ROZMOWY NA SCHODACH

CZYLI ZNANE POSTACIE O NIEZNANYCH HISTORIACH.

Zauważyłem, że odkąd zacząłem robić pompki, to poprawiło mi się brzmienie na fortepianie – przyznaje Leszek Możdżer. Kulisy warsztatu pracy tego światowej klasy pianisty kryją jeszcze wiele zaskakujących teorii.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

MADE IN: Czy masz ubezpieczone palce?

Leszek Możdżer: Nie, nie ubezpieczam.

Czy w związku z tym ostrożniej się z nimi obchodzisz?

Nie, choć jakichś głupot nie robię, np. szlifierką kątową staram się nie ciąć. Ale zwykłe prace domowe wykonuję. (śmieje się, pokazując wskazujący palec ze zbitym paznokciem) Lubię majsterkować, więc normalnie wiercę. Ale nigdy z tego powodu nie odwołałem koncertu i nawet jak były jakieś urazy, to zawsze dało się z nimi grać. Wierzę w harmonię panującą w energetyce. Jeśli są w niej dziury, to wtedy łatwo jest o wypadek. Dopóki mam wyrównaną aurę, czyli żyję w zaufaniu do stwórcy, to myślę, że on dobrze wie, po co mnie potrzebuje i zawsze będzie ze mną współpracował. Jestem jego własnością, a o swoją własność zawsze się dba.

Ja grając w kosza wybiłem palec. Pianiście pewnie na tydzień wybiłoby to granie na instrumencie.

W szkole muzycznej zawsze nam powtarzano, że sporty z piłką, przede wszystkim koszykówka i siatkówka, są wykluczone dla pianistów, więc nie łapię się na nie. Na wspinaczkę również, bo na skałkach można uszkodzić opuszki palców.

A jakąś „bezpieczną” aktywność fizyczną uprawiasz?

Mam w domu małą siłownię i jeśli tylko dysponuję wystarczającą ilością sił, to ćwiczę, by wzmacniać mięśnie. Zauważyłem, że odkąd zacząłem robić pompki, poprawiło mi się brzmienie na fortepianie. Ostatnio zaskoczyła mnie masażystka, która robiąc mi masaż stwierdziła, że mam prawy pośladek większy. Każdy pianista operuje prawym pedałem o wiele intensywniej niż lewym, co przekłada się na budowę ciała.

Ile Leszek Możdżer zrobi pompek?

Sześćdziesiąt albo i sto jestem w stanie zrobić, oczywiście z przerwami. Ale kiedy wracam z trasy koncertowej, to czasami nie mogę nawet sięgnąć po telefon. Więc najpierw muszę się zregenerować, a potem stopniowo siadam do maszyn z obciążeniem 20, 30, 35 kilo. A sztangę mam… (myśli). Może przy autoryzacji doślę, bo musiałbym przeliczyć ile tam na niej jest kilo. (dosłał: 40 kg – red.)

Zaskakujący widok pokoju pianisty: atlas i sztanga.

Wystarczyłaby pewnie porządna drabinka, bo na samych pompkach, brzuszkach, skłonach i wiszeniu na rękach można to wszystko zbudować, ale moje ego musiało się obudować tym całym arsenałem narzędzi, by uwierzyć w to, że ja naprawdę nad sobą pracuję.

Bolą cię plecy od przesiadywania przy klawiaturze?

Oczywiście. Mam dosyć mocno nadwyrężony odcinek lędźwiowy. Lekarze przymuszali mnie kiedyś do operacji, ale dzięki pracy nad ciałem, udało mi się tego uniknąć.

Ekspresja ciała podczas grania pomaga niwelować ból?

Ja tej ekspresji nie kontroluję. Proces gry sprawia, że bardziej jestem zaangażowany pod względem mentalnym, ciało zaś musi być na usługach intuicji. Ono zachowuje się w przedziwny sposób, ale kiedy całe ciało jest w aktywności to łatwiej mi utrzymać wiarę, że to, co robię, ma sens. Utrzymanie płynności frazy podczas improwizacji wiąże się z osiągnięciem swoistego stanu umysłu. Często zauważam, np. podczas warsztatów, że kiedy młody pianista siada do fortepianu, muzyka mu się rwie. Proszę go wówczas, by skoncentrował się na czole – na tzw. trzecim oku. Wtedy muzyka zaczyna płynąć inaczej. Ja już to sprawdziłem wielokrotnie. Koncentracja energii na czole jest kluczowym elementem, by uzyskać płynność w grze. Nie wiem dokładnie jak to działa, ale to po prostu działa. A ciało, jak ciało – po prostu robi to, co mu pasuje.

Dlaczego na scenie grasz boso?

Jestem częścią ziemi. Tak naprawdę jestem nagi. Jest we mnie zwierzęca część, którą też trzeba uszanować. Wyrzuć psa z samochodu 60 km od domu, a on i tak wróci, i to bez GPS-a. Musimy wrócić do instynktów w które wyposażył nas stwórca. Przesuwanie wszystkiego w stronę rozumu, umysłu, logiki i inteligencji zabija nas. Jestem oburzony pychą współczesnej nauki i medycyny. Znam ludzi, którzy wyleczyli się z migren, chorób, zaburzeń równowagi, psychiki właśnie poprzez chodzenie boso. Tu chodzi o bioelektrykę. Każdy erytrocyt musi mieć sześć milivoltów napięcia i wtedy one pojedynczo podróżują po krwiobiegu. Chodząc boso, regulujesz sobie bioelektrykę zgodnie z napięciami matki ziemi. Kiedy ja wychodzę boso na scenę to mówię o tym, że tak naprawdę nie istnieje konflikt między naturą a kulturą.

Jak radzisz sobie z palcami grając w nieprzyjemnym zimnie?

Pracując kiedyś jako organista w kościele, grało się na mszach polowych i w mróz. Koncerty plenerowe w niskich temperaturach też mi się zdarzają. Jak sobie radzić? Wszystko zależy od tego czy uda się rozgrzać mięśnie od środka. Wykonywałem „Piano phase” Steva Reicha w Hali Ocynowni w Krakowie, w której było bardzo zimno. Zastosowałem wtedy sposób Glenna Goulda, który zakładał gumowe rękawiczki i moczył ręce w wiadrze z gorącą wodę. Nie sprawdziło się to do końca, bo jednak mięśnie muszą być rozgrzane od wewnątrz, cały krwiobieg musi być ciepły. Nie wystarczy sztuczne rozgrzanie mięśni od zewnątrz, bo one i tak nie złapią temperatury.

Masz swoje sprawdzone sposoby?

Próbowałem wszystkiego, ale nie ma jak porządnie rozegrać się na 2–3 godziny przed koncertem i dać odpocząć mięśniom. One dość szybko wracają do właściwej temperatury, do elastyczności. I wtedy są posłuszne. Albo stosować stary wypróbowany sposób: po prostu trzymać ręce w kieszeniach.

Ponoć swojego stroiciela fortepianów masz pod Iławą?

Tak, to Mirek Mastalerz, przyjaciel chyba większości pianistów w Polsce. Wspaniały człowiek i charakterystyczna postać.

* Leszek Możdżer – pochodzący z Gdańska pianista jazzowy światowego formatu. Na scenie i w studiu grał u boku największych nazwisk. Nagrał ponad 100 albumów, poszukuje odważnych artystycznie projektów, wielokrotnie uznawany Muzykiem Roku. 23 marca skończył 47 lat (z czego 42 za klawiaturą). 25 lutego zagrał w Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej podczas gali Ikony Warmii i Mazur. I znów eksperymentował z brzmieniem – tym razem między struny koncertowego Steinwaya wtykał chusty, różaniec oraz hinduski rudraksh.

Rozmawiał: Rafał Radzymiński, na schodach przy ul. Dąbrowszczaków 14 w Olsztynie, 25 lutego o godz. 21 przy temperaturze –13°C
(podczas zdjęć Leszek Możdżer zdjął kurtę i czapkę, więc spróbowałem dorównać mistrzowi i ja)
Obraz: Arek Stankiewicz