78-latka gra sobie z przyjemnością tanga na pianinie, emerytowany profesor wciąż pisze naukowe książki, na korytarzu słychać „You go to my head” Roda Stewarta, a na świetlicy grają w Scrabble. Dom Seniora „Młodzi Duchem” w Biesalu łamie wszelkie stereotypy o ponurej starości.

Czytam właśnie na tablicy informacyjnej o usłudze farbowania włosów i trwałej ondulacji, którą mieszkanki mogą sobie tu zaserwować… ale uwagę bardziej przyciągają dźwięki pianina. Konkretnie tanga nocturno. Trop prowadzi do pokoju wypoczynkowego. Przy 100-letnim – na oko – instrumencie, siedzi filigranowa kobieta w dżinsach. Przerywa kiedy biję brawo na koniec utworu. – Chyba mnie pan zestresował. Zawsze mi dobrze wychodzi – tłumaczy jedno małe potknięcie. – Tylko pan nie pisze, że się pomyliłam.
Pani Maria, rocznik ’36. Na pianinie, właśnie tym które oglądam, gra od czwartego roku życia. Rodzina przywiozła je do Domu Seniora w Biesalu aż ze Śląska. Talent muzyczny ma w genach, choć sama była nie muzykiem, a lekarzem weterynarii. W Biesalu mieszka razem z Misią, przygarniętą ze schroniska rozczochraną psiną.

Pani Maria pakuje nuty, bo właśnie zbiera się na obiad.
– Dużo przywiozła pani ze sobą nut?
– Ze dwa kilo – w mig mnie rozbawia.
„Młodzi Duchem” – to hasło jest kluczową wizytówka Domu Seniora w Biesalu. Sam obiekt, jego filozofia i jakość, łamią stereotyp. Bo o ile w Stanach, czy wysoko rozwiniętych krajach Europy, Dom Seniora jest prestiżową wizytówką dla rodziny, w Polsce wciąż kojarzony jest z zapuszczoną salką gdzieś w bocznym skrzydle szpitala. – Fakt, ciągle podkreślamy rodzinom naszych mieszkańców, że takich ośrodków jak ten, nie ma wiele w kraju. A oni szybko nas poprawiają: „wiele?! Takiego nie ma nigdzie” – przytacza żartem Dariusz Nieścior, prezes zarządu Domu Seniora „Młodzi Duchem”.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Prowadzą go z żoną Karoliną. Poznali się w Gdańsku, tam też zdobyli najwięcej doświadczenia zawodowego. Pola w Biesalu, gdzie dzisiaj stoi ośrodek, Darek pamięta jeszcze z dzieciństwa. Tu wpadał do dziadków na wakacje. Później zamieszkali tu jego rodzice, którzy chętnie zgodzili się na realizację wizji młodego pokolenia. Z kolei rodzice Karoliny mieli ogromne doświadczenie w branży. – Wsparcie rodziców dostajemy do dzisiaj – mówią.

Obiekt, bardziej przypominający hotel niż placówkę dla starszyzny, jest więc efektem fuzji: potencjału, wiedzy, chęci i możliwości. – Mamy bardzo duży przyrost osób starzejących się w społeczeństwie, więc uznaliśmy, że będzie potrzeba organizowania tym ludziom właśnie takiej formy życia, by czuli się młodzi duchem i szczęśliwi.

A ponieważ państwowe placówki prezentują bardzo niską jakość, my od początku założyliśmy standard najwyższy – mówi Darek.

Wedle ich pomysłu powstała pierwsza tego typu placówka w kraju, łącząca dom seniora z niepublicznym zakładem opiekuńczo-leczniczym – oddziałem szpitalnym, który umożliwia specjalistyczną opiekę nad bardziej potrzebującymi. Może pomieścić 123 mieszkańców. Standardu wnętrza nie powstydziłby się dobry hotel. Technologii też. Energia czerpana z gruntu, podłogowe ogrzewanie z ustawianiem temperatury w pokojach wedle upodobań, odzysk energii, WiFi, najnowocześniejszy system przyzywowy w każdym pokoju. Jego mieszkaniec jednym klawiszem pilota i z dowolnego miejsca swojego mieszkanka, komunikuje się z dyżurką pielęgniarek, zlecając głosowo swoje potrzeby. System jest na tyle sprytny, że obsługa może te komunikaty odbierać będąc w każdym innym pokoju.

Mechanizm chwali prof. Stanisław Kawula, wybitny ekspert pedagogiki społecznej, były rektor olsztyńskiego WSP. Profesor jest pierwszym mieszkańcem Domu Seniora w Biesalu. Wcześniej śledził inwestycję. Sprowadził się tu w grudniu. Pokój ozdobił prywatnymi obrazami. Ma portret w ołówku z czasów kiedy był rektorem, grafiki kupowane od studentów i obraz primabaleriny z Odessy. Lata 30. Kupił go na targu w Olsztynie od Ukraińca, który zbierał na studia dla wnuczki. Chciał za obraz 100 zł, profesor zapłacił mu 200.

No i jest w pokoju rzecz najważniejsza – regał z książkami. Prof. Kawula wciąż pisze. – Skończyłem pracę nad chyba najpoważniejszą publikacją w życiu. Uznałem bowiem, że już nic lepszego nie wymyślę – mówi. Dzieło prof. Kawuli to „Pedagogika w systemie wiedzy o człowieku”. Zapewne jak poprzednich kilkanaście jego książek, stanie się kodeksem dla studentów pedagogiki. – Takie domy seniorów widziałem kiedyś w Niemczech. Stereotypowo myśli się o tych miejscach, że ktoś kogoś wygnał z domu. Ten przykład pokazuje, że tak nie musi być. Słyszałem o domach opieki dla aktorów, muzyków, przydałby się może jeszcze dla naukowców – dodaje. 8 maja kończy 75 lat.

– Seniorom chcemy zafundować tu drugą młodość. By nie myśleli o praniu, sprzątaniu, zakupach i gotowaniu, tylko w komfortowych warunkach zajmowali się tym, na co mają ochotę. Wreszcie mają więcej czasu na wypoczynek i realizację pasji. Z rodzinami naszych mieszkańców też budujemy więź. Mogą tu przyjeżdżać na kilkudniowe pobyty gościnne oraz warsztaty rodzinne – mówi Karolina Nieścior.

Grafik tygodniowy można tu sobie zagospodarować dość ambitnie. Warsztaty artystyczne pozwalają mieszkańcom odkryć zdolności, jakich nie znali przez ostatnich kilka dekad. Jest muzykoterapia i zajęcia literackie prowokujące do dyskusji o książce. Biblioteka wystarczy jeszcze na kawał życia. W czytelni leży sterta porządnych magazynów, Scrabble i szachy. Przy stole z kartami spotykam panią Zofię. Poruszamy temat książek. Zdradza, że już trochę wzrok nie pozwala na przerzucanie tylu pozycji, ale ulubionej literatury pozytywizmu sobie nie odmówi.

– Bez książki nie potrafiłam żyć – kwituje. To widać, bo zaskakuje elokwencją. I elegancją. Ma 94 lata.

Tekst: Rafał Radzymiński
Obraz: Joanna Barchetto