wrażenie subtelnej i delikatnej, jest nie do zdarcia. Zdarza się, że klientki przynoszą jej do naprawy wyroby innych firm.

– Podczas podróży zagranicznych obserwuję branżę jubilerską – dodaje. – Za podobną jakość trzeba zapłacić na Zachodzie kilka razy więcej. Dlatego mam klientki, które zabierają moje wyroby za granicę na prezenty.

Bo jeśli ktoś raz kupi cacko sygnowane marką Soul Beads, na zawsze dołącza do „fanklubu”. Natalia wie, że nie wygra z wielkimi markami, ale fama o jej ozdobach rozchodzi się drogą pantoflową. Sprzedaje je także w internecie. Bransoletki z kamieni nosi m.in. modelka Kamila Szczawińska, prezentowały na swoich łamach kobiece pisma, m.in. „Viva”.

– Dostaję fotki od klientek z różnych stron świata – zdradza. – Śpią, bawią się, kąpią, a nawet serfują z moim logo na nadgarstku. To dla mnie największa satysfakcja, że czują się w nich wyjątkowo. W końcu każda w nich ma jedyny taki egzemplarz na świecie.

Tekst: Beata Waś, obraz: Michał Bartoszewicz