Żadnych kostiumów czy dekoracji. Tylko scena i człowiek. I codzienność przefiltrowana przez poczucie humoru i dystans. O fenomenie sceny stand-up comedy w Polsce rozmawiamy z Arkadiuszem Jakszewiczem, jednym z liderów sceny Stand-up Warmia.
MADE IN: Ćwiczysz swój program przed wyjściem na scenę?
Arkadiusz Jakszewicz: Ćwiczę podczas występów zwanych „testowanie materiału” lub na tzw. open mic, kiedy wychodzimy na pięć minut przed gwiazdą wieczoru i sprawdzamy nowe żarty. Uczenie się na blachę bez publiczności nic nie daje. A tekst z reguły się pamięta, bo sami je tworzymy. Czasami mam ściągę z nazwami kolejnych segmentów żartów, ale na ogół wychodzi to naturalnie, bo na scenie jestem sobą, nie muszę nikogo udawać. To różni stand-up od innych form komediowych.
A jeśli nikt się nie śmieje, masz przygotowany plan B?
Jeśli nikt się nie śmieje, to coś jest nie tak. Źle podaję żarty, może publiczność coś rozprasza, a może akurat dla tych ludzi nie jestem zabawny. Próbuję więc lekko zmienić program, badam czy sprawdzone żarty też nie śmieszą. Albo znajduję jakiegoś kozła ofiarnego na widowni, który lubi wtrącić swoje trzy grosze, a ja muszę mu odpowiedzieć, żeby było śmiesznie. Jeśli to nie skutkuje, to należy szybko zapomnieć o tym występie.
Skąd taka popularność sceny stand up?
Może stąd, że publiczność może się utożsamić z opowieściami występujących. Są one blisko życia, codzienności, bazują na pozornie zwykłych doświadczeniach. Jest alternatywą dla klasycznego kabaretu, świeżą, prostą i bezpośrednią formą. W Polsce scena stand-up rozwija się od około 8 lat. I każdy może spróbować swoich sił jeśli czuje się gotowy. Nie trzeba kończyć akademii teatralnych. Wystarczy nieco odwagi, no i talentu do filtrowania rzeczywistości w zabawny sposób i dialogu z publicznością.
Publiczność jest otwarta na dialog?
Nie zawsze, trzeba wyczuć widownię. Zakładamy, że ci, którzy przychodzą na nasze występy wiedzą czym jest ta forma komediowa. Ale trafiają się osoby przypadkowe, no i zdarza się, że czują się nieswojo. Bo pada za dużo mięsa, albo prowadzący snuje aluzje do grubych czy łysych. Kiedyś w kawiarni na wieczór stand-up zaplątała się grupka starszych pań. Zacząłem program na temat relacji z dziewczyną. Mówiłem, że obserwuję jej kalendarzyk menstruacyjny, bo to dla mnie wyznacznik jej humoru. No i że po jej jednej z podróży cykl się przestawił, nie trafiłem w dobry dzień i skończyło się kłótnią. Mówiłem to po swojemu, nie przebierając w słowach. Panie wyszły oburzone. Więc dokończyłem program podsumowując, że u tych pań też nie trafiłem w dobry dzień, bo niby skąd mam znać ich kalendarzyk, który z pewnością nie jest już aktualny…
Życie ci pisze scenariusze czy trochę je prowokujesz?
Najczęściej życie, ale kiedy dłuższy czas nic się nie dzieje, zaczynam szukać okazji. Np. zaczepiłem Cygankę, dałem jej 2 zł i poprosiłem o wróżbę. Czułem, że może być dobry materiał na scenę. Cyganka: niech da jeszcze 10 zł. I opowiada mi o tym, że będę żył długo i całe życie z ta samą kobietą, wygram w totka itp. Na informację na temat numerów w totka nie miałem już kasy, więc poprosiła chociaż o papierosa. Ja na to, że nie palę. A ona: no przecież wiem.
Dlaczego tak niewiele kobiet na scenie stand-up?
Są w zdecydowanej mniejszości wśród kilkudziesięciu stand-uperów w Polsce. Faceci bardziej lubią się popisywać, mają parcie na szkło. Poza tym myślę, że kobiety są bardziej emocjonalne, ciężko znoszą krytykę, scena je stresuje. Po facecie wszystko spływa szybciej w przypadku niepowodzenia.
Da się żyć ze stand-upu?
W zeszłym roku zrezygnowałem z etatu. Gram, ale też prowadzę wieczory stand-up i średnio 20 dni w miesiącu jestem na scenie. W regionie nieustannie zgłaszają się chętni do organizacji wieczorów stand-up. Dobrze działa scena w Olsztynie, Elblągu czy Ełku, ale chyba najlepiej w Mrągowie, gdzie na comiesięczne spotkania przychodzi ponad 200 osób. Myślę, że średnia wieku to około 30 lat, ale zdarzają się osoby w podeszłym wieku. Niepełnoletnich nie wpuszczamy.
Jaką tematykę publiczność szczególnie „kupuje”?
Chyba tematy dotyczące spraw partnerskich, seksu itp., ale każdemu komikowi co innego w duszy gra. Np. Julek Sipika z Łodzi porusza temat niepełnosprawnych, bliski jemu samemu. Ja często mówię o rudych. Przez lata szkolne przeżyłem gehennę z powodu koloru włosów. Sięgam w programach do społecznych stereotypów, uwielbiam tematy historyczne. Zdarza się, że widzowie po występie dziękują za ciekawostki historyczne podane w zabawny sposób. Fajnie byłoby gdyby przedmioty w szkole były wykładane z humorem.
fb.com/standupwarmia
Rozmawiała: Beata Waś, obraz: Bogusław Zdanowski