Żonę trzeba zacząć urabiać dwa lata wcześniej… Oto jak trójka śmiałków z Olsztyna przygotowuje się do wyzwania życia: przejechania na motocyklach od Alaski po Ziemię Ognistą.
 
Przemek Andrzejczak znalazł metodę: w domu zaczął mówić o miesięcznej wyprawie. Oswajał. I po dwóch latach doszedł do niemal czterech miesięcy. Czyli tylu,
ile od początku planowali.
 
2 września o godz. 10.40 w kierunku Alaski odleci trzech spragnionych wrażeń olsztyniaków: znany już Przemek, Tomasz Sarnowski i Jan Wojciechowicz. Przez kolejnych 120 dni będą przemierzać na motocyklach obydwie Ameryki, by dotrzeć do Ziemi Ognistej. Stamtąd do Buenos Aires i szczęśliwie do domu. Aha… jak się zgrają z terminem, może zaliczą karnawał. Ale o tym nikt nie wie.
 
Razem 35 tysięcy kilometrów. I po co?
Ameryka zrodziła się w ich głowach, konkretnie Przemka, dwa lata temu podczas motocyklowej czterotygodniowej wyprawy do Gruzji. Wtedy wyruszyli w szóstkę. Każdy miał już na koncie wiele eskapad, więc stopniując wyzwania, palec wskazujący nie mógł nie wylądować na mapie gdzie indziej, jak za Atlantykiem. Tym razem jednak nie chcą gonitwy i dakarowego tempa, tylko zwiedzać wszystko, co zwiedzania warte. Podróż musi więc trwać. Przemek, Tomek i Janek prowadzą firmy, więc po pierwszym pytaniu o te rodzinne zgody, padło drugie: a co z firmami?
– Jak firma bez ciebie nie może funkcjonować, to nie jest to poważny twór – wyrwał się z odpowiedzią Przemek, który akurat z całej trójki ma najkrótszy staż w prowadzeniu biznesu. I szybko dodaje, że przez dwa lata tak restrukturyzował kadrowo firmę, by właśnie móc zniknąć na tak długi czas.
Ale Janek, z koleżeńską ironią w głosie, szybko pociesza: – Wrócisz z takimi przemyśleniami, że w razie draki będziesz miał jeszcze większy zapał, by stworzyć nową.
 
Janka też pytam o strach, ale już ten wyprawowy. Bez zwłoki odpowiada, że to Meksyk z ich młodocianymi bandytami, którzy nie uznają żadnych zasad.
Sprzęt. Pojadą na turystycznych enduro. Przemek z Jankiem na KTM 1190 Adventure. Tomek na BMW GS1200, nazywanym przez jego córkę „Irenką”. Z ubrań zabierają tylko profesjonalną odzież motocyklową na wszelkie możliwe warunki pogodowe. Codzienne ciuchy będą kupować na bieżąco. I wyrzucać, kiedy się pobrudzą.
Główną osią wyprawy jest słynna Panamericana, ciągnąca się – z grubsza ujmując – przez obydwie Ameryki.
 
– Ale kiedy się tylko da, będziemy ją omijać. Chcemy od kuchni poznawać prawdziwe życie w krajach, które będziemy przejeżdżać – uzasadnia Tomek. Zaliczą ich 12.
– Przez pierwsze trzy-cztery dni będzie bolał tyłek.
Potem uodporni się. Wiem to z doświadczenia – dodaje Tomek, kiedy pytam o zwykłą kondycję w siodle.
 
– Co przywieziemy z wyprawy? – Janek powtarza zadane mu pytanie. – Emocje. Wszystko inne można sobie dzisiaj wyświetlić.
Poprzez satelitarne urządzenie namierzające będą w łączności z koordynatorem eskapady w Olsztynie. Ich lokalizację będzie można śledzić przez sygnał GPS. W kufrze Tomka BMW będzie podróżowała jeszcze mała pluszowa mysz, którą dostał od córki kilka wypraw temu. Janka pluszak ma na imię Stefan. Też jedzie. Przemek po Gruzji jeździł z talizmanem. Gdzieś go zawieruszył. – Ale jak opowiem o tych pluszakach córce, to też pewnie coś ze swoich zbiorów mi da – liczy.
 
Tekst: Rafał Radzymiński
Obraz: Joanna Barchetto
 
wyprawa