Powstały na przekór warunkom klimatycznym regionu. Wina z Warmii i Mazur są połączeniem eksperymentów, ciężkiej pracy, pasji i historii. Jak smakuje trunek z tak zwanego cool climate?

Podobno pierwsi byli Krzyżacy. W kronikach historycznych można trafić na opisy średniowiecznych pruskich winnic, które porastały tereny przy gotyckich zamkach i kościołach. Jak i kiedyś, tak i dzisiaj, klimat nie sprzyja. Są jednak odmiany winorośli, którym północ, jej mroźne zimy, zmienne temperatury, krótki okres wegetacji roślin i deszczowe lata – niestraszne. Dlatego na Warmii i Mazurach jesienią rusza winobranie. I choć nie na taką skalę jak we Francji, Włoszech czy choćby w regionie podkarpackim i lubuskim – polskich zagłębiach wina, ale na kilkaset butelek rocznie wystarcza.

MARKA Z PRUSKIM WODZEM 

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

– Po kupnie gospodarstwa nad jeziorem Bogdańskim, zastanawialiśmy się, jak wykorzystać południowe, nasłonecznione zbocze – wspomina Krzysztof Lenkiewicz, właściciel Warmińskiej Winnicy w Skajbotach. – Zainspirował nas Edward Cyfus, historyk i regionalista, który wspomniał o produkcji tutejszego wina przed wiekami. Opowiedział nam też historię o Herkusie Monte, XIII-wiecznym pruskim wodzu, który stanął na czele powstania przeciwko Zakonowi Krzyżackiemu. Pomyśleliśmy, że mógłby też stanąć na czele naszej marki.

Po przeszkoleniu u plantatorów na południu Polski, zainwestowali w sadzonki typu Rondo, Aurora, Jutrzenka, Bianca. W 2009 roku wypili swoje pierwsze wino. I gdyby ta próba winiarska spaliła na panewce, pewnie odpuściliby sobie na zawsze. Ale bogaty bukiet smakowo-zapachowy rozpalił entuzjazm i zachęcił do dalszych wysiłków. Bo winorośl domaga się uwagi i ciągłej ochrony przed chorobami, mszycami i zimnem. Nie służą mu zwłaszcza wiosenne przymrozki, kiedy rośliny zaczynają pączkować.

– Przymrozki majowe potrafią zniszczyć to, co udało się ochronić zimą – tłumaczy Jerzy Gąsowski, wspólnik w Warmińskiej Winnicy. – Dlatego wzorem innych winnic stosujemy nadymianie z rozpalonych pomiędzy rzędami roślin ognisk. Bywają jednak sezony, tak jak obecny, że trzeba sobie odpuścić wino i dać odpocząć winnicy, zafundować jej „lifting”. A w międzyczasie skupić się na nalewkach, między innymi z owoców pigwowca, w których – przy okazji produkcji wina – wyspecjalizowaliśmy się.

Jeden rok przestoju – żadna strata. Piwniczka Warmińskiej Winnicy pod Dywitami pęka w szwach. Na leżakujące tu białe i czerwone wino marki Herkus Monte z poprzednich, urodzajnych lat, znajdują się amatorzy z różnych części świata, przyjeżdżający odpocząć na Warmię.

– Nie ma czegoś takiego, jak dobre i złe wino, bo każdy z nas ma inne podniebienie – tłumaczy Krzysztof. – Liczy się też atmosfera. Jeden z naszych gości podał przykład: butelka pita z żona na plaży miała zupełnie inny smak, niż ta sama pita potem w samotności. Dzielenie się doznaniami to jeden z elementów winiarskiej kultury. Ale w Polsce mamy jeszcze dużo do nadrobienia w tej kwestii.

NIEBIAŃSKA CIERPLIWOŚĆ

„Wino zrodzone z pasji i gwiazd pod niebem Mikołaja Kopernika” niedługo będzie można skosztować w Truszczynach pod Działdowem. Właściciel tutejszego obserwatorium astronomicznego zaraził się winiarską pasją podczas podróży po świecie. A że terenu ma pod dostatkiem, część najbardziej nasłonecznioną obsadził 700 krzewami winorośli.

– Przetestowałem ponad 20 odmian i kilkanaście z nich sprawdziło się w tutejszym klimacie – mówi Robert Szaj, właściciel obserwatorium astronomicznego. – Mrozoodporną odmianę Swenson Red, podobnie jak wiele innych, stworzył Amerykanin Elmer Swenson, który o dziwo nie opatentował swojego wynalazku. Można z nich robić naprawdę świetne wina.

Patronem winnicy, tak jak prowadzonej przez Roberta fundacji, został Mikołaj Kopernik. Na etykiecie białych, czerwonych win i nalewek – układ heliocentryczny plus portret słynnego astronoma i lekarza. A dizajnerskie tłoczone butelki, m.in. z Jowiszówką, Merkurówką czy Saturnówką, wyprodukowała prestiżowa firma Dekorglass z Działdowa.

– W dzieciństwie przyglądałem się, jak ojciec robi napoje winopodobne z owoców – wspomina pochodzący z Pasłęka Robert. – Kiedy po latach otworzyłem swój pierwszy galon, satysfakcja z efektu była ogromna. Postanowiłem jednak zainwestować w wiedzę i zapisałem się do Studium Praktycznego Winiarstwa w Jaśle. Podstawą produkcji jest higiena, poza tym do efektu końcowego dochodzi się metodą prób i błędów, więc trzeba niebiańskiej cierpliwości. Raz na przykład, dodałem za dużo siarki. Po otwarciu butelki wino uderzyło po nozdrzach ostrym zapachem. Ale po paru godzinach wywietrzało, a smak okazał się świetny. Moje wino powstaje na potrzeby fundacji rozpowszechniającej wszechstronne dziedzictwo Kopernika, jest jej kulinarną wizytówką.

SERCE I PASJA

Nazwa Winnicy Steinberg w Szczecinowie na Pojezierzu Ełckim nawiązuje do pruskiej wsi założonej prawie 500 lat temu nad jeziorem Szóstak Duży. 20 lat temu kupili tu gospodarstwo pochodzący z Ełku Leszek i Bożenna Chocian. Pierwsze nasadzenia różnych odmian winorośli wykonali w 2008 roku, a po trzech latach powstało i zostało zabutelkowane pierwsze wino z odmian Seyval Blanc & Bianca.

– Specyfika polodowcowego krajobrazu Mazur Garbatych sprawia, że co kilkaset metrów może występować inny mikroklimat – tłumaczy Leszek. – I mimo jego surowości, udaje nam się wyhodować nie tylko winogrona, ale też np. szparagi. Dodatkowo przez te wszystkie lata testujemy na terenie winnicy różne pojedyncze sadzonki winorośli, które dystrybutorzy podrzucają nam w prezencie. Liczą na nasze opinie dotyczące możliwości ich uprawy w tzw. cool climate. Staliśmy się małym ośrodkiem doświadczalnym.

Pierwsze wina i miody pitne okazały się na tyle smaczne, że trafiły na konkursy winiarskie. Sukcesy zdopingowały właścicieli, więc opatentowali markę Steinberg. W winnicy znajduje się obecnie 450 krzewów, a Leszek spędza przy nich każdą wolną chwilę.

Uprawa winorośli stała się dla mnie antidotum na stres zawodowy – tłumaczy właściciel. – Na co dzień, prowadząc swoją firmę, podejmuję często trudne decyzje, a przy winoroślach odpoczywam, wyciszam się. I nie ważne czy uda się zrobić 100, czy 200 litrów wina. Nie potrzebujemy dużej ilości, ale pracujemy nad jakością. To produkcja na potrzeby rodziny i przyjaciół. Odkąd prowadzę winnicę skończyły się dylematy, co kupić innym w prezencie. W każdej butelce jest kawał mojego serca i pasji.

Tekst: Beata Waś, obraz: Arek Stankiewicz, www.shutterstock.com