Choć futbol amerykański ma w Olsztynie ledwie pięcioletnią tradycję, to na mecze przychodzą tłumy. Co ciekawego widać z trybun?

Kilkaset kilo żywego chłopa, jeden na drugim, tworzą spektakularną piramidę – czasem akcja na boisku kończy się i tak. Słychać wtedy jęki, zwłaszcza tych w parterze, ale nie ma przekleństw czy niecenzuralnych gestów. Wstają, otrzepują się i przybijają sobie „piątki”. Gdyby padło choć jedno niewłaściwe słowo, cała drużyna straciłaby punkty i została ukarana cofnięciem akcji.

Futbol amerykański to zbiorowa odpowiedzialność. Bartosz Bania, koordynator sekcji futbolu amerykańskiego AZS UWM, nie kryje, że w amerykańskiej dyscyplinie ujął ich brak miejsca na solowe popisy. To czysta gra zespołowa, w dodatku wybrana wyłącznie z pasji, nie dla pieniędzy. Bo futbol amerykański w Polsce opiera się na zawodnikach, którzy za swoją grę nie tylko nie biorą kasy, ale często sami opłacają składki klubowe, kupują sprzęt i zrzucają się na wyjazd na mecz.
– A poza tym to sport, który nie dyskryminuje. Jesteś otyły i powolny? – nadajesz się do obrony rozgrywającego. Jesteś chudy i szybki? – wymkniesz się przeciwnikowi z piłką. Chodzi o to, aby możliwości zawodników uzupełniały się. Tak jak i charaktery – trzeba nam nadpobudliwych i stabilnych emocjonalnie. Zawodowo też jesteśmy z różnych bajek: od pracowników fizycznych, przedsiębiorców, policjantów, po nauczycieli i prawników – obrazuje.

KLIKNIJ, aby posłuchać naszego podcastu
MADE IN Warmia & Mazury Podcasts

Choć tradycje futbolu amerykańskiego sięgają końca XIX wieku, w Polsce dyscyplina zaczęła się rozwijać 12 lat temu. Działają cztery ligi plus juniorska. Olsztyńscy Jeziorowcy dołączyli do grona polskich drużyn w 2010 roku.

– Pisałem właśnie pracę magisterską o menadżerstwie w sporcie i zerkałem na finał futbolu amerykańskiego w telewizji – wspomina prezes Bartek. – Uderzyło mnie, że na infografice, którą potem znalazłem na stronie polskiego związku, nasz region był jedną z dwóch białych plam na mapie polskich drużyn tej dyscypliny. Pierwszych ochotników zebrałem na forach internetowych. Byli to młodzi ludzie bez większego pojęcia o zasadach gry, jednak już próbujący swoich sił podczas grania na podwórkach, bez ochraniaczy. Zaczęliśmy trenować z rugbistami, którzy działali przy uczelni OSW. Po jakimś czasie ich drużyna się rozsypała, a nam wciąż przybywało chętnych.

Mimo iż jajowata piłka waży zaledwie kilkaset gramów, to zakratowane kaski i opancerzenie na ramiona są obowiązkowym wyposażeniem futbolistów. Bo walczących o piłkę kilkudziesięciu zawodników o zróżnicowanej posturze i mało subtelnych ruchach potrafi spowodować niezłe kolizje kaskami, podczas których – jak porównują – jest jak w garnku. Słyszy się głośny huk. Ale dzięki temu futbol amerykański jest widowiskowy. I to już od wejścia na boisko – przy głośnej muzyce, w smugach dymu z rac i z okrzykami bojowymi. Dynamiczna rozgrzewka ma nie tylko pobudzić mięśnie, ale jest też elementem psychologicznym. Każde ćwiczenie, odliczane okrzykiem przez czterdziestu wielkich facetów, ma wzbudzić w przeciwniku respekt, no i świadczyć o zgraniu, sile i pewności siebie.

Co potem? Potem jest tylko ostrzej.
W meczach podzielonych na tury nie ma płynnej akcji, tylko krótkie starcia, w których piłka przekazywana jest głównie z rąk do rąk lub rzucana do skrzydłowych. Wygrywa drużyna z największą liczbą punktów, otrzymywanych za przechytrzenie przeciwnika.
Lakersi ostro trenują dwa razy w tygodniu. Najpowszechniejsze ćwiczenie, które ukazuje silne i słabe strony, to „Oklahoma drill” – walka dwóch na jednego albo dwóch na dwóch. Bez względu na układ i tak często puszczają nerwy.

No i trening taktyczny, czyli strategia i umiejętność przechytrzenia przeciwnika. W meczu na dane hasło rozgrywającego każdy ma znać swoją rolę: kogo blokować, a kogo chronić i gdzie otworzy mu się przejście. – To sport, który najbardziej przypomina średniowieczną walkę, w której od wejścia na pole bitwy do ostatniego gwizdka wszystkie szczegóły mają wpływ na zwycięstwo lub porażkę – porównuje trener Rafał Zapadka.

Życie prywatne zawodnicy podporządkowali pasji. Każdy mecz w Olsztynie zamienia się w rodzinny piknik. Jak na amerykański sport przystało, na trybunach pachnie hamburgerami i popcornem. Panie mogą zawiesić oko na opancerzonych, postawnych zawodnikach, panowie na pięknych cheerleaderkach, a dzieciaki w tym czasie objadają się słodkimi donatami. A, i z angielskiego można się poduczyć. Komendy na boisku padają częściowo w języku oryginalnym – dla ujednolicenia zasad gry na świecie.
W 2011 roku Lakersi po raz pierwszy zmierzyli się z ekipami z innych miast w amatorskiej lidze, tzw. PLFA 8. Choć mecze przyniosły im sromotne porażki, to podbili serca klubów-rywali. Zawsze na koniec pozują do wspólnego zdjęcia (wtedy już nikt nie pamięta zatargów z meczu) i krzyczą: „Raz, dwa, trzy, cyyyyycki”. – Krzyczymy „cycki!”, bo to najlepsza metoda na dobry uśmiech zachowany na zdjęciu – wyjaśnia żartem Bartek. Dodaje, że ich drużynę nazywano trollami. – Przez pierwsze lata brakowało nam taktyki, bazowaliśmy na masie i sile fizycznej. Ale mieliśmy dystans do własnych słabości. Każdy mecz uczył i był okazją do spotkań z innymi pasjonatami. Na zakończenie sezonu w PLFA 2 dostaliśmy od zawodników warszawskiej drużyny „pałę trolla” – kij przypominający kość mamuta – wyjaśnia.
To przechodnie trofeum, które po każdym meczu przejmuje wybrany przez trenera najlepszy zawodnik meczu. Maczuga towarzyszy Lakersom przy pamiątkowych fotkach oraz podczas wejścia na murawę.

Co roku Lakersi ogłaszają nabór na nowych zawodników. W tym sezonie dołączyli do struktur AZS UWM. Na uniwersyteckim stadionie trenują i rozgrywają mecze. Zależy im na przyciągnięciu do drużyny młodzieży i przyszłych studentów. I wprowadzeniu razem z UWM motywującego systemu rodem z zachodnich uczelni, który zapewni sportowcom dodatkowe punkty w indeksie i miejsce w akademiku.

Trener Rafał Zapadka, na co dzień wicedyrektor Domu Dziecka w Olsztynie: – Każdy może spróbować futbolu już od 14. roku życia, nie wymagamy tu żadnych predyspozycji. Pamiętam z zabaw w dzieciństwie, że najgrubszy zawsze stawał na bramce. U nas otyłe dzieci mają szansę na równi z innymi.
Lakersi-juniorzy to w tej chwili jedni z najlepszych w polskiej lidze. Dwa lata temu doszli do finału mistrzostw Polski. – Widzę po swoich wychowankach, jak sport wpływa na rozwój, poczucie własnej wartości – podkreśla trener. – Daje szansę wykazania się na równi z innymi, bez względu na środowisko, z jakiego się pochodzi. Przejście szkoły futbolowej uczy stawiania sobie ambitnych planów, walki o swoją przyszłość.

A Bartek dodaje: – W czasach, kiedy rodzina przeżywa kryzys, a młodzi ludzie spędzają życie przed komputerem, amerykański futbol to ciekawa propozycja. Tym bardziej, że jest boom na wszystko, co amerykańskie. Taki sport bardzo integruje zespół, jesteśmy jak 45-osobowa rodzina, która dzieli porażki i radości. Jest między nami wiele różnic, ale łączy jedna pasja. Grubi śmieją się z chudych, chudzi z grubych, więc bez względu na to, czy ma się na brzuchu „kaloryfer” czy „bojler”, warto spróbować. Nam sport odmienił życie. No i stworzyliśmy sobie w Olsztynie taką małą Amerykę.

Tekst: Beata Waś, Obraz: Michał Bartoszewicz