No to jedziemy do Monte Carlo. Można narzekać na przesłodzone życie tamtejszych rezydentów, ale nikt nie odmówiłby posmakowania tego choćby na chwilę. Ach, zapomniałem, że jedziemy Skodą Fabią w wersji Monte Carlo. Skodą do Monaco? No to poczytajcie kto był tam pierwszy.

Krótki rys dla wprowadzenia. Mote Carlo to skupisko bogactwa na metr kwadratowy o takim stężeniu, że po godzinie nie chce ci się już oglądać za kolejnym Astonem Martinem czy Bentleyem. Tam bogacze przyjeżdżają celebrować życie i przepuszczać pieniądze. Ale dwa razy w roku Monte Carlo świętuje coś więcej: w styczniu to Rajd Monte Carlo, który otwiera sezon rajdowy na starym kontynencie, zaś w maju podczas Grand Prix Monte Carlo Formuły 1 ściągają nawet ci arcybogacze, którzy królową motorsportu nie interesują się w ogóle. Bo wtedy jest tu cała śmietanka.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Z naszą Skodą Fabią bliżej do tej pierwszej imprezy. W tym sezonie w klasie WRC2 Skoda Fabia w specyfikacji R5 pokazała klasę rajdową i szampan na jej kierowców lał się z najwyższego stopnia podium. Skoda w Rajdzie Monte Carlo brylowała już wieki temu. Może nie dosłownie, ale w czasach jeszcze przedwojennych. Rajd Monte Carlo bowiem to najstarszy na świecie do dzisiaj rozgrywany cykl rajdowy, który debiutował w 1911 roku. Już w kolejnym sezonie pewien hrabia (tak, tak, kiedyś ścigali się wyłącznie dżentelmeni) próbował w rajdzie swych sił w aucie Laurin&Klement, czyli protoplaście dzisiejszej Skody. Pierwsza Skoda zaś wystartowała w Monte Carlo dopiero 24 lata później. Był to model Popular i startująca nią załoga zajęła – uwaga! – drugie miejsce. Z kolei w 1961 roku dwie Skody Octavie stanęły na podium. Po 16 latach sukces powtórzono na Skodach 130 RS.

Nic więc dziwnego, że dla rasowo wyglądających Fabii, Skoda zarezerwowała właśnie wersję sygnowaną słynnym logotypem Monte Carlo. 

Oto nasza czerwona (wiadomo, czerwone są najszybsze) nowość, którą po Warmii i Mazurach zrobiliśmy równo tysiąc kilometrów, by dotrzeć do wszystkich naszych punktów dystrybucji. Fabia od jesieni sprzedawana jest w najnowszej odsłonie i idzie na kolejny rekord. Od debiutu w 1999 roku sprzedało się dotychczas ponad cztery mln egzemplarzy. Jeśli chodzi o wersję combi, to w tej klasie nie ma popularniejszego auta. Ten pozornie niewiele zmieniający się styl Fabii od lat jest na szczytach najlepiej sprzedających się aut miejskich, więc zwyczajnie ma ono jakieś drugie dno, które gwarantuje mu te niesamowite statystyki. 

No właśnie – ten styl, który trafia w gusta szerokiej publiki. Najnowsza odsłona jest zdecydowanie najbardziej rasowa. Przemodelowano przód, podcięto charakterystyczny grill, wysmuklały klosze lamp – wprowadza to dynamiczny akcent w ogólnym wizerunku auta. I z przodu, i z tyłu oświetlenie jest w technologii LED.

Ale styliści nowej Fabii najbardziej skupili się na jej wnętrzu oraz technologii. Poszło to wszystko zdecydowanie w kierunku młodszego użytkownika – wyraźnie ciekawsze wzory i kroje tapicerek (nasza wersja Monte Carlo ma naprawdę pięknie wyglądające kubełkowe fotele z pikowaną tapicerką i czerwonym szwem) i centralny 6,5-calowy wyświetlacz z nowymi możliwościami obsługi systemów pokładowych, a także dodatkowe porty USB dla pasażerów z tyłu. 

No i teraz największe zaskoczenie – najnowsza Fabia nie ma już w gamie silników Diesla. Są same trzycylindrowe o pojemności litra. Dwa zwykłe MPI: 60 (niedostępny w combi) i 75 KM oraz dwa TSI, które naprawdę dostarczają miłych doznań: 95 i 110 KM. Na odcinkach Rajdu Monte Carlo wciąż oglądałyby kurz po każdej ze startujących tam rajdówek, ale w codziennym użytkowaniu te temperamentne TSI zupełnie wystarczą (nasza combi z siedmiobiegową skrzynią DSG startuje do setki w 10,2 s. i jedzie do 195 km/h – kiedyś takie osiągi miały małe GTI). 

Wizualnie Fabia Monte Carlo robi wrażenie bojowego auta. Zwłaszcza kiedy jest doposażona w parę dodatków, które tylko doprawiają jej smaku: 17-calowe koła, szklany dach czy sportowa kierownica, tylny dyfuzor, dyskretne spoilery. Lista dodatków w naszym testowym egzemplarzu wynosiła aż 33 tys. zł (m.in. adaptacyjny tempomat, bezkluczykowy system, monitorowanie martwego pola czy alarm ostrzegający podczas cofania z parkingu, że oto zbliża się pojazd, którego nie widzimy zza kierownicy), więc bazową cenę naszej Fabii (combi 1,0 TSI 110 KM DSG), z 67 800 zł (to najdroższa Fabia w cenniku) podbija do magicznych 100 tys. zł. To sporo? Wszystko zależy z jakiego miejsca na ziemi na to spojrzeć. W Monte Carlo byłem kiedyś w klubie, w którym butelka szampana kosztowała i 10 tys. euro. Przyznacie, że zamienić dwie flaszki za Fabię Monte Carlo to całkiem dobry interes.

Tekst: Rafał Radzymiński, obraz: Michał Bartoszewicz

Na zdjęciach: Skoda Fabia combi Monte Carlo 1,0 TSI 110 KM DSG, cena 67 800 zł (wersja podstawowa od 39 250 zł)